Komisja Europejska boi się, że plan odcięcia się od rosyjskich surowców energetycznych osłabi jej pozycję wobec administracji Donalda Trumpa. Prezentacja strategii paliwowej derusyfikacji, której przyjęcie było flagowym postulatem polskiej prezydencji, będzie musiała poczekać.
Polska prezydencja kontra geopolityka
– Niech nikt nie myśli w kategoriach typu: “skończy się wojna w Ukrainie, zakończy się agresja rosyjska wobec Ukrainy, wrócimy do biznesu, tak jak kiedyś i będziemy znowu uzależniali Europę od rosyjskich dostaw”. To się musi skończyć raz na zawsze, bo to uzależnienie między innymi doprowadziło do tej wojny – mówił premier Donald Tusk prezentując w styczniu program polskiej prezydencji w europarlamencie. Jako jeden z priorytetów na oficjalnej stronie internetowej prezydencji polski rząd uwzględnił promocję działań zmierzających do „pełnego odejścia od importu rosyjskich źródeł energii”.
Ale wokół tego, czy w okresie polskiego przewodnictwa w unijnej Radzie sprawa porzucenia rosyjskich surowców energetycznych posunie się do przodu, mnożą się znaki zapytania. W minionym tygodniu zawieszono planowane na 26 marca ogłoszenie „mapy drogowej” odejścia od paliw ze Wschodu. Rzeczniczka prasowa Komisji Europejskiej Anna-Kaisa Itkonen zapewniła wprawdzie agencję Bloomberga, że prace nad dokumentem będą kontynuowane, ale przyznała też, że kolejne odsunięcie w czasie jego prezentacji jest związane ze „zmianami sytuacji geopolitycznej”. A w Brukseli mówi się, że tym razem powrót derusyfikacji energetycznej na agendę KE w późniejszym terminie wcale nie jest przesądzony.
Karta przetargowa na Trumpa albo gazowy nałóg
O co chodzi? Do niedawna zakładano, że eksportowa ekspansja USA m.in. na rynku LNG - gazu skroplonego pozwoli Ameryce załatać deficyt handlowy w stosunkach z Unią Europejską, a Brukseli ułożyć relacje z transakcyjnie nastawioną administracją Donalda Trumpa. Ostatnie ruchy Waszyngtonu, w tym zapowiedź obciążenia importu z UE 25-proc. cłami oraz dywagacje o możliwym zaangażowaniu bliskich Trumpowi biznesmenów w reaktywację projektu Nord Stream 2, skomplikowały sytuację. KE chce negocjować w sprawie taryf i sądzi, że skreślenie opcji importu rosyjskich paliw osłabi jej pozycję wobec administracji Trumpa.
– Komisja uznaje, że publikacja planu odejścia od rosyjskich paliw ułatwi sięgnięcie po gazową broń Donaldowi Trumpowi. Można zrozumieć, że rozmowa o derusyfikacji stała się w nowych realiach bardzo trudna. Ale zachowanie niektórych stron w tej dyskusji przypomina zachowanie nałogowego nikotynisty. Trzy lata nie paliłeś, ale mówisz sobie: no dobra, to jednak sobie zapalę – mówi DGP osoba zaangażowana w prace nad europejską polityką gazową. I dodaje: – Moim zdaniem popełniono błąd cofając się na tak wczesnym etapie. Przecież to miał być tylko komunikat, polityczny sygnał bez twardych zobowiązań, a nie legislacja czy pakiet sankcji. Okazujemy w ten sposób słabość.
Rosyjska czkawka Europy. Warszawa i zieloni chcą rozwodu
Ale jest też inna interpretacja: zgodnie z nią KE daje sobie czas na rozmowy na temat przyszłości dostaw gazu przez Ukrainę z Bratysławą i Kijowem. – Bez tego nie da się zaplanować zakończenia importu, a na razie nie wiadomo, jakie rozwiązanie uda się wypracować i kiedy się pojawi. To raczej polityczna „czkawka” niż zmiana kierunku – przekonuje osoba z instytucji europejskich.
Zgodnie z rocznym programem prac Komisji, który w lutym przekazano unijnej Radzie i Parlamentowi Europejskiemu, prace nad planem powinny zakończyć się w bieżącym kwartale. – Bezpieczeństwo energetyczne jest priorytetem prezydencji i oczekuje ona, że KE dostarczy dokument tak, jak to zapowiadała – mówi nam polska dyplomatka.
Polska prezydencja to nie jedyna strona, która ma powody do niezadowolenia z tytułu prawdopodobnego opóźnienia prezentacji strategii. Rozwód energetyczny z Rosją wskazał jako jeden ze swoich priorytetów unijny komisarz ds. energii Dan Jørgensen, zapowiadając, że plan tego procesu przedstawi w ciągu pierwszych stu dni urzędowania. – W tym przypadku Polska ma wspólne interesy ze zwolennikami szybszej transformacji energetycznej, którzy obawiają się, że fala taniego gazu ze Wschodu będzie ostatnim gwoździem do trumny Zielonego Ładu – uważa jeden z naszych rozmówców.
Samowolka szefowej KE i niemieckie naciski
Według innego źródła DGP decyzja o zdjęciu wydarzenia z agendy KE nie była konsultowana z urzędnikami. – Została podjęta w gabinecie Ursuli von der Leyen, a w jej tle były naciski biznesu niemieckiego – mówi nasza rozmówczyni. – W ogóle by mnie to nie zdziwiło – komentuje te informacje inna osoba dobrze znająca realia brukselskiej polityki. Dodaje jednak, że w kuluarach mówi się też o zaangażowaniu w naciski na opóźnienie prezentacji strategii wiceprzewodniczącej KE Teresy Ribery.
Nasi rozmówcy są zgodni, że zagrożona była też publikacja rozporządzenia w sprawie magazynowania gazu. – Kilka krajów, w tym Francja i Niemcy, było temu przeciwnych. A eksperci sygnalizowali, że ze względu na przetrzebienie magazynów w bieżącym sezonie jest ryzyko niewypełnienia celu 90 proc. do listopada – słyszymy. Ostatecznie projekt zakładający przedłużenie celu 90 proc. zapełnienia magazynów do 2027 r. ujrzał światło dzienne w zeszłą środę. Tym razem ma to być jednak cel orientacyjny, a nie, jak dotychczas, wiążący dla państw członkowskich. Ostateczny kształt rozporządzenia będzie efektem negocjacji z udziałem przedstawicieli państw członkowskich i europarlamentu.