Jeśli minister energii Krzysztof Tchórzewski faktycznie zostałby w najbliższym czasie odwołany, to chyba w jego dymisję w końcu nikt nie uwierzy. To jeden z najczęściej dymisjonowanych szefów resortu w rządzie Beaty Szydło. Tuż przed weekendem po raz kolejny pojawiła się pogłoska o jego odejściu, choć w środę szefowa rządu chwaliła jego pracę.
Jeśli minister energii Krzysztof Tchórzewski faktycznie zostałby w najbliższym czasie odwołany, to chyba w jego dymisję w końcu nikt nie uwierzy. To jeden z najczęściej dymisjonowanych szefów resortu w rządzie Beaty Szydło. Tuż przed weekendem po raz kolejny pojawiła się pogłoska o jego odejściu, choć w środę szefowa rządu chwaliła jego pracę.
Pierwszy raz Tchórzewski został odwołany w kwietniu, w dniu podpisania porozumienia pozwalającego uratować Kompanię Węglową, powołującego do życia Polską Grupę Górniczą. Dymisję potwierdzali w mediach nawet politycy PiS. Potem szef resortu energii był dymisjonowany średnio raz czy dwa w miesiącu – np. podczas forum ekonomicznego w Krynicy.
Po odwołaniu ze stanowiska Dawida Jackiewicza, ministra skarbu, głośno zrobiło się o wymianach kadr w spółkach Skarbu Państwa, w których rządzą ludzie Jackiewicza. Tchórzewskiego typowano do Tauronu, gdzie miałby zastąpić Remigiusza Nowakowskiego. Jednak na Tauron chęć ma także zastępca ministra – Grzegorz Tobiszowski będący jednocześnie posłem ze Śląska (Tchórzewski pochodzi z Siedlec).
Dlaczego minister energii miałby być wymieniany? Oprócz stanowiska w Tauronie padają argumenty m.in. o stanie zdrowia, o teczce w IPN czy o wewnętrznym konflikcie w PiS – zwłaszcza że niemal za każdym razem z tych kręgów wychodzą pogłoski o kolejnej dymisji. Realnym problemem może być jednak wizja dotycząca przyszłości sektora węgla kamiennego, nad którym kontrolę sprawuje resort energii.
PiS szedł rok temu do wyborów z hasłem „nie będzie likwidacji kopalń”. Teraz okazuje się, że takie działania są nieuniknione. I wydaje się, że minister Tchórzewski się z tym pogodził – przykładem może być ostatni wywiad dla Wnp.pl, gdzie dał do zrozumienia, że decyzja o zamknięciu kopalni Krupiński jest ostateczna: „Nie mogę podjąć decyzji o podtrzymywaniu Krupińskiego, dlatego że załoga naciska i pokazuje, iż ceny węgla wzrosły, więc Krupiński się zrównoważy”. Sęk w tym, że realna likwidacja kopalń niezbyt się podoba ministrowi Tobiszowskiemu, który odpowiada za górnictwo, ale też za to, by na Śląsku panował związkowy spokój (i na razie dobrze mu to wychodzi – protestów brak).
PiS ma problem z resortem energii. Po pierwsze dlatego, że zmiany w momencie ważenia się losów polskiego górnictwa w Brukseli (na dodatek przed Barbórką) nie będą wyglądać dobrze. Po drugie zaś – kto miałby Tchórzewskiego zastąpić? Żelaznym kandydatem jest zawsze minister Piotr Naimski (pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej), jednak na razie na plotkach się kończy.
Ostatnio można usłyszeć, że pogłoski o dymisji Tchórzewskiego to straszak na związkowców – bądźcie grzeczni, bo dostaniecie ministra, z którym się nie dogadacie. Na razie działa – nie tylko zaprzyjaźniona z PiS Solidarność, ale nawet najwięcej krzyczący zwykle Sierpień ’8 0 m ówi o Tchórzewskim w samych superlatywach.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama