Gra o odzyskanie kontroli nad kolejową spółką energetyczną wkracza w nową fazę. Tak gorąco jeszcze między nimi nie było. Urząd Transportu Kolejowego przeprowadził kontrolę ponad 20 firm branży kolejowej, w tym PKP Energetyka. Powodem był wzrost liczby wypadków i incydentów na torach m.in. wśród firm zajmujących się budową i utrzymaniem infrastruktury.
PKP Energetyka w liczbach / DGP
Przedstawiciele CVC Capital Partners twierdzą, że wszczęcie procedury przez UTK przyjęli z zaskoczeniem. – W latach 2013–2015 w spółce zdarzało się średnio 12 wypadków rocznie, a w ciągu pierwszych sześciu miesięcy br. jedynie trzy. Od 2013 r. do połowy 2016 r. w spółce nie nastąpił żaden wypadek kwalifikowany do kategorii poważnych – twierdzi Krzysztof Krawczyk, szef CVC w Polsce.
Kontrola działalności PKP Energetyka miała miejsce pod koniec kwietnia, a zapowiedź ewentualnego cofnięcia certyfikatu pojawiła się w ubiegłym tygodniu. Taka groźba wisi też nad spółkami Dolkom, Majkoltrans i PNI (ta ostatnia jest w upadłości likwidacyjnej).
– Stwierdzone naruszenia świadczą o nienależytym stosowaniu systemu zarządzania bezpieczeństwem. To stanowi potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa transportu kolejowego – podał UTK w oficjalnym oświadczeniu.
Wojciech Orzech, prezes PKP Energetyka, mówi, że z raportu wyciągnięto wnioski i podjęli działania naprawcze, aby w przyszłości ustrzec się od takich incydentów. – Ale żadne z wymienionych zdarzeń nie jest powodem do podjęcia tak drastycznych środków przez UTK – uważa przezs Orzech.
Urząd jest organem regulacyjnym rynku kolejowego. W tym roku liczba kontroli nie została nasilona. Jak podaje UTK, zespół ds. monitorowania bezpieczeństwa sektora kolejowego analizował dane od przewoźników. Wytypowano grupę podmiotów, u których wskaźniki bezpieczeństwa były najsłabsze – stąd wizyta w PKP Energetyka. UTK podlega Ministerstwu Infrastruktury i Budownictwa (MIB) – prezesa urzędu powołuje premier na wniosek ministra. Szef UTK nie ma kadencyjności, czyli w każdej chwili może zostać odwołany. A to ułatwia ewentualne sterowanie regulatorem.
Przedwyborczy strzał
Rząd PiS stara się odzyskać kontrolę nad PKP Energetyka, którą sprzedano za rządów PO. CVC Capital Partners ogłosiły podpisanie umowy na zakup PKP Energetyka pod koniec lipca 2015 r. (uprawomocniła się we wrześniu), Transakcja została przeprowadzona przez ekipę tzw. bankomatów, czyli menedżerów kolejowych z Jakubem Karnowskim i Piotrem Ciżkowiczem na czele. Do zarządzania grupą PKP sprowadził ich były minister transportu Sławomir Nowak. W trakcie zamykania sprzedaży szefem resortu była minister Maria Wasiak, wcześniej w PKP.
– Relacje między stroną rządową a nowym właścicielem PKP Energetyka są trudne także z powodu złej atmosfery towarzyszącej tamtej prywatyzacji. Ubiegłego lata doszło do tego, że fundusz CVC za pomocą ogłoszeń w mediach wytaczał argumenty ad personam przeciw członkom komisji infrastruktury, którzy zabiegali o wstrzymanie sprzedaży – wspomina Marcel Klinowski.
Chodzi o Andrzeja Adamczyka i Krzysztofa Tchórzewskiego, posłów PiS, którzy złożyli wniosek do prokuratury i przekonywali, że sprzedaż PKP Energetyka jest zagrożeniem dla kraju m.in. z powodu pozbycia się podstacji energetycznych, które stanowią element infrastruktury krytycznej. W odpowiedzi Istvan Szoke, partner w CVC, wytknął Tchórzewskiemu, że jest byłym członkiem zarządu PKP Energetyka urlopowanym na czas sprawowania mandatu posła. W branży mówi się, że nowego właściciela zawiódł instynkt biznesowy. Bo Adamczyk to dziś minister infrastruktury, a Tchórzewski jest szefem resortu energii. W gestii obu znajduje się PKP Energetyka.
Konflikt narasta. Do spektakularnego starcia słownego wiceministra infrastruktury Piotra Stommy z prezesem Wojciechem Orzechem doszło podczas debaty DGP w trakcie EKG w Katowicach 19 maja. Spór dotyczy m.in. tego, czy PKP Energetyka powinna podlegać regulacjom kolejowym, czy tylko energetycznym. Wiceminister Stomma powiedział podczas sejmowej komisji infrastruktury, że spółka PKP Energetyka uzurpuje sobie monopol w obsłudze dostaw prądu dla przewoźników i wywodzi z tego prawo wyłączności realizacji inwestycji w infrastrukturze energetycznej i chce to robić na podstawie umów przyłączeniowych. Na to rząd nie musi się zgodzić.
Eksperci zwracają uwagę, że sytuacja jest delikatna. Cofnięcie certyfikatu podcięłoby skrzydła PKP Energetyka. – Podmiot bez certyfikatu może świadczyć usługi dla PKP PLK, tylko jeśli będzie korzystał z usług przewoźnika posiadającego certyfikat bezpieczeństwa – precyzuje Paulina Jankowska, rzecznik PKP.
Obecna umowa utrzymaniowa jest ważna do 2019 r. W kontrakt wpisana jest opcja przedłużenia o cztery lata. A MIB uzależnia to od odzyskania kontroli nad energetyczną infrastrukturą kolejową. Obecna PKP Energetyka liczy na inwestycje wiązane z programem infrastrukturalnym PKP PLK, na który do 2023 r. ma wydać 67 mld zł (w przypadku niektórych zadań kilkadziesiąt procent wartości zamówienia stanowią prace energetyczne). Wciąż nie wiadomo też, czy i w jakim stopniu sprywatyzowana spółka będzie realizować kolejowy program modernizacji układów zasilania MUZa II za ponad 700 mln zł. Bo pierwsza MUZa kosztowała ok. 1 mld zł i była realizowana przez PKP Energetyka pod kątem dostosowania infrastruktury dla pociągów Pendolino.
Ale z drugiej strony, odebranie certyfikatu byłoby także problemem dla PKP PLK.
– Jeśli chodzi o prace energetyczne, to PKP Energetyka ma ok. 50 proc. potencjału osobowego i sprzętowego niezbędnego do prac przy utrzymaniu i rozbudowie sieci trakcyjnej w Polsce. PKP Energetyka to jedyny podmiot, który jest w stanie świadczyć usługi na terenie całej sieci – tłumaczy Marcel Klinowski, szef zespołu ds. transportu Stowarzyszenia Republikanie.
Kompromis czy...
– Na eskalowaniu konfliktu więcej może stracić PKP Energetyka. Skoro Skarb Państwa chce odzyskać kontrolę nad elementami infrastruktury energetyczno-kolejowej, np. podstacjami energetycznymi, to wskazany jest kompromis. Bo jeśli nie, to jedynym rozwiązaniem nie jest renacjonalizacja – twierdzi Jakub Majewski, prezes Fundacji Pro Kolej.
Jak ujawniliśmy w DGP w czerwcu, PKP Energetyka ma propozycję dla rządu. Nowy właściciel od podmiotu zajmującego się m.in. obrotem energią wydzieli część odpowiedzialną za dystrybucję energii. W skład tego podmiotu wejdą m.in. stacje i podstacje trakcyjne, czyli infrastruktura na styku sieci dystrybucyjnej i trakcyjnej, o którą toczy się spór. Dokumenty zostały już złożone w sądzie, a spółka jest w trakcie rejestracji.
Ten segment odpowiada za około jedną czwartą przychodów PKP Energetyka. Zmiana byłaby zgodna z unijną zasadą tzw. unbundlingu (wymogu odseparowania przesyłu i dystrybucji od sprzedaży energii do odbiorców końcowych). Według zarządu PKP Energetyka to byłby model podobny do innych grup energetycznych: PGE, Tauronu, Enei i Energi.
– Dokonująca się zmiana struktury holdingu, czyli wydzielenie tego obszaru działalności, mogłaby być potencjalnie wstępem do debiutu w przyszłości spółki na giełdzie – powiedział DGP prezes Orzech.
Jeśli spółka trafi na parkiet, Skarb Państwa będzie miał możliwość objęcia w niej udziałów poprzez ogłoszenie wezwania. Decyzje jednak nie zapadły. CVC zastrzega, że na razie nie szykuje się do wprowadzenia firmy na giełdę.
Wciąż nie ma wyników audytów, które badały legalność sprzedaży PKP Energetyka, ale do ich ujawnienia jest coraz bliżej. – Zespół do spraw analizy dokumentacji dotyczącej prywatyzacji PKP Energetyka obecnie podsumowuje wyniki kontroli – informuje Elżbieta Kisil, rzeczniczka MIB.
CVC to fundusz private equity, który posiada udziały w ponad 50 spółkach na całym świecie. Jak podaje CVC, zatrudniają 400 tys. osób i osiągają łączne przychody ok. 130 mld dol.