Polska staje się bardzo silnym krajem, a przecież nasza gospodarka wciąż ma duże rezerwy i pole do rozwoju. Niemieckie media były zdziwione, że Polacy zaczynają żyć już na poziomie Niemców i powoli stereotyp Polaka-hydraulika jest wśród nich zastępowany przez Polaka-przedsiębiorcę- mówi Krzysztof Piech, ekonomista Warsaw Enterprise Institute

Opłacalność pracy będzie w Polsce wyższa niż w Niemczech. „Już nie Polak-hydraulik, tylko Polak-przedsiębiorca”.

Już za nieco ponad 10 lat opłacalność pracy w Polsce będzie wyższa niż w Niemczech i może dojść do sytuacji, gdy część Niemców będzie szukać zatrudnienia u nas – mówi Krzysztof Piech, ekonomista Warsaw Enterprise Institute. Goniąc dobrostan Niemiec nie możemy jednak pomijać faktu, że Europę Zachodnią szybciej ścigają nasi sąsiedzi – Litwni, Czesi i Słowacy.

Warsaw Enterprise Institute opublikował raport, w którym udowadniacie, że Polska dogoni Niemcy pod względem PKB per capita, w ujęciu siły nabywczej (PPP) w 2036 r. Hasło nośne, ale co to faktycznie będzie oznaczać dla Polaków?

To by oznaczało, że poziom wynagrodzenia w stosunku do poziomu kosztów życia w obu krajach się wyrówna. Czyli mówiąc inaczej, przeciętnego Polaka stać będzie na zakup tych samych towarów, co przeciętnego Niemca. W efekcie Polakom nie opłacałoby się już wyjeżdżać do pracy do Niemiec, bo takie same warunki życia, w ujęciu finansowym, mieliby w Polsce. Oczywiście można założyć, że część pracowników zarabiałaby w Niemczech, a wydawała w Polsce, czyli korzystałaby na różnicy cen, ale w praktyce znaczną część niemieckiej pensji trzeba i tak wydać na miejscu – na wynajem mieszkania, dojazdy do pracy, żywność, zdrowie. W uproszczeniu można więc powiedzieć, że opłacalność pracy w obu krajach będzie taka sama, a po 2036 r. – jeśli obecne trendy się utrzymają – wręcz wyższa u nas.

I wtedy to Niemcy będą u nas szukać zatrudnienia?

Niemcy mają ogromne zaplecze przemysłowe i nie spodziewałbym się, żeby – patrząc szeroko na całą ich populację - zmuszeni sytuacją gospodarczą swojego kraju musieli szukać zatrudnienia w Polsce. Natomiast być może do Polski zaczęliby przyjeżdżać Niemcy ze wschodu?

Mimo że już ponad 30 lat RFN jest zjednoczone, to ziemie byłego NRD nadal gospodarczo odstają od zachodniej części republiki. Jeśli więc problemy gospodarcze Niemiec, które obserwujemy w przemyśle, szczególnie w motoryzacji, będą się pogłębiać, to nie wykluczam, że niespodziewanie Polska stanie się dla Niemców ze wschodnich landów ciekawą alternatywą do szukania pracy.

Scenariusz, który jeszcze 20 lat temu włożylibyśmy do działu książek fantasy…

Polska bardzo dynamicznie się rozwija, podczas gdy Niemcy przeżywają gospodarcze spowolnienie. Ich gospodarka jest przeregulowana, szczególnie w obszarze rynku pracy. Na tym zyskujemy i będziemy zyskiwać. Mimo że w ostatnich latach pensja minimalna w Polsce jest ustawowo dość mocno podnoszona, to nadal koszty pracy u nas są dużo niższe, co sprzyja naszej konkurencyjności, a w konsekwencji rozwojowi przedsiębiorczości i biznesu. Mogę sobie wyobrazić sytuację, gdy np. polskie firmy transportowe – a w tej branży jesteśmy hegemonem w Europie – będą zatrudniać kierowców Niemców, bo będą bardziej konkurencyjne od firm niemieckich. Takie zjawisko może dotyczyć najpierw emigrantów zarobkowych, którzy osiedli w Niemczech, a którym z czasem nowe władze - naciskane coraz bardziej przez rosnącą w siłę AfD - ograniczą zasiłki społeczne oraz Niemcy ze wschodnich landów.

Brzmi to pięknie, ale nie zapominajmy, że PKB pokazuje tylko bogactwo zgromadzone w danym roku. Niemcy swój narodowy dobytek gromadzą od pokoleń, my – praktycznie od 35 lat.

To prawda, ta różnica w majątku gospodarstw domowych i firm jest nie do nadgonienia nawet przez dziesiątki lat. Niemcy mają ogromny zasób majątku, który gromadzili przez pokolenia. W Polsce wciąż nie mamy skutecznej polityki zachęt do tworzenia oszczędności czy inwestowania, zbyt dużo zarobionych pieniędzy konsumujemy, bo nadganiamy lata zapóźnień i niedostatku.

Widać to przede wszystkim po firmach, które w Niemczech działają w zupełnie innej skali niż w Polsce - u nas dominują firmy małe i średnie, a u zachodnich sąsiadów mamy ogrom firm globalnych.

Nawet jeśli w niemieckim przemyśle jest kryzys czy problemy strukturalne, to rezerwy i zasoby, jakie te przedsiębiorstwa zgromadziły przez dziesięciolecia, pozwolą im spokojnie te trudne czasy przetrwać.

W raporcie posługujecie się Wskaźnikiem Doganiania. Czym jest ta miara?

W raporcie oceniamy kraje na podstawie aż 52 wskaźników, które są do siebie nieporównywalne – pokazujemy kryteria czysto gospodarcze, ale też oczekiwaną długość życia w zdrowiu, poczucie szczęścia czy wskaźnik innowacyjności. Poszczególnie kraje w jednych obszarach brylują, w innych ujawniają słabości. Żeby jaśniej zobrazować sytuację, stworzyliśmy wzorcowy kraj, który we wszystkich wskaźnikach przoduje, ma wyjściową notę 100 pkt i do takiego „kraju” porównujemy pozostałe państwa. To pokazuje prędkość, z jaką dany kraj dochodzi do ideału.

Dla Polski wyliczyliście Wskaźnik Doganiania na 45,1 pkt, dla Litwy na 50,5 pkt, a dla Czech już 51,7 pkt. Nasi sąsiedzi szybciej gonią najbogatsze kraje Europy?

Tak, są na wyższym poziomie konwergencji. Nawet jeśli tego nie widzimy po pojedynczych wskaźnikach, w których różnice są niewielkie, to biorąc ogół 52 wskaźników, ta różnica robi się już dość wyraźna na korzyść Czechów i Litwinów.

Od lat bardzo lubimy porównywać się z Niemcami, a nie zauważamy, że bogatsi od nas są Słowacy Litwini czy Czesi.

To są znacznie mniejsze gospodarki niż polska, co ma swoje plusy i minusy. Jeśli chodzi o Czechów to pamiętajmy, że oni startowali z wyższego poziomu po okresie transformacji, byli krajem przemysłowym, a my rolniczym. Było im łatwiej w początkowym okresie, ale w ostatnich latach tempo ich rozwoju nieco siadło – nie widać znaczącej poprawy chociażby wskaźników innowacyjności.

Na Słowacji też widać spadek ocen wskaźników strukturalnych oceniających eksport czy innowacje. Słowacki przemysł jest mocno zależny od Niemiec, szczególnie branża motoryzacyjna, która od lat pozostaje w zasadzie jedynym motorem napędowym słowackiej gospodarki. Kryzys w europejskiej branży automotive może Słowakom bardzo zaszkodzić, bo jeśli Niemcy mają gdzieś szukać oszczędności i wdrażać cięcia, to raczej u dostawców, a nie u siebie. Na Słowacji spada też jakość rządów w zakresie decyzyjności, regulacji czy korupcji.

Litwa to z kolei gospodarka, która mocno ucierpiała przez kryzys globalny w 2008 r. i w okresie pandemii, ale teraz radzi sobie zadziwiająco dobrze. Pod względem niektórych wskaźników dogoniła Niemcy.

Litwa dość odważnie postawiła na innowacyjność, bo choć wszystkie kraje UE są w pewnym zakresie uzależnione od regulacji idących z Brukseli, to Litwini przyjęli bardzo liberalne podejście do tych odgórnych norm i wdrażają swoją wizję, wzorowaną zresztą na Estonii. Mają bardzo proste przepisy dotyczące zakładania i prowadzenia działalności gospodarczej, ich gospodarka jest elastyczna i dynamiczna, umie się szybko dostosować do zmian koniunktury. Świetnie wykorzystują zaletę bycia małym krajem, idą drogą Malty czy Cypru i ściągają firmy z innych krajów, co oczywiście generuje przychody z podatków. Przykładem jest Revolut, który przeniósł się z Wielkiej Brytanii do Litwy.

Możemy prognozować, jak na mapie bogactwa krajów Europy będzie wyglądała Polska w horyzoncie jednego pokolenia w przód?

Tego typu prognozy obarczone są sporym ryzykiem nietrafienia, bo jednak zmienność procesów politycznych, ekonomicznych i społecznych jest bardzo duża. Jeżeli jednak nadal kolejne polskie rządy nie będą przeszkadzać w rozwoju przedsiębiorczości, to z pewnością Polska będzie się pięła w górę we wszystkich rankingach.

Naszym szczęściem jest to, że niezależnie z jakiej opcji politycznej mieliśmy rząd, to on nie popsuł gospodarki, jak to miało miejsce np. w Argentynie czy Wenezueli.

Te dwa kraje jeszcze 100 lat temu były jednymi z najbogatszych na świecie, a dziś przechodzą z jednego załamania w drugie. Rozwijamy się szybko, wielokierunkowo, jesteśmy raczej odporni na kryzysy gospodarcze. Z pewnością w najbliższych latach będziemy bogatsi – licząc wedle wskaźnika PKB per capita siły nabywczej – od Hiszpanii i Portugalii.

Centrum gospodarcze Europy przesuwa się na wschód i przyszłość będzie należeć do Polski, Czech, Słowacji, Litwy?

Aż tak daleko bym się nie zapędzał, bo jednak politycznie i gospodarczo wciąż hegemonem są Niemcy czy Francja. Natomiast zmienia się już pewna społeczna percepcja krajów byłego bloku sowieckiego wśród mieszkańców tzw. starej Unii. Powoli do nich dociera, że Polska staje się bardzo silnym krajem, a przecież nasza gospodarka wciąż ma duże rezerwy i pole do rozwoju. Niemieckie media były zdziwione, że Polacy zaczynają żyć już na poziomie Niemców i powoli stereotyp Polaka-hydraulika jest wśród nich zastępowany przez Polaka-przedsiębiorcę.

Rozmawiał Nikodem Chinowski