Miał być podatek od aut spalinowych, będzie dopłata do samochodów elektrycznych, nowych i używanych. Stare baterie stworzą szansę na nowy biznes czy staną się polskim kłopotem?
Minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska zapowiedziała, że w Polsce nie zostanie wprowadzony tzw. podatek spalinowy. Miał on dotyczyć importowanych używanych aut spalinowych, które nie spełniały normy silników Euro 4 (dotyczyło to ok. 10 proc. sprowadzanych aut). Zamiast tego zostanie uruchomiony program wsparcia zakupu samochodów elektrycznych. Był to jeden z tzw. kamieni milowych przy wypłacie środków z Krajowego Planu Odbudowy. Według słów Hennig-Kloski Komisja Europejska dała rządowemu programowi zielone światło. Dotowane mają być zarówno auta nowe, jak i używane.
Te ostatnie budzą obawę branży. – Warunkiem otrzymania dopłaty do używanego elektryka ma być to, że nie będzie on starszy niż cztery lata. A czteroletnie samochody elektryczne to często już starsze generacje. Pytanie więc, czy chcemy budować polską flotę samochodów elektrycznych na modelach nowej generacji, czy raczej wolimy czyścić rynek europejski ze starych samochodów sprowadzanych z Zachodu – pyta Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.
Na program ma zostać przeznaczone 1,6 mld zł. Kwota dofinansowania ma wynieść 30 tys. zł, ale po spełnieniu dodatkowych warunków, jak zaświadczenie o zezłomowaniu starego samochodu spalinowego czy nieprzekroczenie dochodu 135 tys. zł w skali roku, dopłaty mogą wzrosnąć nawet do 40 tys. zł. W dalszym ciągu nie jest jednak jasne, czy i o ile kwota ta będzie mniejsza w przypadku zakupu samochodów używanych. Według założeń programu na wsparcie można by liczyć przy zakupie nowego samochodu elektrycznego niedroższego niż 225 tys. zł, a w przypadku używanego – 150 tys. zł.
Recykling akumulatorów
Po zaprezentowaniu pomysłu na dotowanie używanych aut natychmiast pojawiły się obawy o utylizację i recykling akumulatorów, które zawierają m.in. niebezpieczne zarówno dla środowiska, jak i dla zdrowia ludzi substancje, np. lit czy ołów. – Program wsparcia zakupu samochodów elektrycznych musi być dobrze skonstruowany, by Polska nie stała się śmietnikiem do zwożenia pojazdów, których zasięg na jednym ładowaniu nie przekraczałby 20 km – zastrzega dr. inż. Jacek Pietrzyk, ekspert od gospodarki odpadami BCC. – Jeśli sprowadzenie pojazdu elektrycznego będzie wymagało np. zbadania pojemności baterii czy wniesienia opłaty recyklingowej, wtedy polskie firmy mogłyby skorzystać na recyklingu. Dzięki temu sprowadzimy do kraju duże ilości cennych surowców, co ograniczy potrzebę importu surowców pierwotnych – dodaje.
Według unijnej dyrektywy bateryjnej z lipca zeszłego roku każdy akumulator musi mieć swój paszport. Zostały ustalone normy wydajności, trwałości i bezpieczeństwa takich urządzeń oraz restrykcje w odniesieniu do substancji niebezpiecznych. Dyrektywa ma zastosowanie do wszystkich baterii, w tym wszystkich zużytych baterii, lecz powstała z myślą o elektromobilności. – Firmy, które wprowadzają na rynek baterie, już na etapie projektowania zwracają uwagę na to, by nadawała się ona do recyklingu. Natomiast bateria do samochodu elektrycznego zawiera zbyt wiele cennych surowców, by móc pozwolić sobie na jej nielegalne zezłomowanie – mówi dr Pietrzyk.
Jakub Faryś uważa, że napływ importowanych elektryków w przyszłości może za sobą przynieść możliwości biznesowe. – Ze względu na to, że zapasy litu są bardzo ograniczone, nikt nie dopuści, by używane akumulatory były utylizowane w niekontrolowany sposób. Jednak teraz w Polsce nie ma biznesu recyklingowego baterii, ale życie nie znosi próżni i gdyby nagle pojawiło się dużo starszych samochodów elektrycznych, zmieniłoby się to. Warto pamiętać, że jeśli sprowadzane będą do Polski samochody maksymalnie czteroletnie, to zajmie jeszcze dobrych kilka lat, zanim trafią one do recyklingu. Wtedy biznes na pewno ruszy do przodu – ocenia.
Jak wygląda wsparcie dla aut elektrycznych w innych krajach unijnych? Na dwóch największych rynkach motoryzacyjnych w Europie, niemieckim i francuskim, rządy wycofują się z dotowania pojazdów zeroemisyjnych. Berlin ogłosił, że ze względu na trudności budżetowe w tym roku zostaną wycofane dopłaty, które dotychczas wynosiły 4,5 tys. euro. Z kolei Francuzi, którzy wprowadzili hojniejsze dopłaty na zakup samochodu, bo sięgające 13 tys. euro, zawiesili swój program wsparcia, ponieważ cieszył się on dwukrotnie większym zainteresowaniem, niż przewidywał to rząd. ©℗