Nasz deficyt finansów publicznych liczony zgodnie z unijnymi zasadami, już w 2023 r. przekroczył 5 proc. PKB. W tym roku ma wynieść 5,7 proc., a w przyszłym – 5,5 proc. PKB. Na takich założeniach opiera się projekt przyszłorocznej ustawy budżetowej. Tymczasem Unia Europejska wymaga, by deficyty nie przekraczały 3 proc. PKB. Jeśli nierównowaga w finansach jest zbyt duża, wdrażana jest tzw. procedura nadmiernego deficytu (excessive deficit procedure – EDP). Latem UE zdecydowała o objęciu siedmiu krajów EDP – w tym Polski. W ciągu kilku tygodni powinniśmy się dowiedzieć, jak szybko, a także w jaki sposób będziemy równoważyć finanse państwa.

Więcej czasu na obniżkę deficytu finansów publicznych to więcej luzu w wydatkach

Podstawowy termin na zmniejszenie deficytu to cztery lata, ale jeśli kraj realizuje inwestycje i reformy zgodne z unijnymi celami, to możliwe jest wydłużenie dostosowania do lat siedmiu. Ekonomiści BNP Paribas Bank Polska oszacowali, jak cztero- lub siedmioletni termin przełożyłby się na potencjalną wielkość deficytu i możliwości wydatkowe państwa.

„Przyjmując równomierne rozłożenie wysiłku fiskalnego na wszystkie lata, ścieżka 7–letnia pozwala na wyższe o blisko 120 mld zł wydatki w latach 2026-2029, niż ścieżka 4-letnia” – napisali w raporcie zaprezentowanym dziennikarzom w środę 11 września.

W przyszłym roku różnicy nie będzie jeszcze widać, ale już w 2026 r. chodzi o kwotę pomiędzy 10 mld a 20 mld zł, zaś w 2029 r. deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych w „scenariuszu siedmioletnim” mógłby być nawet o ok. 50 mld zł wyższy niż przy wymogu szybkiego równoważenia finansów.

To kwoty nominalne, które prócz „równomiernego wysiłku fiskalnego” (liczy się go w procentach PKB, więc ten sam „wysiłek” z roku 2026 kwotowo będzie mniejszy niż ten z 2029 r.), zakładają 6-proc. nominalny wzrost gospodarczy (w uproszczeniu może wygląda to tak: 3 proc. wzrostu nominalnego i 3 proc. inflacji).

Unia może nam dać nie tylko więcej czasu na zrównoważenie budżetu, ale i mniej wymagający cel

„Z punktu widzenia perspektyw wzrostu gospodarczego po 2025 roku wolniejszy proces przywracania równowagi fiskalnej byłby oczywiście preferowany. Polska wciąż relatywnie mało środków przeznacza na służbę zdrowia i konieczność głębszych cięć w wydatkach mogłaby ograniczać przestrzeń do systematycznego zwiększania nakładów na przykład w tym obszarze” – podkreślają ekonomiści BNP Paribas.

Równocześnie zauważają, że możliwe jest nawet łagodniejsze traktowanie Polski niż danie nam siedmiu lat na ograniczenie nierównowagi w finansach publicznych. Powód? Wysokie wydatki na obronność. W przyszłym roku mają one przekroczyć 180 mld zł (to kwota obejmująca zarówno pieniądze z budżetu, jak i zakupy sfinansowane przez pozabudżetowy Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych). Nominalnie będą trzy razy wyższe niż w 2022 r., czyli w roku rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wydatki na zbrojenia, przynajmniej w części, mogą być „wyjęte” z 3-proc. limitu deficytu. Oznaczałoby to, że docelowy poziom w naszym przypadku mógłby wynosić np. 4 proc. PKB.

„Polska dynamicznie zwiększa wydatki zbrojeniowe, co mocno uwydatnia lukę w budżecie. Nowe regulacje unijne przewidują jednak że wydatki na obronność mogą zostać wyłączone przy ocenie, czy dany kraj powinien być objęty procedurą nadmiernego deficytu” – stwierdzają ekonomiści BNP Paribas Bank Polska.

Prognozy BNP Paribas: przyśpieszenie PKB oparte na inwestycjach

Prognozują oni, że w tym roku nasza gospodarka urośnie o 3 proc., by w kolejnych dwóch latach przyśpieszyć do 3,7-3,8 proc. – Spodziewamy się, że gospodarka będzie nadal przyśpieszać. To będzie inny rodzaj wzrostu gospodarczego, mniej oparty na konsumpcji, więcej na inwestycjach, początkowo zwłaszcza w związku z absorpcją funduszy unijnych – podkreślił Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas w Polsce. Wydatki zbrojeniowe to czynnik podbijający nakłady inwestycyjne.

Według banku średnioroczna inflacja w tym roku wyniesie 3,5 proc. W kolejnym będzie to 3,8 proc. głównie za sprawą podwyżek cen regulowanych, w tym prądu i ciepła, ale w 2026 r. znajdzie się już poniżej 3 proc. Celem Rady Polityki Pieniężnej jest wzrost cen na poziomie 2,5 proc. z możliwością odchylenia o 1 pkt proc. w dół i w górę.

Fakt, że inflacja powinna zmierzać do celu, będzie pomagał RPP łagodzić swoje nastawienie. Jak Rada stopy ciąć zacznie, to będzie to robić i w przyszłym roku i w 2026 r. – mówił Dybuła. Jego prognoza mówi, że stopa referencyjna obecnie wynosząca 5,75 proc. w końcu przyszłego roku będzie wynosić 4 proc., a rok później 3,5 proc.