Po siedmiu kolejnych latach wzrostu kursu notowania jednej z największych krajowych sieci sklepów spadły o 20 proc. od początku tego roku
Na piątkowej sesji notowania akcji Dino Polska, zarządzającego siecią ponad 2,4 tys. sklepów z podstawowymi artykułami, zniżkowały o prawie 11 proc. W ten sposób inwestorzy zareagowali na publikację raportu finansowego za 2023 r., w którym spółka poinformowała o rekordowych przychodach (25,7 mld zł) i najwyższym w historii zysku netto (1,4 mld zł). Spadek kursu to jednak przede wszystkim ocena wyników Dino w ostatnim kwartale zeszłego roku – zysk netto firmy wyniósł w tym okresie niecałe 350 mln zł i był o ponad 10 proc. niższy od prognoz analityków.
– Spółka przyzwyczaiła inwestorów do wysokiego tempa rozwoju i pozytywnych zaskoczeń związanych z wynikami finansowymi. Tej skali rozczarowanie nie zdarzyło się wcześniej – mówi Krzysztof Kawa, analityk w Erste Securities.
Spowolnienie tempa, w jakim poprawiają się wyniki finansowe Dino, to jeden ze skutków ubocznych wojny cenowej, którą mniej więcej od początku III kw. zeszłego roku toczą ze sobą największe sieci handlowe sprzedające artykuły pierwszej potrzeby. Odbija się to na ich marżach.
– Od IV kwartału 2022 r. Dino wprowadziło wysoką dyscyplinę kosztową, dzięki czemu spółce udawało się utrzymywać rentowność na odpowiednim poziomie. Obecnie możliwości optymalizacji kosztów są bardzo ograniczone, na przykład ze względu na wzrost wynagrodzeń, co już znalazło odzwierciedlenie w wynikach – dodaje Kawa.
Wpływ na wzrost kosztów ma m.in. podwyżka płacy minimalnej z 3,6 tys. do 4,2 tys. zł od 1 stycznia 2024 r. A nic nie wskazuje na to, żeby konkurencja na rynku osłabła.Dochodzą też nowe elementy. Np. Biedronka zapowiedziała, że skróci terminy płatności dla niektórych dostawców, na co będą musiały odpowiedzieć inne duże podmioty działające na rynku.
– Pozycja lidera cenowego ułatwia utrzymanie rentowności, bo nawet jeśli marże spadają, to dzięki większym wolumenom sprzedaży udaje się utrzymać poziom zysków w ujęciu bezwzględnym. Największe firmy nie mają wyjścia i muszą w wojnie cenowej uczestniczyć, bo inaczej grozi im utrata klientów. A odzyskanie klientów więcej kosztuje niż inwestowanie w niskie ceny, żeby ich zatrzymać – ocenia Kawa.
Zdaniem Adriana Górniaka, analityka w Ipopema Securities, spadek tempa wzrostu sprzedaży do 9 proc. w ujęciu rocznym w IV kw., biorąc pod uwagę porównywalną powierzchnię sklepów, wskazuje, że Dino mogło utracić pewną grupę klientów na rzecz czołowych sieci dyskontów, jak Biedronka czy Lidl.
– Dla spółki to może być wymagający rok, stojący pod znakiem dalszej walki o rentowność i wolniejszej poprawy wyników. Nawet biorąc pod uwagę rekordowe pod względem wielkości przychodów i zysku rezultaty za 2023 r., można zauważyć, ze marże obniżały się trzeci rok z rzędu i spadły do poziomu z 2017 r. – mówi analityk.
W 2017 r. Dino pojawiło się na GPW. W ofercie przed debiutem inwestorzy mogli kupić akcje po 37,5 zł. W każdym kolejnym roku kurs rósł, wspierany poprawą wyników finansowych, dzięki czemu notowania przekroczyły 490 zł w czerwcu zeszłego roku. Pod względem wartości rynkowej Dino jest największą spółką niefinansową notowaną na GPW. Kontynuacja tej dobrej passy stanęła pod znakiem zapytania. Od początku roku notowania spadły o ok. 20 proc., a wątpliwości wokół wyników finansowych sprawiają, że straty te może być trudno odrobić.
– Od 1 kwietnia VAT na żywność wraca do poziomu 5 proc. i część sieci deklaruje, że klienci nie odczują tej podwyżki. Zobaczymy, czy deklaracje te zostaną dotrzymane, ale gdyby tak było, to jest to kolejny czynnik obniżający marże firm – ocenia Adrian Górniak.
Negatywny wpływ niższych marż na poziom zysków mogłyby zrekompensować sieciom handlowym wyższe wolumeny sprzedaży. Na razie jednak dane makroekonomiczne obrazujące poziom sprzedaży żywności i innych podstawowych produktów są dość rozczarowujące, mimo że dochody konsumentów rosną w szybkim tempie, znacznie przewyższającym inflację.
– W I półroczu może być trudno przełamać negatywne trendy w wynikach. Być może sytuacja poprawi się w II połowie roku, kiedy lepsza kondycja konsumentów zacznie się przekładać w większym stopniu na zwiększone wydatki – dodaje Górniak. ©℗