Zapasy są mniejsze, niż mówiono, a z prognoz wynika, że zbiory mają być o ok. 10 proc. niższe niż w poprzednim sezonie, więc rolnicy gromadzą ziarno.

Za pszenicę, żyto konsumpcyjne, jęczmień paszowy czy kukurydzę suchą rolnicy mogą dziś dostać w skupie od 6 do 17 proc. więcej niż przed rokiem. Chętnych na sprzedaż zapasów z każdym tygodniem jednak ubywa. Rolników nie przekonuje nawet to, że wyzbywając się zapasów, otrzymają dopłatę do zboża, i to większą, niż gdy robili to w I kw. 5 czerwca mija termin na złożenie wniosków w tej sprawie.

W pierwszych dniach maja wysokie ceny i możliwość uzyskania wyższych dopłat do zboża jeszcze kusiły. Liczba chętnych z każdym tygodniem rosła po kilka procent. Ostatnie dwa tygodnie przyniosły jednak odwrócenie trendu. Rolnicy dzwonią, pytają o cenę w skupie, nawet umawiają się na dostawę, ale ostatecznie nie przyjeżdżają – mówi pracownik CN Kielce, polskiej firmy zajmującej się dystrybucją produktów rolniczych. Podobne głosy słychać w innych skupach w Polsce.

Rolnicy tłumaczą, że z powodu obaw o niższe plony, spowodowane suszą, ostatnimi ulewami czy gradobiciami, wolą zachować zapas na kolejny rok. W przypadku zboża paszowego to zagwarantuje im wykarmienie zwierząt, bez konieczności dokupowania surowca, którego może zabraknąć z tegorocznych zbiorów. W przypadku zboża konsumpcyjnego liczą na dalszy wzrost cen, a tym samym większy zarobek. Szczególnie że mniejsze zbiory szykują się nie tylko w Polsce. Jak mówi Marcin Gryn, członek zarządu Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych, takie sygnały dochodzą z Francji, Niemiec i Rosji, która walczy z suszą. – A to oznacza generalnie mniej zbóż na świtowym rynku – tłumaczy.

– Za trzy tygodnie będzie wiadomo, ile faktycznie wyniosą zbiory w tym roku. Są regiony w kraju, jak lubuskie czy wielkopolskie, gdzie jest susza. Są jednak też takie, w których nie wpływa ona negatywnie na plony. Zbiory na pewno nie będą jednak rewelacyjne. Spadki mogą być na poziomie 20 proc. – mówi Piotr Doligalski, prezes Zakładu Produkcji Rolnej w Kowrozie.

Swoje prognozy zrewidowali też analitycy rynkowi, którzy dziś mówią o zbiorach na poziomie 32,5–33 mln t, wobec niemal 36 mln t rok wcześniej.

Jak dowiedział się DGP, do Izby Zbożowo-Paszowej docierają sygnały od największych przetwórców spożywczych w kraju, że zaczynają mieć problem z dostępem do surowca. Największe zakłady zmuszone były wręcz zaimportować pszenicę z Czech czy Niemiec.

Wahania w pogodzie sprawiają, że tegoroczne zbiory, podobnie jak ubiegłoroczne, przyniosą więcej zboża niskobiałkowego, czyli paszowego. A to oznacza, że może pogłębić się kłopot z dostępem do surowca na cele przetwórstwa żywności.

Marcin Gryn mówi nam, że dochodzi wręcz do sytuacji, w której rolnicy skupują już zboże od rolników, by mieć zapas paszy dla zwierząt na przyszły rok, co powoduje też, że mniej ziarna trafia ostatecznie do skupów. – Surowiec można przetrzymać przez dwa–trzy sezony bez pogorszenia jego parametrów jakościowych. Wystarczy wietrzyć magazyn i nie dopuścić do zawilgocenia zboża. Nie trzeba do tego używać żadnych środków chemicznych. Trzeba tylko raz, dwa razy w roku przesypać zboże w magazynie – tłumaczy.

Okazuje się, że zapasy polskiego zboża nie są tak duże, jak dotychczas mówiono. – Na koniec czerwca wyniosą ok. 3,5 mln t, wobec 2–2,5 mln w latach poprzednich. A to oznacza, że Polska nie jest zalana zbożem, co w sytuacji mniejszych, najbliższych zbiorów nie jest dobrą prognozą – komentuje Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej. I dodaje, że o tym, iż nadwyżka nie jest duża, sygnalizuje już od miesięcy. To efekt embarga na zboże z Ukrainy, teraz odbywa się jedynie jego tranzyt przez nasz kraj.

Marcin Gryn twierdzi, że nie jest znana faktyczna skala zapasów. – Nie ma dokładnej statystyki, zwłaszcza tej dotyczącej rolników – zauważa, choć przyznaje, że zapasy nie są tak wysokie, jak mówiono. – Nie można wykluczyć sytuacji, w której z powodu suszy zbiory w Polsce będą mniejsze i w przypadku uszczuplonej podaży ziarna przetwórcy będą korzystać z ziarna importowanego. Produkcja zwierzęca się nie zmienia, nie hamuje też polski przemysł, czyli zboża wciąż potrzebujemy tak samo, jak do tej pory – zaznacza.

Potrzeby krajowe są szacowane na 26–27 mln t rocznie. Co roku ponad 9 mln t szło na eksport. Jak wynika z danych GUS, ubiegły rok był wyjątkowy pod tym względem, bo eksport wyniósł 13,6 mln t. Początek tego roku przyniósł wyhamowanie eksportu. Sprzedaż zagraniczna w I kw. wyniosła 2,6 mln t, wobec 2,8 mln t przed rokiem. Do tego pojawiła się informacja o sprzedaży terminalu zbożowego w Szczecinie. Przetargi na inwestycje w terminale w Gdyni i Gdańsku zostały natomiast unieważnione. To może wpływać na opłacalność i możliwości eksportowe Polski w kolejnych latach, co z kolei sprawi, że więcej surowca będzie zostawało w kraju. ©℗

ikona lupy />
Rynek zbóż w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe