Po wyborach nie trzeba było wiele czasu, by prezesi mianowani za rządów PO-PSL zaczęli odchodzić ze stanowisk. Na ich miejsce pojawiali się nowi. Czyli normalnie. Tak jak przyzwyczailiśmy się przez 26 lat do „jednego establishmentu”. Ale jest pewna różnica i dała ona o sobie znać właśnie w trakcie walnych zgromadzeń. Podczas zebrań, na których zatwierdzane są sprawozdania z działalności w ubiegłym roku (a te powinny się odbyć do końca czerwca), akcjonariusze głosują również uchwały w sprawie udzielenia absolutorium członkom zarządów i rad. W tym roku było tak samo. Różnica polega jednak na tym, że w wielu przypadkach takiego skwitowania nie przyznawano.
Absolutorium jest zwykle traktowane jako niezbyt istotna sprawa. Czasami nabiera jednak kolosalnego znaczenia. Jego brak pozwala bowiem spółce wystąpić wobec prezesa czy członka zarządu z roszczeniem w związku ze stratami, jakie firma poniosła, a do jakich ów prezes miałby doprowadzić. Z kolei w sektorze finansowym brak skwitowania jest właściwie równoznaczny z zablokowaniem możliwości uzyskania nominacji na prezesa np. banku czy firmy ubezpieczeniowej. Żeby zostać prezesem, trzeba dawać „rękojmię ostrożnego i stabilnego zarządzania”. Nieuzyskanie w przeszłości absolutorium to wystarczający powód, by nadzór uznał, że kandydat takiej rękojmi nie daje.
W ten sposób dochodzimy do postulowanej przez wicepremiera wymiany establishmentu. Okazuje się bowiem, że w prosty sposób można nie tylko pozbawić kogoś stanowiska w państwowej firmie, lecz nawet zablokować możliwość przejścia choćby do międzynarodowej korporacji (to znaczy: przejść można, ale niekoniecznie już na tak eksponowane stanowisko). Tak robi się miejsce dla nowego establishmentu.
W minionym tygodniu takie „pożegnanie bez skwitowania” było udziałem np. byłego zarządu i większości byłych członków rady nadzorczej PZU. Takie samo podejście zastosowano w części spółek energetycznych, na kolei, a kilka dni wcześniej w Banku Ochrony Środowiska. W dwóch firmach – Polskim Holdingu Nieruchomości i Giełdzie Papierów Wartościowych – sprawa, choć wygląda na przesądzoną, wyjaśni się ostatecznie dopiero po połowie lipca (o walnym GPW – s. 14).
Akcjonariusze mogą się odwoływać od uchwał podjętych w ich obecności przez walne zgromadzenie – trzeba zgłosić protest, a później można się starać o to, by uchwałę zakwestionował sąd. Przy braku absolutorium jest to jednak zwykle niemożliwe. Trzeba mieć bowiem przeciwko czemu zaprotestować. A projekty uchwał o absolutorium są z zasady pozytywne, czyli zakładają udzielenie. Jeśli uchwały nie uda się przegłosować (bo większościowy akcjonariusz zagłosuje przeciw lub – bardziej przebiegle, jak było np. w PZU – wstrzyma się od głosu), to jej nie ma. Nie ma też z czym walczyć.
Ten „inny establishment” ma dziś powód do satysfakcji. I jeśli utrzyma się przez kolejne ćwierćwiecze, nie można mu zarzucać braku racjonalności. Ale gdyby sondaże preferencji partyjnych zaczęły się odwracać, w roku wyborczym o prezesów państwowych firm może być trudniej, bo nie będzie pewności, kto za kilka miesięcy zdecyduje o ich absolutoriach.