- Budżet można ustabilizować nie tylko przez mniejsze wydatki, lecz także większe wpływy. Priorytetem powinno być ucywilizowanie całej strefy podatkowo-składkowej - mówi Jan Oleszczuk -Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii oraz wykładowca w Akademii Leona Koźmińskiego.

Wobec Polski ma zostać uruchomiona procedura nadmiernego deficytu. Celem była chęć ograniczenia nieodpowiedzialnych działań rządów. Czy jednak dziś nie jest odwrotnie – to zbyt sztywne trzymanie się tych zasad byłoby nie odpowiedzialnością?
ikona lupy />
Jan Oleszczuk -Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii oraz wykładowca w Akademii Leona Koźmińskiego / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Tak, byłoby to nieodpowiedzialne. Wszystkie numeryczne reguły fiskalne, które są wprowadzane w wielu krajach, w tym te w UE, są wyznaczone arbitralnie. Nie ma naukowej literatury, która uzasadniałaby akurat 3 proc. PKB deficytu jako nadmierny. Od ostatnich kryzysów, szczególnie pandemicznego z 2020 r., nowy konsensus wśród ekonomistów brzmi: numeryczne reguły fiskalne są bez sensu. Ograniczają one nas właśnie wtedy, gdy są potrzebne zwiększone wydatki. Gdy w momentach kryzysowych PKB spada, to dług w relacji do niego rośnie. Tymczasem nie ma drugiego tak odpowiedniego momentu na interwencję, jak w czasie spadku PKB. Pandemia pokazała, że reguły oparte na agregatach makroekonomicznych są zbyt sztywne i dlatego tak wiele krajów sięgało po fundusze pozabudżetowe. Sztywne reguły powinniśmy zastąpić standardami fiskalnymi lub społeczną radą fiskalną.

Od wybuchu pandemii minęły cztery lata. W tym czasie Unia zgadzała się na zwiększony deficyt. Numeryczne reguły właściwie nie obowiązywały.

Bardzo dobrze, że nie obowiązywały. To pokazuje ich bezsens, skoro w sytuacji, która je testuje, nie zdają egzaminu i trzeba je szybko zawieszać. Wyjście z pandemii było okazją do rewizji reguł i uruchomienia nowego systemu zarządzania finansami publicznymi, ale niestety Komisja woli zrobić krok w tył. Tak jak wielu ekonomistów oceniam to jako błąd, który może pogrzebać nasze szanse na rywalizację z USA, Chinami oraz odpierania agresji rosyjskiej.

Rada Fiskalna to postulat, który właśnie jest realizowany. Powołamy ją jako ostatni kraj UE. Jak powinny wyglądać „standardy fiskalne”, o jakich pan mówi?

Jako Polska Sieć Ekonomii cieszymy się z powstania Rady Fiskalnej, o co zabiegaliśmy od czasu głośnego listu otwartego w 2020 r. Minister finansów Andrzej Domański poszedł torem społecznym, czyli powoływania członków przez kluczowych partnerów dialogu społecznego zamiast technokracji o niskim zaufaniu społecznym. Taka rada mogłaby oceniać jakościowe zalecenia, czyli właśnie standardy, których proponentem jest Oliver Blanchard, były ekonomista MFW. Chodzi zatem o system bezpieczników, ale bardziej elastyczny i wrażliwy na kontekst.

Powinny istnieć instrumenty, które chroniłyby nas przed nadmiernym zadłużaniem?

Może raczej nieroztropnym. Chciałbym szczególnie zwrócić uwagę na to, że wbrew powszechnej opinii to właśnie nawoływanie do redukcji zadłużenia jest prawdziwym populizmem. Politycy prześcigają się w walkach z „dziurami”, czyli zamiast reform proponują magiczne uzdrowienie gospodarki przez cięcia wydatków. Jeśli już mają istnieć twarde reguły, to dla redukowania długu i deficytów, i nadwyżek budżetowych, które mogłyby być szkodliwe. Dziś potrzebne są nam instrukcje, które odpowiedzą na pytanie, co zrobić, gdy stłukliśmy już szybkę i sięgamy po gaśnicę. Na przykład: jeśli chcesz zwiększyć deficyt na wydatki w obcej walucie, to zastanów się, czy masz nadwyżkę w bilansie handlowym. Przerabialiśmy to już za Gierka. Tak długo jak zadłużamy się w sposób przemyślany, a dług jest prorozwojowy, nie będzie to ciężar dla naszej gospodarki.

Nasze zadłużanie się jest prorozwojowe?

Z pewnością unikaliśmy dotychczas ekspozycji na zadłużenie w obcej walucie, sprzyja nam też dodatnie saldo handlowe. Prorozwojowość natomiast stoi pod znakiem zapytania, bo gros deficytu to dziś obronność. Natomiast stoimy przed wyzwaniem zmiany modelu rozwoju Polski z taniej pracy na wspinanie się wyżej w łańcuchu wartości, automatyzację, innowacje. Obawiam się, że zbyt rzadko rozmawiamy o tym, jak to zrobić. Zamiast debaty o bezsensownych limitach powinniśmy toczyć spór o priorytety inwestycyjne.

Mamy wiele wyzwań – nakłady na armię, transformacja energetyczna czy ucywilizowanie płac w sferze budżetowej. Gdyby trzeba było na czymś oszczędzać – to na czym?

To nie będzie popularne, ale jednym z obszarów, gdzie szukałbym oszczędności, jest system emerytalno-rentowy. Głównie dlatego, że to największa pozycja, więc nawet mała zmiana może dać nam duże oszczędności. Powinniśmy przyjrzeć się temu, czy to jest normalne, że wykroiliśmy tak naprawdę kilka różnych systemów emerytalnych. Należy też pamiętać, że budżet można ustabilizować nie tylko przez mniejsze wydatki, lecz także przez większe wpływy. Priorytetem powinno być ucywilizowanie całej strefy podatkowo-składkowej. Skala przywilejów np. dla ryczałtu na nieruchomości, na JDG dla osób, które świadczą usługi profesjonalne czy wyłączenia dla IT – wszystkie te elementy tworzą zniechęcający do pracy system, który w dodatku pozwala masie ludzi uciekać od uczciwego opodatkowania. To nie jest zdrowa sytuacja, aby najwyżej opodatkowana była praca, potem mamy podatek Belki, a najniżej rentierski najem. Powinno być odwrotnie.

W tym roku deficyt wyniesie ponad 5 proc. PKB. Można by uniknąć procedury nadmiernego deficytu, gdyby nie duże wydatki na zbrojenia. Polskę i kraje bałtyckie obciążają one w znacznie większym stopniu niż Zachód. Czy inne kraje powinny dorzucić się i przyjąć na siebie część ciężaru tych zbrojeń? Czy powinien powstać fundusz na rzecz obronności państw najbardziej zagrożonych?

Zdecydowanie. Wydatki na zbrojenia to „deficytowy słoń w pokoju”. Nadmiarowe wydatki na armię to blisko połowa całego deficytu budżetowego. Powinniśmy negocjować. „Skoro mamy nadmierny deficyt, ale wynika on z wydatków na wojsko, to wchodzi klauzula obronna i nic nie robimy. Jeśli chcecie, aby deficyt spadł, to musicie wziąć na siebie część naszych wydatków na wojsko”. Twarda gra o bezpieczeństwo może wreszcie dać Europie, a szczególnie Niemcom, do myślenia, jeśli chodzi o bezsens sztywnych limitów. ©℗

Rozmawiał Radosław Ditrich