W sklepach i na targowiskach widzimy skutki niższych plonów z powodu przymrozków i gradobić. Producenci skarżą się, że przyspieszone zbiory to dla nich dodatkowe koszty.

Cena jabłek przemysłowych w skupie sięga 1 zł, jest więc ponad dwa razy wyższa niż w ostatnich dwóch latach. Więcej płacą też sieci handlowe. Jak wynika z danych resortu rolnictwa, tylko w ostatnim tygodniu sierpnia owoce, w zależności od odmiany, kosztowały od 0,4 do ponad 17 proc. za 1 kg więcej niż tydzień wcześniej.

Konsumenci i przemysł muszą się szykować na dalsze podwyżki. – Ceny wzrosną jeszcze od kilku do nawet kilkunastu procent – uważa Mirosław Maliszewski, prezes Ogólnopolskiego Związku Sadowników RP. Pierwszym powodem są zbiory niższe nawet o 30 proc. w stosunku do poprzedniego roku. W rezultacie produkcja jest szacowana na ok. 3 mln t wobec 3,5 mln t w 2023 r. czy 5 mln t w poprzednich latach. Co ważne, mniejsze zbiory będą w całej Unii – w sumie o ok. 12 proc.

Popyt na sok jabłkowy rośnie

Dobre ceny osiągają wszystkie jabłka, także te przeznaczone na sok. – To konsekwencja niedoboru na rynku soku pomarańczowego i z owoców kolorowych, jak porzeczka. To sprawia, że popyt na sok jabłkowy rośnie, bo zastępuje w przemyśle inne rodzaje – tłumaczy Marcin Ślusarski, prezes zarządu Polskiego Stowarzyszenia Producentów i Przetwórców Owoców.

Sytuacja w Polsce to konsekwencja przymrozków, wichur i gradobić, ale i… braku rąk do pracy, przez co trudno zebrać wszystkie owoce. Resort rolnictwa przygotował projekt rozporządzenia o dopłatach w związku ze stratami na skutek przymrozków i gradu. Jak wynika z dokumentu opublikowanego w Rządowym Centrum Legislacji, wysokość pomocy dla poszkodowanych producentów owoców i właścicieli winnic wyniesie od 1,5 tys. do 6 tys. zł/ha. – To pieniądze, które pozwolą pokryć koszty. Dzięki temu sadownicy będą w stanie odnowić produkcję w przyszłym roku, a zatem nie będą zmuszeni rezygnować z dalszej działalności – uważa Mirosław Maliszewski. Wypłaty mają być zrealizowane do końca roku. Do podziału jest 470 mln zł.

Sadownicy mówią o kolejnym problemie

Owoce trzeba zbierać wcześniej niż zwykle, bo szybciej dojrzały z powodu wysokiej temperatury tego lata. Odmiana gali jest zrywana zwykle po 5 września. W tym roku natomiast zbiór jest już na ukończeniu. – Dla producentów wcześniejszy zbiór oznacza wyższe koszty przechowywania. Magazynowanie będzie trwać dłużej, a jabłko zanim trafi do magazynu, musi zostać schłodzone. Tymczasem obecnie zrywane jabłka są bardzo nagrzane, do temperatury nawet ponad 30 st. C. To oznacza konieczność zużycia więcej energii do ich ostudzenia – tłumaczy Mirosław Maliszewski.

Wczesne zbiory to też ryzyko gorszej jakości produktu. – Zbyt wczesne zbieranie jabłek może przełożyć się na ich jakość. Obniży się zawartość cukrów i owoce mogą nie dotrwać w magazynach do maja przyszłego roku, kiedy to zwykle ceny za jabłka są najwyższe – tłumaczy jeden z producentów. I dodaje, że choć sytuacja wydaje się dziś dobra dla sadowników, to ostatecznie i oni mogą nie skorzystać na panujących dziś wysokich cenach. – Ci, co zostaną z zapasem na kolejny rok, bo nie wszystko uda im się sprzedać we wrześniu po zbiorach, mogą mieć problem ze zbytem towaru za rok w cenie, która zrekompensuje im tegoroczne wysokie koszty zbioru i magazynowania. W sumie mowa o wydatkach na ten cel o 20–30 proc. wyższych niż przed rokiem – zaznacza nasz rozmówca.

Andrzej Józef Stasiak, prezes Grupy Producentów Owoców Royal Sp. z o.o., przyznaje, że dziś są ogromne problemy ze zbiorem. Jabłka bardzo szybko dojrzewają na drzewach, trzeba się spieszyć, by nie osiągnęły jakości konsumpcyjnej. Inaczej nie dotrwają w magazynach do kolejnego sezonu w dobrej kondycji.

Szansą dla producentów jest eksport

Polska jest największym sprzedawcą jabłek w UE i czwartym na świecie. Na eksport idzie 75 proc. produkcji. A spożycie jabłek w Polsce utrzymuje się od lat na podobnym poziomie 11–12 kg na osobę. Polscy sadownicy mają jednak coraz większe trudności nie tylko w pozyskaniu nowych, lecz także w utrzymaniu dotychczasowych kontrahentów. – Przegrywamy coraz mocniej kosztami produkcji, a więc i ceną jabłek z konkurencją z Mołdawii, Turcji czy Ukrainy, która odradza produkcję, czy Syrii, Libanu. Produkty z tych krajów, choć bywają gorszej jakości, to są też o połowę tańsze – tłumaczy Mirosław Maliszewski.

W pierwszej połowie roku z Polski wywieziono 457,7 tys. t jabłek wobec 474,5 tys. t rok wcześniej. Dzięki wysokim cenom za granicą sadownikom udało się jednak na tym nie stracić finansowo. Zarobili na eksporcie 261,8 mln euro wobec 226 mln euro rok wcześniej.

– Kiedyś byliśmy liderem także w sprzedaży zagranicznej. Niestety po wprowadzeniu embarga przez Rosję w 2014 r. spadliśmy z podium i dziś plasujemy się w pierwszej piątce największych eksporterów. Odbudowanie eksportu idzie powoli, a w ostatnim czasie utrudnia to spadek konkurencyjności – mówi Mirosław Maliszewski.

Polska szuka nowych rynków. Ostatnio dużą nadzieję budził Egipt, gdzie szło już 100 tys. t jabłek rocznie. Kłopoty gospodarcze tego kraju ostudziły jednak wymianę handlową. – Miejscowi płatnicy mają problemy finansowe, co zwiększa ryzyko współpracy. Nie wycofujemy się jednak z tego rynku. Dziś branża walczy o sprzedaż na poziomie 50 tys. t – mówi jeden z ekspertów.

Poza tym sadownicy nastawiają się na współpracę z Jordanią, Wietnamem i Indiami, gdzie rośnie zamożność społeczeństwa, a tym samym zapotrzebowanie na nowe towary. Swojej szansy upatrują też w Kolumbii czy Brazylii. Powoli też umacniają pozycję w krajach zachodniej Europy w tym w Niemczech, które w tym roku są już trzecim największym odbiorcą jabłek z Polski, a rok temu były jeszcze ósmym. ©℗

Polska jest największym sprzedawcą jabłek w UE i czwartym na świecie