Renesans energii jądrowej jest możliwy, ale wymaga usunięcia barier regulacyjnych w UE i mechanizmów wsparcia dostosowanych do lokalnych potrzeb. - mówi Carl Berglöf, pełnomocnik rządu Szwecji ds. rozwoju energetyki jądrowej.

Jeszcze dwa lata temu szwedzka strategia transformacji energetycznej zakładała dążenie do osiągnięcia miksu w 100 proc. opartego na odnawialnych źródłach energii do 2040 r. Obecny rząd postanowił zarządzić zmianę kursu. Sztokholm dołączył do rosnącego w Unii Europejskiej klubu państw proatomowych. Jak renesans energii jądrowej ma wyglądać w Szwecji?
ikona lupy />
Carl Berglöf, pełnomocnik rządu Szwecji ds. rozwoju energetyki jądrowej / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Nasz rząd, wspólnie z partią wspierającą (chodzi o narodowo-konserwatywnych Szwedzkich Demokratów, którzy dysponują drugim co do wielkości klubem w szwedzkim parlamencie; ugrupowanie nie weszło do rządu, ale jego poparcie jest warunkiem jego większości w parlamencie – red.), porozumiał się w sprawie mapy drogowej na rzecz rozbudowy energetyki jądrowej w kraju. Określa ona dwa główne cele. Do 2035 r. mają powstać bloki jądrowe o łącznej mocy 2500 MW (ekwiwalent dwóch jednostek wielkoskalowych, ale nie wykluczamy też budowy większej liczby małych reaktorów modułowych), pierwszy w okolicy 2033 r. Z kolei do 2045 r. planuje się rozbudowę o kolejne 7500 MW. Łącznie zakładamy więc realizację 10 GW nowych mocy w atomie. Docelowo zakładamy zatem więcej niż podwojenie naszego obecnego stanu posiadania tej gałęzi energetyki.

Polska sprecyzowała swoje plany w zakresie energii jądrowej prawie cztery lata temu. Najbardziej zaawansowany projekt elektrowni na Pomorzu zakłada budowę pierwszego reaktora do 2033 r. i dwóch kolejnych – łącznie niespełna 4 GW – do 2037 r. Mimo że sporą część przygotowań mamy za sobą, i tak są poważne wątpliwości, czy te terminy są jeszcze w naszym zasięgu.

Polska jest o kilka kroków do przodu, choćby w zakresie negocjacji z partnerami technologicznymi inwestycji. W Szwecji mamy tylko mapę drogową. Ale mamy też wielki atut, jakim jest ponad 50 lat doświadczenia z energetyką jądrową.

Co to zmienia przy budowie nowych reaktorów?

Jest cały szereg problemów, których nie musimy rozwiązywać od zera. Uzyskanie zgód środowiskowych dla inwestycji w pobliżu już istniejących obiektów energetyki jądrowej będzie łatwiejsze. W otoczeniu tych elektrowni mamy dziś do czynienia z silnym poparciem dla atomu. Mamy też zręby krajowego łańcucha dostaw. Wreszcie – w naszym zasięgu jest rozwiązanie problemu odpadów jądrowych. W ciągu najbliższych lat powinna się zacząć budowa składowiska zużytego paliwa jądrowego.

Nawet biorąc to wszystko pod uwagę, budowa dwóch reaktorów w niespełna 12 lat brzmi jak zadanie na granicy wykonalności.

Przyznaję, że nie będzie łatwo. Jest to możliwe, ale wszystko musi pójść idealnie zgodnie z planem.

Kiedy i w jaki sposób planujecie dokonanie wyboru technologii dla pierwszych dwóch planowanych jednostek?

Nie widzimy potrzeby, by był to proces polityczny. Szwedzkie spółki energetyczne dysponują odpowiednimi kompetencjami, by przygotować i przeprowadzić postępowania przetargowe samodzielnie. Zamiast jednego, centralnie sterowanego, możemy mieć kilka równoległych programów jądrowych. Chcemy, żeby konkurencja miała miejsce zarówno między partnerami technologicznymi, jak i wśród naszych spółek energetycznych.

W Polsce mamy też plany inwestycji jądrowych realizowanych przez spółki. Ale w ostatecznym rozrachunku wydaje się niemal pewne, że bez woli politycznej i zaangażowania państwa upadną.

Fakt, że rola rządu jest ograniczona – jak u nas – nie oznacza, że wola polityczna nie będzie odgrywać istotnej roli w całym przedsięwzięciu. Państwo ma pełnić funkcję koordynatora i „facylitatora”, podmiotu, który czuwa nad płynną realizacją planów założonych przez rząd. Musi zapewnić środki na rozwój nadzoru jądrowego, przygotować odpowiednie przepisy, wreszcie – zadbać o współpracę między wszystkimi zaangażowanymi w ten proces organami administracji rządowej.

Wierzy pan, że tak wrażliwa kwestia, jak wybór partnera na wysoce spolityzowanym rynku, może zostać całkowicie odpolityczniona i wyprowadzona poza administrację rządową?

Tak. I dokładnie taki jest nasz cel.

Kolejną kwestią do rozstrzygnięcia przy budowie nowych elektrowni jest mechanizm ich finansowania. Jakie modele są na stole?

Przyglądamy się wszystkim dostępnym rozwiązaniom. Ale jedno jest też dla nas jasne: nigdzie na świecie nie istnieje dziś model, który w stu procentach odpowiadałby na potrzeby szwedzkiego programu. Najprawdopodobniej będziemy potrzebowali autorskich rozwiązań skrojonych na naszą miarę.

Nie mają racji ci, którzy twierdzą, że sprawę przesądzają przepisy unijne? Do reformy rynku energii wpisano kontrakt różnicowy, czyli model oparty na uzgodnionej między wytwórcą a instytucją wspierającą cenie referencyjnej i rozliczaniu różnic między tym wskaźnikiem a notowaniami na rynku energii jako domyślny mechanizm wspierania atomu.

Rzeczywiście, niektórzy podnoszą ten argument. Kontrakt różnicowy jest wskazany jako akceptowana przez UE forma pomocy publicznej. Ale ten instrument nie daje odpowiedzi na ryzyko dodatkowych kosztów, powstających już na etapie budowy. Co za tym idzie, to może być tylko część rozwiązania i nie powinno być traktowane jak jakieś panaceum. Jeśli chcemy, by dążenia do renesansu atomu się zrealizowały, nasz model nie może się ograniczać do tego typu kontraktu.

W ostatnich latach UE zmieniła swoje nastawienie do atomu, czego symbolem jest umieszczenie go dwa lata temu na liście technologii, które mogą odegrać istotną rolę w ochronie klimatu. Od tego czasu szala w gronie 27 państw członkowskich jeszcze bardziej przechyliła się na korzyść energii jądrowej. Europejski Zielony Ład powinien szerzej się otworzyć na technologie jądrowe?

Zdecydowanie tak. Atom był de facto skreślony przez UE w dekadach najbardziej dynamicznego rozwoju jej polityki energetyczno-klimatycznej. To owocuje licznymi w dalszym ciągu barierami dla projektów jądrowych. Uważam, że docelowo wszystkie regulacje i wszystkie mechanizmy wsparcia zielonej energii powinny objąć także energetykę jądrową. Mam nadzieję, że takie wydarzenia, jak uwzględnienie atomu w taksonomii, a ostatnio także w rozporządzeniu o neutralnym emisyjnie przemyśle (Net-Zero Industry Act) czy powstanie branżowej koalicji na rzecz rozwoju małych reaktorów modułowych (SMR), będą początkiem długiego procesu zmierzającego do pełnego równouprawnienia tej technologii w unijnej polityce. Inwestycje jądrowe powinny mieć zagwarantowane takie samo prawo do korzystania z unijnych środków na transformację jak energetyka wiatrowa czy słoneczna. ©℗

Rozmawiał Marceli Sommer