Bruksela nie dopłaci już do pociągów spalinowych. To może pchnąć regionalne spółki w kierunku kupna używanych składów kolejowych, byle tylko móc dalej rozwijać lokalną sieć połączeń.
Liderem w przywracaniu ruchu na nieczynnych lokalnych liniach kolejowych jest Dolny Śląsk. W najbliższym czasie pociągi mają wrócić na trasy do Karpacza czy Stronia Śląskiego, reaktywowano już połączenia kolejowe m.in. do Trzebnicy, Jakuszyc, Bielawy i Świeradowa-Zdroju. Podobnym tropem chcą iść także inne samorządy, m.in. Wielkopolska i Mazowsze. Problem polega jednak na tym, że w niemal wszystkich przypadkach reaktywowane trasy to linie, które nie zostały zelektryfikowane. A Unia, która wdraża Europejski Zielony Ład, nie dofinansowuje już zakupu pociągów spalinowych. W grę wchodzą więc pociągi bateryjne lub wodorowe. – Kraje, które przestawiają się na zakupy takich pociągów, np. Niemcy, mają różne doświadczenia w tym zakresie. Są problemy z terminowym dostarczeniem pojazdów czy ze stacjami ładowania wodoru – mówi Karol Trammer z dwumiesięcznika „Z Biegiem Szyn”.
W Kolejach Dolnośląskich można usłyszeć, że tabor akumulatorowy czy wodorowy to ryzyko. – Skazywanie przewoźników na konieczność dostosowywania się do regulacji unijnych w zakresie zeroemisyjności, nie uwzględniając jednocześnie specyfiki infrastruktury kolejowej danych krajów czy ich regionów, stoi w sprzeczności z prowadzoną przez nie polityką protransportową – mówi Bartłomiej Rodak, rzecznik Kolei Dolnośląskich (KD). Przyznaje, że nowe regulacje mogą ograniczać rozwój wielu przewoźników, co może skutkować tym, że podróżni będą mniej skorzy do przesiadki z aut do pociągów.
Akumulatorowe składy próbują kupić Koleje Mazowieckie. W czerwcu 2023 r. przewoźnik ogłosił przetarg na sześć takich pociągów, ale nie wpłynęła żadna oferta. Kolejny przetarg ogłoszono we wrześniu, ale szybko go unieważniono. W trzecim postępowaniu na zakup sześciu składów z opcją na zakup kolejnych trzech wpłynęła tylko oferta Stadlera, który wycenił je na 842 mln zł (aż 93 mln zł za jeden). Przewoźnik przeznaczył na zakup niewiele ponad połowę tej kwoty, wobec czego unieważnił przetarg. W czwartym postępowaniu zgłosiło się trzech oferentów: Stadler, Pesa i Skoda. Pesa nie ma jednak doświadczenia w produkcji takich pociągów, a Skoda testuje prototyp. Przewoźnik analizuje złożone oferty. Wymagał, by pociąg przy zasilaniu z baterii mógł przejechać 120 km. To oznacza, że skład nie pokonałby trasy z Nasielska do Sierpca i z powrotem (to łącznie 176 km). W Sierpcu trzeba będzie więc zbudować instalację do ładowania baterii.
Większość regionów przyznaje, że zmuszona jest nadal stawiać na tabor spalinowy, tyle że używany. Trudność polega tu na tym, że czasami trzeba czekać nawet kilka lat na zezwolenia od Urzędu Transportu Kolejowego. To jednak pozwala na rozwój połączeń i kontrolę nad budżetem.
Koleje Dolnośląskie przygotowują się do zakupu lub dzierżawy 10 używanych pojazdów spalinowych. Jak dowiadujemy się nieoficjalnie, chodzi o składy Atribo z Włoch, które kilkanaście lat temu wyprodukowała bydgoska Pesa. Dla polskiego przewoźnika ich zaletą jest to, że składy mają u nas dopuszczenie do ruchu.
O zakupie używanych pociągów spalinowych myśli też Wielkopolska. Region ze środków własnych rozważa też zakup nowych składów spalinowo-elektrycznych. ©℗
Są problemy z terminowym dostarczeniem pociągów czy ze stacjami ładowania