Jutro państwa członkowskie UE mają podjąć decyzję w sprawie nałożenia ceł na import chińskich samochodów elektrycznych. Mowa o takich markach, jak: SAIC, Geely czy BYD, które pojawiają się na ulicach europejskich miast. Chińskie elektryki przyciągają swoją ceną, a technologiczne zapóźnienia w obrębie UE i – jak argumentuje Bruksela – potężne dotacje państwowe powodują, że Pekin dystansuje swoich europejskich konkurentów.

W związku z tym obecna strategia polega na wyrównywaniu szans dla unijnej branży motoryzacyjnej poprzez nakładanie ceł, a jednocześnie zachęcanie Chin do transferu technologii. Najnowsza odsłona unijno-chińskiego sporu handlowego ma mieć miejsce już jutro, o ile głosowanie ponownie nie zostanie przełożone. Tak się stało już w ubiegłym tygodniu, kiedy obie strony zdecydowały się przedłużyć negocjacje. UE stawia bowiem warunek – wysokich ceł nie będzie, jeśli zostanie ustalona satysfakcjonująca dla europejskich producentów cena minimalna samochodów importowanych z Chin.

UE chce negocjacji

Bruksela jest zdeterminowana, żeby prowadzić negocjacje z Pekinem nawet po głosowaniu i potencjalnym przyjęciu ceł, które zasugeruje państwom członkowskim już jutro. A te według naszej wiedzy mają wynieść aż do 36,3 proc. poza standardową opłatą importową UE na poziomie 10 proc. Komisja Europejska nie podejmuje jednak w tej sprawie decyzji, a jedynie proponuje wysokość stawek. Żeby storpedować ten plan, potrzeba aż 15 z 27 państw członkowskich reprezentujących minimum 65 proc. populacji całej Unii. Niewiążące głosowanie w tej sprawie w lipcu ujawniło czterech głównych oponentów – przeciwko zagłosowały bowiem Węgry, Cypr, Malta i Słowacja. W istocie jednak to nie te państwa mają największy wpływ na negocjacje prowadzone z Pekinem, ale Niemcy. To z Berlina od początku dyskusji dotyczącej importu samochodów elektrycznych płynęły najbardziej sceptyczne sygnały.

Niemcy sceptycznie podchodzą do opłat

W I połowie tego roku Stany Zjednoczone stały się największym partnerem handlowym dla Niemiec – dotychczas były to Chiny. Berlin i Pekin łączą bardzo zażyłe relacje handlowe – Chiny są kluczowym importerem dla takich marek, jak Volkswagen, BMW czy Mercedes. W ramach działań odwetowych Chiny już zapowiedziały potencjalne cła na import samochodów luksusowych. Ponadto niemieckie firmy motoryzacyjne mają znaczne inwestycje w chińskie fabryki i współpracują z lokalnymi producentami. W Berlinie są obawy, że nałożenie ceł przez UE nie tylko ograniczy dostęp niemieckich firm do korzystnych warunków produkcji w Chinach, lecz także zaburzy łańcuchy dostaw ze względu na retorsje w sprowadzaniu chińskich komponentów. Ponadto Pekin wciąż rozważa, jakie środki zastosować w odpowiedzi na unijne cła. Potencjalnie mogłyby one objąć znacznie szerszą gamę towarów.

Jak na razie Berlin wsparła głównie Hiszpania, która przestraszyła się potencjalnych ceł na import wieprzowiny i dodatkowo zawarła umowę z Chinami na produkcję samochodów elektrycznych na terenie Katalonii. Sceptyczni są także Szwedzi, których flagowa marka Volvo jest dziś własnością Chin, oraz Czesi. Wszystko wskazuje jednak na to, że Niemcom nie udało się przekonać odpowiedniej liczby państw, a według doniesień niemieckich mediów Berlin może nawet wstrzymać się od głosu. Polska, podobnie jak Holandia i inni więksi unijni gracze, jest języczkiem u wagi w tych negocjacjach, bowiem nawet przekonanie mniejszych państw nie wystarczyłoby do storpedowania ceł. Warszawa powinna w tej sytuacji zaznaczyć swoją obecność, głosując „przeciw”, a nie wstrzymując się od głosu. Ograniczenie wpływu Chin na europejskim rynku i strategiczna niezależność w kluczowych sektorach, zwłaszcza w dobie zielonej transformacji, to racja stanu wszystkich państw UE. Nie powinniśmy płacić za kolejny przykład krótkowzroczności Niemiec i próbę ugłaskania niemieckiej branży motoryzacyjnej przez rząd Scholza. Nawet jeśli spowolni to wdrażanie gospodarki zeroemisyjnej, to być może zmusi europejskie przedsiębiorstwa do większych inwestycji w innowacje i krajową produkcję, dając przynajmniej częściowy odpór chińskiej konkurencji. ©℗