Pamiętają Państwo jeszcze unijnego komisarza ds. sprawiedliwości Didiera Reyndersa? No właśnie – pewnie wielu z Państwa po kilku miesiącach od jego spektakularnego upadku jeszcze go pamięta. Natomiast nie wątpię, że wielu polskich polityków, którzy robili sobie z nim na wyścigi zdjęcia, woli o nim nie pamiętać. Reynders, samozwańczy strażnik polskiej praworządności, sam się okazał człowiekiem umoczonym w tęgą aferę. Symbolem dwulicowego podejścia eurokratów do kwestii standardów prawa i demokracji.
Nie tylko w Brukseli dzieją się dziwne rzeczy. Ot, choćby pojawiające się i znikające projekty regulacji dotyczących jednorazowych e-papierosów. Problemem jest ich dostępność dla osób nieletnich. Podobnie jak kwestia elektroodpadów, jakie stanowią zużyte jednorazówki. Proces legislacyjny w tej sprawie był (i jest) mało przejrzysty, a kolejne wersje regulacji opracowywane w Ministerstwie Zdrowia ewoluowały w kierunku łagodzenia ograniczeń.
Idźmy dalej. Media kilka dni temu nagłośniły to, że choć premier Tusk zakazał urzędnikom spotkań z przedstawicielami prywatnego biznesu w kwestiach regulacji, nad którymi pracuje rząd, to wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski ma się regularnie spotykać w swoim resorcie z lobbystami. Według TV Republika na czele zespołu doradców wicepremiera stoi szefowa ds. public affairs w zagranicznym koncernie telekomunikacyjnym. W 20-osobowej Radzie ds. Cyfryzacji, w teorii mającej skupiać przedstawicieli świata nauki i organizacji branżowych, nie brak innych lobbystów.
Nie ma demokracji bez przejrzystości – tak, tu brukselscy decydenci mają rację. Tylko że owa przejrzystość dotyczy nie tylko procesów wyborczych, lecz także funkcjonowania państwa w różnych jego sferach, od stanowienia prawa począwszy, a na obsadzie stanowisk w instytucjach publicznych skończywszy. Problemem jest to, że w całej Unii Europejskiej politycy i urzędnicy sami chcą decydować, co obywatele mają prawo wiedzieć. A legislacyjne wrzutki, tajemnicze zmiany w projektach, nieformalne rozmowy z biznesmenami zainteresowanymi konkretnymi rozwiązaniami prawnymi stały się niestety elementem politycznego pejzażu.
Pozostanie narzekanie, że obywatele z taką demokracją nie chcą mieć niczego wspólnego. Szkoda, że wcześniej politycy nie zdobędą się na autorefleksję.