Część lokalnych wydawców nie mogła umieścić na swoich profilach informacji o apelu dziennikarzy w sprawie prawa autorskiego. Mamy oświadczenie Facebooka.
- To co, Facebooku, tak się będziemy bawić? Część naszych lokalnych portali od rana ma blokowane posty dotyczące protestu – napisał w serwisie X redaktor naczelny „Gazety Radomszczańskiej” i prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. Andrzej Andrysiak alarmował, że kiedy redaktorzy niektórych serwisów chcieli opublikować informacje dotyczące ogólnopolskiej akcji protestacyjnej mediów, Facebook nie pozwalał umieszczać ich na profilach wydawców.
W dodatku część z nich miała również nałożone ograniczenia w widoczności strony. Oznacza to, że dopóki platforma nie odwoła decyzji, informacje nie będą wyświetlały się automatycznie osobom, które ją obserwują. To z kolei problem, bo – zwłaszcza mniejsi wydawcy – są uzależnieni od ruchu, który informacje publikowane w social media sprowadzają na główne strony ich tytułów. W takiej sytuacji znalazł się np. serwis MojePieniny.pl.
O co chodzi w proteście mediów?
Sprawa była o tyle istotna, że usuwane posty dotyczyły protestu mediów w sprawie nierównej walki z wielkimi firmami technologicznymi, w tym: Google i samym Facebookiem. Przypomnijmy: w czwartek ponad 350 redakcji i organizacji zrzeszających dziennikarzy opublikowało na czołówkach hasło: „Politycy! Nie zabijajcie polskich mediów” i apel do senatorów, którzy w tym tygodniu będą debatować o nowelizacji ustawy prawo autorskie. Reguluje ona między innymi, jak platformy cyfrowe mają rozliczać się z wydawcami za to, że korzystają z wytworzonych przez nie treści. Z gigantami cyfrowymi nie jest jednak łatwo negocjować, bo korzystają oni z pozycji monopolistów.
Dlatego do polskiego prawa wydawcy chcieli wprowadzić mechanizm, który ustanawia arbitraż między platformą a dostawcą treści, jeśli sami nie dojdą do porozumienia. Poprawkę, która wprowadzała ten mechanizm zaproponowały posłanki Lewicy: Daria Gosek-Popiołek i Dorota Olko. Przepadła jednak w Sejmie. Teraz jest szansa, by wprowadziła ją senacka komisja kultury.
Facebook blokował posty wydawców
Czy Facebook faktycznie wyciął niewygodne dla siebie posty? – Nadal badamy tę sprawę – słyszymy w biurze prasowym spółki Meta, właściciela platformy. Pracownicy amerykańskiego giganta zapewniają jednak, że informacje wróciły na wszystkie strony, o problemach których alarmował Andrysiak.
Jak to się stało, że informacje od lokalnych wydawców zostały zablokowane? Hipotez może być kilka. Jedną z nich jest filtr antyspamowy Facebooka. Jeśli na wiele różnych stron zaczną nagle trafiać posty o tej samej treści, platforma może oflagować je i wyciszyć jako nienaturalne zachowanie. Ma to chronić użytkowników przed oszukańczymi kampaniami. Inną jest to, że w apelu mediów użyto słowa, które algorytmy Facebooka z definicji wyciszają, np. „zabijajcie”.
Facebook wycinał Muzeum Auschwitz
Dokładnie na takiej zasadzie w kwietniu tego roku system moderowania treści Facebooka usunął część postów z profilu Muzeum Auschwitz. Według wskazań algorytmu miały one prezentować m.in. „mowę nienawiści”, "nękanie i molestowanie" oraz "podżeganie do przemocy". Na oficjalnym profilu nazwano to „algorytmicznym wymazywaniem historii”.
– Ten incydent nie tylko podważa ważną pracę naszej instytucji, ale też jest niedopuszczalny i obraźliwy dla pamięci ofiar Auschwitz, którą staramy się zachować – oświadczyli pracownicy instytucji. W imieniu muzeum wyjaśnień od spółki domagał się minister cyfryzacji i wicepremier Krzysztof Gawkowski. Argumentował, że Meta ma zbyt mało polskojęzycznych moderatorów, by dali sobie radę z adekwatnym filtrowaniem treści na naszym rynku.
Blokada profilu Konfederacji i wideo KO
Wcześniej, przez siedemnaście miesięcy, Facebook trzymał w zawieszeniu profil Konfederacji. Nie pomagały ani interwencje Janusza Cieszyńskiego, ministra cyfryzacji w poprzednim rządzie, ani nawet wyrok sądu, który nakazał przywrócenie działania profilu. - Będziemy kontynuować sądową walkę o przeprosiny i odszkodowanie - zapowiedział skarbnik partii Michał Wawer.
Jak słyszymy w źródłach zbliżonych do rządu, w kampanii wyborczej z Facebookiem miała problemy także Koalicja Obywatelska. Według części posłów KO, platforma nie pozwalała na publikację spotów z Donaldem Tuskiem.
Rafał Brzoska idzie na wojnę
Co ciekawe, choć algorytmy i moderatorzy Meta potrafią poradzić sobie ze spamem, czy kontrolowaniem treści na muzealnym profilu, spółka nie umie opanować oszustw z użyciem wizerunku osób publicznych. Ofiarą padli ostatnio Sławomir Mentzen, Wojciech Cejrowski czy Rafał Brzoska. Prezes InPost nie zamierza jednak odpuszczać i w filmie opublikowanym na LinkedIn ogłosił, że wejdzie w firmą na drogę prawną. Zbiera również innych pokrzywdzonych do pozwu zbiorowego przeciwko platformie.
"Tworzenie reklam, które w zwodniczy sposób wykorzystują osoby publiczne do oszukiwania innych, jest niezgodne z naszymi zasadami. Usuwamy takie reklamy po ich wykryciu. To nie jest nowy problem – oszuści wykorzystują każdą dostępną platformę i stale dostosowują się, aby uniknąć egzekwowania tych zasad. Dlatego Meta posiada wyspecjalizowane systemy do wykrywania clickbaitów z osobami publicznymi, inwestuje w przeszkolone zespoły weryfikacyjne, dzieli się wskazówkami na temat unikania oszustw i oferuje narzędzia do zgłaszania potencjalnych naruszeń. Wiemy, że nie zawsze nam się to udaje i nadal inwestujemy w ulepszanie naszych systemów. Współpracujemy również z lokalną administracją i organami ścigania oraz podejmujemy działania prawne". – przekonuje jednak biuro prasowe Meta w przesłanym do redakcji DGP oświadczeniu.
Więcej o tym jak działa finansowanie mediów, jak pojawienie się big techów zmieniło media i co się stanie, jeśli ich zabraknie w podkaście „Wittenberg rozmawia o technologiach”.