Pod lupę kontrolerów PiS może trafić kolejna firma z branży węglowej: Spółka Restrukturyzacji Kopalń. Niewykluczone są zmiany kadrowe. W ciągu 10 miesięcy od wyborów społeczni audytorzy – tak nazwano niepobierających wynagrodzenia za pracę członków zespołów kontrolujących państwowe firmy górnicze – sprawdzili Kompanię Węglową, Katowicki Holding Węglowy i Jastrzębską Spółkę Węglową.
/>
Teraz czas na Spółkę Restrukturyzacji Kopalń, do której trafiają zakłady wydobywcze przeznaczone do likwidacji albo czekające na nowego inwestora. Marek Tokarz, szef SRK, to jedyny węglowy prezes, który wytrwał na stanowisku od czasów poprzedniego rządu. Pojawiają się głosy, że może je stracić po audycie.
Sam Tokarz nie obawia się audytu. – Jesteśmy instytucją utrzymującą się z publicznych pieniędzy i na bieżąco jesteśmy sprawdzani, ostatnio np. przez Najwyższą Izbę Kontroli. Ciąży na nas spora odpowiedzialność. Pytanie oczywiście, co chce się sprawdzić. Jeśli będzie to działanie tendencyjne, to wiadomo, że coś się znajdzie – mówi.
Z naszych informacji wynika, że było już kilka podejść do zmian w SRK. Kartą przetargową jest tu kopalnia Makoszowy, która w porównaniu z innymi, które trafiły do SRK w latach 2015–2016, jest w specyficznej sytuacji: przez ponad rok ani nie została postawiona w stan likwidacji, ani nie wystawiono jej na sprzedaż. Przetarg został ogłoszony formalnie dopiero kilka dni temu – 5 września.
Związkowcy z Makoszowych twierdzą, że zostali oszukani, a kopalnia potraktowana gorzej niż inne, równie deficytowe. Wskazują, że Brzeszcze trafiły do Tauronu, Piekary do Węglokoksu, a Sośnica pozostała w Kompanii Węglowej (obecnie w Polskiej Grupie Górniczej). Sośnica i Makoszowy były od lat połączone, rozdzielono je w 2015 r.
Przedstawiciele załogi pokazują też plan naprawczy z lipca 2015 r., w którym jest mowa o dobrym jakościowo węglu, dużej zasobności złoża, ograniczeniu zatrudnienia i obniżeniu kosztów. Tyle że kopalnia ma koncesję tylko do 2020 r. i jest niedoinwestowana. Z naszych informacji wynika, że aby sięgnąć po jej nowe złoża, trzeba wydać ok. 400 mln zł. A jej wykupienie z SRK kosztowałoby potencjalnego inwestora przynajmniej 250 mln zł – to kwota pomocy publicznej, z jakiej korzystał zakład. Zwrot jest niezbędny, bo UE godzi się na dotowanie tylko zakładów przeznaczonych do likwidacji. A Makoszowy wciąż generują straty: 200 zł na każdej tonie.
Z naszych informacji wynika, że bez względu na to, czy w SRK dojdzie do audytu i jaki będzie jego wynik, jeszcze w tym roku zapadnie decyzja o zamknięciu Makoszowych. Załoga kopalni licząca 1359 osób skorzysta z urlopów górniczych i odpraw, a pozostali dostaną pracę w PGG. Bo mimo że Makoszowy są w SRK, załogę obowiązują gwarancje pracy z PGG, przejęte z Kompanii. A te zapewniają pracującym na dole zatrudnienie do 2020 r. Z kolei po złoże Makoszowych może sięgnąć kopalnia Bielszowice.
Jeśli dojdzie do audytu w SRK, to na jego wyniki przyjdzie poczekać. Prace w JSW trwały kilka miesięcy. – Prokuratura zwracała się do nas o wyniki audytu, bo toczą się już postępowania. Ale ich właścicielem jest rada nadzorcza – zdradza poseł PiS Grzegorz Matusiak, który przewodniczył zespołowi w JSW.
Gwarancja pracy nie u wszystkich
Najdłuższe gwarancje zatrudnienia obowiązują w JSW. Związkowcy wywalczyli je w 2011 r. przed debiutem spółki na GPW. Obowiązują do 2021 r. – Gwarancje zatrudnienia zostaną dotrzymane. Ta kwestia nie podlega negocjacjom – zapewnia Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW. – Na mocy dwóch porozumień ze stroną społeczną z 17 lipca 2015 r. i 19 kwietnia 2016 r. Polska Grupa Górnicza przejęła od Kompanii Węglowej gwarancje zatrudnienia, co oznacza, że pracownicy administracji mają je do końca 2016 r., a górnicy dołowi do końca 2020 r. – mówi DGP Tomasz Głogowski, rzecznik PGG. Formalnych zapisów o zapewnieniu pracy nie ma z kolei w Katowickim Holdingu Węglowym. Są jednak deklaracje zarządu o tym, że nie będzie zwolnień, a wynikają one z zapewnień właściciela (sektor nadzoruje resort energii). Gwarancje pracy obowiązywały jeszcze jakiś czas temu w lubelskiej Bogdance, ale wygasły i nowych nie ma. W górnictwie węgla kamiennego pracuje 87,4 tys. ludzi (stan na koniec lipca 2016 r.). Od 2014 r. zatrudnienie zmniejszyło się o ponad 20 tys., bez zwolnień. Tylko w 2015 r. na osłony socjalne dla górników wydano ok. 110 mln zł.