Kolejne kraje dostrzegają, że bez atomu transformacja im się nie uda, a Unia Europejska otwiera się na nowe technologie wspierające dekarbonizację. Ale inwestycji w nowe reaktory nadal jest za mało, żeby odwrócić skutki wieloletniego zastoju branży w krajach zachodnich.

„Nasz przemysł nie może ryzykować utraty konkurencyjności z powodu decyzji o zamknięciu elektrowni jądrowych bez uprzedniego zapewnienia realnej alternatywy ze strony innych bezemisyjnych źródeł” – to zdanie ponad 30 podmiotów sektora, które zaapelowały w zeszłym tygodniu do hiszpańskiego rządu o dialog i renegocjację porozumienia z 2019 r. w sprawie pożegnania z atomem. Dwa tygodnie wcześniej uchwałę o podobnym wydźwięku przyjął, z inicjatywy centroprawicowej Partii Ludowej (liderki sondaży na półmetku kadencji), hiszpański Kongres. Parlamentarzyści wezwali gabinet Pedra Sáncheza do wydłużenia pracy istniejących elektrowni jądrowych. Rezolucja podkreśla rolę atomu w transformacji energetycznej z punktu widzenia dekarbonizacji, stabilności i bezpieczeństwa dostaw oraz cen prądu.

Przedwczesne pożegnanie z atomem

Hiszpania, z siedmioma reaktorami, które odpowiadają za ponad 20 proc. wytwarzanej w kraju energii elektrycznej, wciąż należy do grona 10 krajów z największymi aktywami w energetyce jądrowej na świecie. Zgodnie z przyjętymi pod koniec ubiegłej dekady ustaleniami w ciągu ośmiu lat – poczynając od 2027 r., kiedy ma zostać wyłączony pierwszy z hiszpańskich ponad 1000-megawatowych bloków – Hiszpania ma się stać całkowicie zdenuklearyzowana.

W momencie zaplanowanych wyłączeń żaden z hiszpańskich reaktorów nie będzie miał 50 lat od dnia przyłączenia do sieci. Zgodnie z rekomendacjami międzynarodowych organizacji w przypadku większości reaktorów nie ma przeciwwskazań dla pracy przez 60 lat i dłużej (kilka reaktorów tej samej technologii, które ma Hiszpania, otrzymało już w Stanach Zjednoczonych licencje na pracę do 80 lat). Możliwość dłuższej eksploatacji w przypadku hiszpańskich jednostek potwierdzały analizy i przeglądy bezpieczeństwa. W tym samym czasie, kiedy Madryt projektował swój plan pożegnania z atomem, Międzynarodowa Agencja Energii szacowała, że reaktory jądrowe dostosowane do wydłużonej eksploatacji, są najtańszym ze źródeł dostępnych na rynku UE, oferującym energię średnio o połowę taniej niż nowo wybudowane instalacje wiatrowe czy fotowoltaika.

Reaktory jądrowe wracają do łask

Na początku lutego odwrót od polityki denuklearyzacji zapowiedział nowo powołany rząd Belgii. Zapisy dotyczące odrodzenia przemysłu jądrowego znalazły się w umowie koalicyjnej pięciu ugrupowań tworzących rząd Barta De Wevera. W planach jest m.in. zmiana przyjętej na początku wieku legislacji dotyczącej wygaszania energetyki jądrowej. Mimo to w ostatnich dniach zrealizowano trzecie w tej dekadzie wyłączenie reaktora. Najstarsze z wyłączonych jednostek pracowały po 50 lat. Zakończenie eksploatacji dwóch kolejnych jest spodziewane jeszcze w tym roku. Jeśli tak się stanie, Belgom zostaną dwie jednostki. Ale niedawno rząd belgijski oficjalnie przyłączył się do Sojuszu Jądrowego, zrzeszającego unijnych zwolenników atomu (wcześniej uczestniczył w jego spotkaniach jako obserwator). A organizacje branżowe nie tracą nadziei, że obiecywana zmiana prawa nastąpi dość szybko, by uratować więcej reaktorów.

W tym samym miesiącu powrót do energii z atomu przypieczętowała Japonia, która po katastrofie w Fukushimie sprzed ponad dekady stała się jednym z symboli światowego kryzysu tej gałęzi energetyki. W nowej strategii przyjętej przez Tokio jest mowa wprost o maksymalizacji wykorzystania energii jądrowej. Do 2040 r. udział atomu w miksie ma znowu sięgnąć 20 proc. To poziom niewidziany w tym kraju od 2011 r. Dla porównania, w 2023 r. było to niespełna 8 proc.

– Coraz więcej krajów uświadamia sobie, że nie posiada znacznych zasobów paliw kopalnych. Jednocześnie postępy transformacji klimatycznej pokazują, że odnawialne źródła, ze względu na ograniczenia związane z zależnym od pogody charakterem ich pracy, znacznie podbijają koszty pewności zasilania. W tej sytuacji okazuje się, że jeśli rządy chcą utrzymać ambitną politykę klimatyczną i jednocześnie nie doprowadzić do masowych protestów obywateli związanych ze wzrostem kosztów energii oraz spadkiem poziomu życia, atom jest jedynym rozwiązaniem – komentuje Maciej Lipka, ekspert z ośrodka Nuclear PL.

Renesans atomu czy ostatnie podrygi?

W przypadku obszarów, które dotknął wieloletni zastój w zakresie nowych inwestycji jądrowych lub prowadzących politykę denuklearyzacji deklaracje zmiany kursu to za mało, by odwrócić negatywny dla tej branży trend. W krajach rozwiniętych wciąż więcej mocy jądrowych jest wyłączanych – na podstawie wcześniej podjętych decyzji politycznych lub ze względu na wiek – niż przybywa. Prawdopodobnie w najbliższych latach to się nie zmieni. Projekty, które są obecnie na etapie planowania i mają szanse powstać do końca przyszłej dekady, nie zrównoważą skutków starzenia się istniejących elektrowni.

Zdaniem Macieja Lipki w naszej części świata sytuację mógłby diametralnie zmienić dopiero ambitny plan przemysłowy na skalę całej UE, który doprowadziłby do budowy kilku reaktorów rocznie przez trzy kolejne dekady. Taki jak plan Pierre’a Messmera z lat 70., w ramach którego Francja wybudowała kilkadziesiąt reaktorów w ciągu zaledwie kilkunastu lat.

Nie tylko OZE. UE otwiera się technologicznie

Takich zapowiedzi nie niesie ze sobą ogłoszony w zeszłym tygodniu unijny Zielony Ład dla przemysłu. W komunikacie Komisji Europejskiej znalazły się jednak kolejne sygnały większej otwartości Unii na technologie jądrowe. Komisja Europejska ma m.in. przeanalizować możliwość poluzowania zasad pomocy publicznej dla energetyki atomowej i jej przemysłowego otoczenia. Bruksela zastrzega, że zajmując się tą dziedziną będzie brała pod uwagę prawo państw członkowskich do decydowania o swoim miksie energetycznym i zachowa "agnostyczną" postawę w kwestii doboru narzędzi technologicznych. Zapowiedziano także przedstawienie nowych wytycznych dla państw członkowskich w zakresie projektowania kontraktów różnicowych – preferowanego przez unijną legislację mechanizmu wsparcia cenowego dla nowych elektrowni jądrowych – oraz ich łączenia z kontraktami długoterminowymi na dostawy energii typu PPA. – Propozycje pokazują znacznie większą gotowość KE do faktycznego egzekwowania zasady neutralności technologicznej – ocenił Yves Desbazeille, szef organizacji Nucleareurope.

To właśnie kwestia dopuszczalnych na unijnym rynku narzędzi angażowania się państw w inwestycje jądrowe, długotrwałe i skomplikowane procedury notyfikacyjne oraz warunki pomocy publicznej, które stawiają pod znakiem zapytania korzyści z tego typu projektów, są w ostatnich latach jedną z głównych barier dla podejmowanych w UE przedsięwzięć tego typu. Od grudnia KE analizuje model wsparcia dla planowanej przez Polskę elektrowni na Pomorzu. W decyzji otwierającej to postępowanie potwierdzono wykładnię, sformułowaną wcześniej m.in. w toku oceny wniosku dotyczący pomocy publicznej Czech inwestycji jądrowej w Dukovanach, zgodnie z którą subsydiowane elektrownie powinny reagować na sygnały z rynku energii, w tym w szczególności zmniejszać produkcję gdy ceny są najniższe. Zastosowanie tej zasady w praktyce może oznaczać swoisty priorytet dla źródeł odnawialnych w okresach, gdy ze względu na warunki pogodowe w systemie pojawiają się olbrzymie nadwyżki energii.

Potrzeba większej otwartości i elastyczności polityki UE oraz braku dyskryminacji poszczególnych narzędzi i rozwiązań technologicznych wspierających dekarbonizację była w ostatnim czasie akcentowana szczególnie mocno w dokumentach strategicznych Europejskiej Partii Ludowej (EPL), czyli największej unijnej grupy politycznej, która zrzesza ugrupowania chadeckie i centroprawicowe, m.in. Platformę Obywatelską i Polskie Stronnictwo Ludowe. W styczniu EPL opublikowała stanowisko w sprawie konkurencyjności, rozwoju i deregulacji gospodarki, w którym podkreślono, że aby pożenić ze sobą ambitne cele i polityki klimatyczne UE oraz interesy przemysłu, konieczne jest wykorzystanie wszystkich dostępnych rozwiązań, w tym atomu. Akcentowano również rolę niskich cen oraz dyspozycyjności, czyli po prostu dostępności energii niezależnie od pory dnia i warunków, jako podstawy wzrostu gospodarczego i powstawania nowych miejsc pracy.

Serce atomu bije na wschodzie

O renesansie jądrowym nie muszą za to marzyć Rosja i Chiny. W ostatnich dwóch dekadach, gdy kraje OECD pozbyły się – w dużej mierze na tle politycznym – ponad 50 gigawatów mocy jądrowych w ujęciu netto, te dwa kraje osiągnęły niewiele mniejszy wynik, ale na plusie. A najbliższe kilkanaście lat zwiastuje kontynuację trendu. W Chinach w budowie jest obecnie – według statystyk prowadzonych przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej – 28 reaktorów o mocy prawie 30 GW. Ich ukończenie zwiększy istniejące już zasoby jądrowe Chin o ponad 50 proc. Kolejne 36,4 GW jest na stadiach planowania i zaawansowanych przygotowań, co oznacza, że w perspektywie 2040 r. w zasięgu Pekinu jest przekroczenie pułapu 100 GW.

Na pierwszy rzut oka mniej dynamicznie wygląda sytuacja Rosji, gdzie aktualnie w budowie są jednostki wytwórcze o łącznej mocy niespełna 4 GW (tylko nieznacznie mniej niż do 2040 r. przekroczy 60 lat pracy), jednak kilkanaście reaktorów różnej mocy Rosatom realizuje poza granicami kraju, m.in. w Indiach, Chinach, Turcji czy Egipcie. Na etapie planowania w samej Rosji jest ponad 21 GW mocy jądrowych.

Na wschodniej półkuli ulokowany jest również najbardziej dynamiczny w ostatnich latach gracz reprezentujący kraje rozwinięte, czyli Seul. Korea może pochwalić się stosunkowo młodą i sukcesywnie rozbudowywaną w ostatnich latach flotą elektrowni jądrowych realizowanych przez należący do grupy KEPCO koncern KHNP, która na dziś liczy sobie blisko 26 GW (kolejne 2,7 jest w budowie) oraz potężnymi aktywami przemysłowymi. W fabrykach Doosan w komponenty do elektrowni zaopatrywała się nie tylko KHNP, ale również Westinghouse, Candu Energy czy NuScale'a. Ma też na koncie pierwsze inwestycje w atom zrealizowane poza granicami kraju (elektrownia o mocy ponad 5,3 GW w Zjednoczonych Emiratach Arabskich). W najbliższych kilkunastu latach ma zrealizować pierwsze dwa bloki na na kontynencie europejskim, w czeskich Dukovanach.