Zapowiedzi premiera Donalda Tuska i prezesa NBP Adama Glapińskiego co do dochodu na głowę mieszkańca są nazbyt optymistyczne.
Wielka Brytania wychodzi z recesji. Pierwsze trzy miesiące 2024 r. były dla wyspiarskiej gospodarki udane. Z opublikowanych w piątek danych wynika, że w porównaniu z trzema miesiącami kończącymi poprzedni rok PKB wzrósł o 0,6 proc. To wynik lepszy od prognoz ekonomistów i najwyższe tempo wzrostu w ujęciu kwartalnym od dwóch lat. W III i IV kwartale 2023 r. brytyjska gospodarka kurczyła się, wypełniając definicję recesji.
Według brytyjskiego urzędu statystycznego (ONS) widoczne na początku roku ożywienie w gospodarce to przede wszystkim zasługa sektora usługowego, związanego z turystyką, sztuką i widowiskami. Wyraźna poprawa wskaźników to w dużej mierze efekt Świąt Wielkanocnych, które w tym roku wypadły w marcu, ściągając więcej turystów niż zwykle w tym okresie. ONS podaje także dane o wzroście PKB w rozbiciu na poszczególne miesiące. Potwierdzają one wpływ świąt na wyniki gospodarki – w styczniu i w lutym PKB był niższy niż przed rokiem i dopiero w marcu wzrósł o 0,7 proc.
Pozostałe obszary gospodarki radzą sobie słabiej od usług. Produkcja przemysłowa od czterech miesięcy utrzymuje się na plusie i w marcu wzrosła o 0,5 proc. w odniesieniu do zeszłego roku, budownictwo skurczyło się o 2,2 proc.
Andrew Bailey, prezes Banku Anglii, cytowany przez BBC, ocenił, że brytyjska gospodarka „wyszła z zakrętu”, ale jednocześnie był wstrzemięźliwy w ocenach perspektyw na najbliższy okres. – Nie chcę przedstawić sytuacji jako silnego ożywienia. Tego nie widzimy, niemniej gospodarka odradza się – powiedział po posiedzeniu Banku Anglii, na którym zapadła decyzja o pozostawieniu stóp procentowych na poziomie 5,25 proc., najwyższym od 16 lat. Prognozy na ten rok nie są dla drugiej co do wielkości europejskiej gospodarki szczególnie korzystne, bo wzrost PKB o 0,5 proc. to wynik poniżej średnich wyników z dwóch pierwszych dekad XXI w., ale niedawno były jeszcze gorsze. Ostatecznie jednak Wielka Brytania uniknęła w zeszłym roku miana najwolniej rozwijającego się państwa w grupie G7, wyprzedzając Niemcy. Podobnie ma być w tym roku.
Analizy pokazują, że jednym z ważnych powodów problemów gospodarki jest brexit. Na przykład według szacunków firmy Cambridge Econometrics ze stycznia opuszczenie struktur UE na początku 2020 r. obniżyło PKB w ciągu trzech lat o ok. 140 mld funtów (5,2 proc. w odniesieniu do 2023 r.).
Zapewne dlatego, świętując 20. rocznicę obecności Polski w UE, premier Donald Tusk argumentował, że lepiej pozostać wewnątrz unijnych struktur, niż funkcjonować poza nimi. Jednocześnie zadeklarował, że do końca dekady Polska pod względem dochodu przypadającego na głowę mieszkańca dogoni Wielką Brytanię. W piątek przekaz premiera wzmocnił Adam Glapiński, prezes NBP. Na konferencji po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej przedstawił analizę, z której wynika, że utrzymując obecne tempo wzrostu pod względem dochodu na głowę mieszkańca, w 2026 r. wyprzedzimy Hiszpanię, w 2030 r. Wielką Brytanię, a w 2034 r. – Niemcy.
Wyliczenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego pokazują, że pod tym względem rywalizacji z Wielką Brytanią raczej nie wygramy przed końcem dekady. Do międzynarodowych porównań z reguły używa się PKB w przeliczeniu na głowę mieszkańca, wyliczanego z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej, co niweluje różnice w poziomie cen między poszczególnymi państwami. W 2023 r. tak wyliczony dochód był w Wielkiej Brytanii o 24 proc. wyższy niż w Polsce. Do końca 2029 r. ta różnica wyraźnie się zmniejszy, ale wciąż będzie nas dzielić 8 proc. Jeśli weźmiemy pod uwagę dane w cenach bieżących, okaże się, że możemy dystansu do Brytyjczyków w ogóle nie nadrobić – rok przed końcem dekady PKB na głowę mieszkańca Wysp może być o 129 proc. wyższy niż PKB na głowę mieszkańca Polski. Obecnie różnica ta wynosi 123 proc. ©℗