Minister finansów Andrzej Domański deklarował, że jest za czteroletnim terminem, w którym zmniejszymy deficyt finansów publicznych do wymogów Unii Europejskiej. Oznaczałoby to zaciskanie budżetowego pasa już od 2026 r. Gdybyśmy na dostosowanie dostali siedem lat, nie byłoby ono tak dotkliwe.
Nasz deficyt finansów publicznych liczony zgodnie z unijnymi zasadami, już w 2023 r. przekroczył 5 proc. PKB. W tym roku ma wynieść 5,7 proc., a w przyszłym – 5,5 proc. PKB. Na takich założeniach opiera się projekt przyszłorocznej ustawy budżetowej. Tymczasem Unia Europejska wymaga, by deficyty nie przekraczały 3 proc. PKB. Jeśli nierównowaga w finansach jest zbyt duża, wdrażana jest tzw. procedura nadmiernego deficytu (excessive deficit procedure – EDP). Latem UE zdecydowała o objęciu siedmiu krajów EDP – w tym Polski. W ciągu kilku tygodni powinniśmy się dowiedzieć, jak szybko, a także w jaki sposób będziemy równoważyć finanse państwa.
Więcej czasu na obniżkę deficytu finansów publicznych to więcej luzu w wydatkach
Podstawowy termin na zmniejszenie deficytu to cztery lata, ale jeśli kraj realizuje inwestycje i reformy zgodne z unijnymi celami, to możliwe jest wydłużenie dostosowania do lat siedmiu. Ekonomiści BNP Paribas Bank Polska oszacowali, jak cztero- lub siedmioletni termin przełożyłby się na potencjalną wielkość deficytu i możliwości wydatkowe państwa.
„Przyjmując równomierne rozłożenie wysiłku fiskalnego na wszystkie lata, ścieżka 7–letnia pozwala na wyższe o blisko 120 mld zł wydatki w latach 2026-2029, niż ścieżka 4-letnia” – napisali w raporcie zaprezentowanym dziennikarzom w środę 11 września.
W przyszłym roku różnicy nie będzie jeszcze widać, ale już w 2026 r. chodzi o kwotę pomiędzy 10 mld a 20 mld zł, zaś w 2029 r. deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych w „scenariuszu siedmioletnim” mógłby być nawet o ok. 50 mld zł wyższy niż przy wymogu szybkiego równoważenia finansów.
To kwoty nominalne, które prócz „równomiernego wysiłku fiskalnego” (liczy się go w procentach PKB, więc ten sam „wysiłek” z roku 2026 kwotowo będzie mniejszy niż ten z 2029 r.), zakładają 6-proc. nominalny wzrost gospodarczy (w uproszczeniu może wygląda to tak: 3 proc. wzrostu nominalnego i 3 proc. inflacji).
Unia może nam dać nie tylko więcej czasu na zrównoważenie budżetu, ale i mniej wymagający cel
„Z punktu widzenia perspektyw wzrostu gospodarczego po 2025 roku wolniejszy proces przywracania równowagi fiskalnej byłby oczywiście preferowany. Polska wciąż relatywnie mało środków przeznacza na służbę zdrowia i konieczność głębszych cięć w wydatkach mogłaby ograniczać przestrzeń do systematycznego zwiększania nakładów na przykład w tym obszarze” – podkreślają ekonomiści BNP Paribas.
Równocześnie zauważają, że możliwe jest nawet łagodniejsze traktowanie Polski niż danie nam siedmiu lat na ograniczenie nierównowagi w finansach publicznych. Powód? Wysokie wydatki na obronność. W przyszłym roku mają one przekroczyć 180 mld zł (to kwota obejmująca zarówno pieniądze z budżetu, jak i zakupy sfinansowane przez pozabudżetowy Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych). Nominalnie będą trzy razy wyższe niż w 2022 r., czyli w roku rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wydatki na zbrojenia, przynajmniej w części, mogą być „wyjęte” z 3-proc. limitu deficytu. Oznaczałoby to, że docelowy poziom w naszym przypadku mógłby wynosić np. 4 proc. PKB.
„Polska dynamicznie zwiększa wydatki zbrojeniowe, co mocno uwydatnia lukę w budżecie. Nowe regulacje unijne przewidują jednak że wydatki na obronność mogą zostać wyłączone przy ocenie, czy dany kraj powinien być objęty procedurą nadmiernego deficytu” – stwierdzają ekonomiści BNP Paribas Bank Polska.
Prognozy BNP Paribas: przyśpieszenie PKB oparte na inwestycjach
Prognozują oni, że w tym roku nasza gospodarka urośnie o 3 proc., by w kolejnych dwóch latach przyśpieszyć do 3,7-3,8 proc. – Spodziewamy się, że gospodarka będzie nadal przyśpieszać. To będzie inny rodzaj wzrostu gospodarczego, mniej oparty na konsumpcji, więcej na inwestycjach, początkowo zwłaszcza w związku z absorpcją funduszy unijnych – podkreślił Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas w Polsce. Wydatki zbrojeniowe to czynnik podbijający nakłady inwestycyjne.
Według banku średnioroczna inflacja w tym roku wyniesie 3,5 proc. W kolejnym będzie to 3,8 proc. głównie za sprawą podwyżek cen regulowanych, w tym prądu i ciepła, ale w 2026 r. znajdzie się już poniżej 3 proc. Celem Rady Polityki Pieniężnej jest wzrost cen na poziomie 2,5 proc. z możliwością odchylenia o 1 pkt proc. w dół i w górę.
– Fakt, że inflacja powinna zmierzać do celu, będzie pomagał RPP łagodzić swoje nastawienie. Jak Rada stopy ciąć zacznie, to będzie to robić i w przyszłym roku i w 2026 r. – mówił Dybuła. Jego prognoza mówi, że stopa referencyjna obecnie wynosząca 5,75 proc. w końcu przyszłego roku będzie wynosić 4 proc., a rok później 3,5 proc.