Jeśli uda się repolonizacja drugiego co do wielkości banku na naszym rynku, to na nim może spocząć ciężar finansowania inwestycji firm
O prawie 3 proc. podrożały wczoraj akcje Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń. Na koniec sesji kosztowały 25,49 zł. Tak inwestorzy zareagowali na informacje o negocjacjach w sprawie odkupienia akcji Banku Pekao od włoskiej grupy UniCredit. Jak wczoraj pisaliśmy, PZU wspólnie z państwowym Polskim Funduszem Rozwoju chcą odkupić od Włochów 33 proc. walorów Pekao. Punktem odniesienia dla ceny są bieżące notowania polskiego banku – kurs jest na poziomach najniższych od 2009 r. Oznacza to, że nabywcy nie powinni przepłacić. Kurs Pekao wzrósł wczoraj o 0,8 proc., do 121 zł. Wzrost był ograniczony ze względu na ryzyko większej podaży akcji – Włosi, którzy posiadają 40,1 proc. walorów Pekao, mogą kilkuprocentowy pakiet sprzedać na giełdzie (podobnie, jak zrobili z 10 proc. papierów w lipcu).
Zdaniem naszych rozmówców z branży, oprócz uzasadnienia politycznego w postaci repolonizacji Pekao (jego kupno oznaczałoby, że w rękach krajowego kapitału byłaby ponad połowa aktywów systemu bankowego), w grę wchodzi wykorzystanie kontrolowanej dziś przez Włochów instytucji do mocniejszego finansowania inwestycji w gospodarce. Powód? Pekao to obecnie bank z największymi rezerwami kapitału, który może być wykorzystywany na akcję kredytową.
/>
Przy aktywach rzędu 166 mld zł kapitały własne Pekao wynosiły w końcu I półrocza ok. 22 mld zł, a współczynnik kapitałowy – podstawowa miara bezpieczeństwa instytucji kredytowych – przekraczał 18 proc. W przypadku Pekao wymagany współczynnik (uwzględniając ogłoszone niedawno przez nadzór tzw. bufory dla podmiotów o znaczeniu systemowym) to 14 proc. Oznacza to, że ponad jedna piąta kapitału może być jeszcze wykorzystana. Przekłada się to na ponad 36 mld zł „wolnych mocy”, jeśli chodzi o akcję kredytową. Pod tym względem pozycja Pekao jest równie dobra jak czterech innych banków z pierwszej piątki naszego sektora – ale liczonych razem. W obliczeniach założyliśmy, że całość nowych kredytów miałaby 100-proc. wagę ryzyka (odpowiednio zabezpieczone kredyty dla wybranych grup klientów mają wagi niższe – wtedy mniejsze jest obciążenie kapitału).
– W obecnych realiach rosnących wymogów kapitałowych teoretycznie ta transakcja poprawiałaby możliwości finansowania inwestycji przez banki znajdujące się pod kontrolą państwa. Pekao jest w lepszej sytuacji niż np. PKO BP, na który nałożone są dodatkowe bufory w związku z kredytami frankowymi. Pozostaje jednak pytanie, jak na taką zmianę polityki zareagowaliby akcjonariusze inni niż PZU i PFR, a do nich ma przecież należeć co najmniej 66 proc. akcji – zastanawia się Dariusz Górski, analityk DM BZ WBK.
Udziałowcy Pekao są przyzwyczajeni do wysokich dywidend. Są one jednym z powodów inwestycji w drugiego gracza na naszym rynku bankowym również dla PZU. Od 2001 r. bank wypłacił akcjonariuszom w tej formie 22 mld zł. W ostatnich latach regularnie utrzymywał stopę dywidendy przekraczającą 4,5 proc. (w tym roku, przy wypłacie z zysku za 2015 r. było to nawet 7 proc.). Udziałowcy zarabiają więc na akcjach zdecydowanie więcej niż na lokacie albo przy inwestycji w obligacje skarbowe. Znaczące zwiększenie skali działania mogłoby ograniczyć możliwości dywidendowe.
Przyspieszenie akcji kredytowej oznaczałoby dla Pekao znaczącą zmianę. Od wybuchu kryzysu w 2008 r. ta instytucja zwiększyła wartość portfela kredytowego o niecałe 46 proc. To najmniejsza dynamika w grupie pięciu największych banków na naszym rynku. W PKO BP wartość kredytów niemal się podwoiła (to w pewnej mierze zasługa wzrostu złotowej wartości hipotek walutowych, a także przejęcia Nordea Bank Polska), a w ING Banku Śląskim urosła trzykrotnie. Również przed kryzysem Pekao należał do ostrożnych kredytodawców: w latach 2003–2008 wprawdzie niemal potroił portfel, ale w większości był to skutek przejęcia Banku BPH.