Najwięksi gracze elektromobilności zmagają się z najpoważniejszymi od lat spadkami sprzedaży. Na razie to tylko odchylenie od ogólnego trendu, ale sygnały zmian są niepokojące.

W I kw. 2024 r. wykresy sprzedaży producentów pojazdów elektrycznych – uznawanych za najbardziej przyszłościowy segment transportu drogowego – pikowały. Tesla, czyli globalny potentat na tym rynku, dostarczyła klientom najmniej aut od ponad roku, a w porównaniu z poprzednimi trzema miesiącami spadek sięgnął 20 proc. Niższe od oczekiwań wyniki przełożyły się także na relatywne osłabienie notowań giełdowych koncernu względem pozostałych „prymusów” Wall Street z tzw. grupy Siedmiu Wspaniałych. Obok Tesli zaliczani są do niej najbardziej cenieni przez rynki giganci cyfrowi, tacy jak: Meta (Facebook), Amazon, Microsoft, Apple czy Nvidia.

Tymczasem załamanie sprzedaży dotknęło także chińskiego konkurenta Elona Muska. Koncern BYD (skrót od „Build Your Dreams” – zbuduj swoje marzenia), który zaledwie parę miesięcy temu triumfował w związku z pobiciem wyników Tesli, z kwartału na kwartał sprzedał o ponad 40 proc. mniej pojazdów. – Spodziewaliśmy się trudnego kwartału, a dostaliśmy totalną katastrofę, której nie da się zbyć prostym wyjaśnieniem – oceniał w „Financial Times” Dan Ives, analityk rynku z grupy Wedbush.

Na tle aut konwencjonalnych obniżenie zainteresowania elektrykami, czy nawet szerzej: pojazdami z możliwością ładowania (a więc także hybrydami typu plug-in), było widać w ostatnich miesiącach także na dość szybko elektryfikującym się dotąd rynku europejskim. W styczniu i lutym zarejestrowano mniej nowych aut pasażerskich tego typu niż w ostatnich dwóch miesiącach ubiegłego roku (przy czym dla samochodów w pełni elektrycznych spadek sięgnął ponad jedną trzecią). W tym samym czasie sprzedaż pozostałych modeli – w tym napędzanych benzyną, olejem napędowym i paliwami alternatywnymi – rosła. W porównaniu z pierwszymi dwoma miesiącami 2023 r. udało się na razie utrzymać trend wzrostowy, choć wyraźnie szybciej niż sprzedaż pojazdów z silnikami nowej generacji rosła w tym ujęciu sprzedaż klasycznych hybryd.

To niejedyne objawy turbulencji na globalnym rynku motoryzacyjnym, które sygnalizują, że okres największego optymizmu co do tempa i dynamiki rozwoju elektromobilności może być już za nami. Na początku roku w reakcji na niższe niż wcześniej zainteresowanie konsumentów swoje plany produkcyjne dla modelu F-150 Lightning zrewidował Ford. A to miało być główne narzędzie ekspansji koncernu na rynku pojazdów elektrycznych. Coraz większe problemy z przyciąganiem kapitału mają też start-upy działające w tej branży.

W UE rejestruje się mniej nowych elektryków niż rok temu

Koncern Muska tłumaczy swoje problemy m.in. zakłóceniami standardowych szlaków handlowych i problemami z transportowaniem komponentów przez Morze Czerwone i Kanał Sueski. Już na początku stycznia Tesla, a także m.in. Volvo, informowały o ograniczeniu produkcji w europejskich fabrykach w związku z podwyższonym ryzykiem dla statków związanych z aktywnością jemeńskich Hutich. W marcu ograniczenie produkcji w niemieckich zakładach Tesli spowodował natomiast atak, do którego przyznała się ekstremistyczna organizacja Vulkangruppe. Zamachowcy wzniecili pożar, powodując odcięcie fabryki od źródła zasilania na prawie dwa tygodnie. To skrajny przejaw trwających od dłuższego czasu prób zablokowania dalszej ekspansji podberlińskich zakładów Tesli. Aktywiści zarzucają koncernowi m.in. zanieczyszczanie wód gruntowych oraz łamanie praw pracowniczych.

Ale tąpnięcie w sprzedaży aut elektrycznych ma szersze tło. Na rynku trwa ostra rywalizacja o „mainstreamowego” klienta, która przejawia się coraz niższymi cenami elektryków. Według wyliczeń analityków Cox Automotive w lutym na rynku amerykańskim przeciętna cena zakupu nowego pojazdu tego typu była o prawie 13 proc. niższa niż rok wcześniej o tej samej porze. Z kolei według brukselskiego think tanku Transport & Environment co czwarty sprzedany w tym roku samochód w UE będzie produkcji chińskiej. Prowadzący nierówną walkę z dostawcami z Państwa Środka przemysł europejski z coraz większym trudem szuka sposobów na obniżenie kosztów.

Koszt zakupu nowego elektryka pozostaje jednak wciąż poza zasięgiem znakomitej większości gospodarstw domowych. Jak wskazują amerykańscy analitycy, z 275 dostępnych za oceanem modeli aut napędzanych w pełni elektrycznie 9 było w lutym sprzedawanych po cenie niższej niż 25 tys. dol., a tylko 2 – taniej niż 20 tys. dol. Nawet oferowane w wielu krajach publiczne dopłaty okazują się niewystarczające, by zasypać różnice cen między autami konwencjonalnymi a elektrykami.

Spowolnienie nie jest na razie widoczne w danych z raczkującego wciąż polskiego rynku aut elektrycznych. Sprzedaż w segmencie samochodów pasażerskich pozostaje w bardzo łagodnym trendzie wzrostowym. Auta z możliwością ładowania – napędzane bateryjnie lub hybrydowo (w typie plug-in) – stanowiły jednak w lutym niespełna 6 proc. wszystkich zarejestrowanych nowych aut. Jednak dane Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA) wskazują także, że w lutym już niemal połowę nowych samochodów sprzedawanych na polskim rynku stanowiły klasyczne hybrydy. I to one stały się najczęściej wybieranymi modelami, wyprzedzając pojazdy z silnikami benzynowymi. To sygnał, że w coraz większym stopniu barierą dla wzrostu udziału elektryków w rynku są deficyty w zakresie rozwoju infrastruktury do ładowania. ©℗

ikona lupy />
Tąpnięcie na rynku e-mobility / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe