Niemal każde pozwolenie na budowę ważnej drogi jest wydawane z opóźnieniem, czasem nawet dwuletnim. Wykonawcy zgłaszają wielomilionowe roszczenia.
Ostatnio nie ma kontraktu na budowę trasy ekspresowej lub autostrady, w ramach którego zezwolenie na realizację inwestycji drogowej (ZRID) byłoby wydane w przepisowym terminie, czyli po 90 dniach od złożenia wniosku. Opóźnienia sięgają kilkunastu miesięcy, a nierzadko prawie dwóch lat.
Jak podaje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, aż 21 miesięcy trzeba było czekać na ZRID na budowę odcinka trasy ekspresowej S7 z Płońska do Załusek czy na budowę S19 z Krynic przez Dobrzyniewo do węzła Białystok Zachód. Dopiero po 20 miesiącach od złożenia wniosku wojewoda mazowiecki wydał ZRID dla odcinka A2 Łukowisko–Swory.
– Gdyby opóźnienie przy wydaniu tego dokumentu sięgało jednego czy półtora miesiąca, to w czasie robót budowlanych można by to nadrobić. Jeśli mówimy o tak dużych opóźnieniach jak 6–8 miesięcy i więcej, to już generuje spore koszty po stronie generalnego wykonawcy – mówi Jan Styliński, prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
– Trzeba utrzymywać zabezpieczenie należytego wykonania kontraktu czy trzymać w gotowości pracowników. Nie można zespołu skierować na inny kontrakt, bo kiedyś do wydania tego ZRID dojdzie. Dlatego wykonawcy składają lub przymierzają się do składania roszczeń. Niektórzy wnoszą pozwy sądowe, a inni liczą na porozumienie się z GDDKiA i zawarcie aneksu, który podniesie wartość zlecenia – dodaje rozmówca DGP.
12,5 miesiąca to według GDDKiA średni czas uzyskiwania ZRID w ostatnich latach
100–150 mln zł wynoszą roszczenia wykonawców z tytułu spóźnionego wydania ZRID, szacuje PZPB
W umowach bywa zawarty mechanizm kalkulacji dodatkowych kosztów ogólnych, ale według branży jest on niewygodny i niepraktyczny. Obecne uregulowania wymuszają bowiem dostarczenie setek dokumentów. Wykonawcy liczą na uproszczenie tej procedury.
Według szacunków PZPB roszczenia wykonawców z tytułu spóźnionego wydania ZRID sięgają 100–150 mln zł. – Roszczenia będziemy dokładnie analizować i rozpatrywać zgodnie z zapisami, które mamy w umowach – mówi Tomasz Kwieciński, radca generalnego dyrektora Dróg Krajowych i Autostrad.
Styliński mówi, że głównym powodem poślizgu przy wydawaniu ZRID jest słabość administracji terenowej – urzędów wojewódzkich i regionalnych dyrekcji ochrony środowiska.
Opóźnienie dokumentu w wielu przypadkach wynika z poślizgu z wprowadzaniem zmian do decyzji środowiskowej. – Powinno się wzmocnić administrację, bo problem będzie się nawarstwiać. Skoro urzędy są niewydolne przy drogach, to w momencie, kiedy dojdą sprawy przebudowy sieci energetycznych czy realizacji nowych linii kolejowych, może dojść do paraliżu procesów administracyjnych – mówi Jan Styliński.
– Zdajemy sobie sprawę z trudności, jakie obecnie występują, dlatego aktualnie trwa analiza potrzeb etatowych w poszczególnych wydziałach, w tym również w wydziale infrastruktury – informuje Mateusz Mucha, rzecznik prasowy wojewody wielkopolskiego.
Aneta Galek z urzędu wojewódzkiego w Lublinie przyznaje, że rozpatrywanie wniosków o wydanie ZRID wymaga bardzo dużego zaangażowania i wiedzy oraz znajomości i umiejętności wykorzystania dużej liczby obowiązujących przepisów.
– Realizacja spraw dotyczących wniosków obejmujących często kilkaset lub kilka tysięcy działek jest zarówno czaso-, jak i pracochłonna. Rozstrzyganie w kwestiach niejednoznacznych oraz podpisanie decyzji wraz z dużą liczbą załączników, w tym: projektów budowlanych, map przedstawiających proponowany przebieg drogi i map z projektem podziału nieruchomości – w kilku egzemplarzach, również wymaga czasu – wylicza.
Według Daniela Radomskiego, eksperta ds. infrastruktury związanego z Klubem Jagiellońskim, należy zmienić podejście do zarządzania ryzykiem na kontraktach drogowych „projektuj i buduj”. Powinny istnieć zapisy, zgodnie z którymi czas realizacji zadania jest liczony od momentu wydania ZRID. ©℗