LPP, jedna z największych krajowych spółek notowanych na warszawskiej giełdzie, przez dwa lata ukrywała przed opinią publiczną i swoimi akcjonariuszami, że jej produkty trafiają na rynek rosyjski, choć zadeklarowała, że się z niego wycofuje.

Z biznesowego punktu widzenia atak Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. był dla LPP wydarzeniem traumatycznym. Rosja była największym zagranicznym rynkiem odzieżowego przedsiębiorstwa, z niemal 20-proc. udziałem w sprzedaży, na którym LPP planowała dalszy rozwój.

Choć decyzje były trudne, to zapadły szybko – już na początku marca zamknięto wszystkie sklepy i całkowicie wstrzymano dostawy do Rosji, w kwietniu LPP ogłosiła, że opuszcza tamtejszy rynek, a w maju poinformowała o sprzedaży rosyjskiego biznesu. Nowy właściciel sieci sklepów kupił wszystkie towary należące do rosyjskiej spółki LPP, ale nie nabył praw do wykorzystywania nazw i znaków towarowych odzieżowych marek. Dopiero kilka miesięcy później, z raportu za I półrocze 2022 r., inwestorzy dowiedzieli się o czteroletnim okresie przejściowym zapisanym w umowie, w którym LPP miała wspierać nowego właściciela w zakupie towarów, logistyce i kwestiach informatycznych. Nabywca sieci sklepów zyskał też prawo do ich odsprzedaży LPP do końca 2026 r. Ta opcja wciąż jest aktywna. Pewnie wtedy LPP przegapiła najlepszy moment, żeby poinformować także o dostawach towarów do Rosji.

Ukrywanie tej informacji sprawiło, że w piątek, 15 marca, kurs akcji spadł o 36 proc., a wartość rynkowa obniżyła się z 33 do 21 mld zł po publikacji raportu firmy Hindenburg Research wyjawiającego tajemnice LPP. Amerykanie postawili jeszcze dalej idącą tezę – że odzieżowa spółka sprzedała rosyjskie aktywa tylko pozornie, a w rzeczywistości wciąż je kontroluje. Publikację analizy, zawierającej także zdjęcia najnowszych kolekcji LPP z rosyjskich sklepów, poprzedziło trwające kilka miesięcy śledztwo, prowadzone na globalną skalę. Hindenburg przeprowadził całą operację w jednym celu – żeby doprowadzić do spadku kursu i na tym zarobić. Taki jest model działania tej firmy. Musiało się z nim zmierzyć w ostatnich latach kilkadziesiąt spółek notowanych na światowych giełdach.

Dla LPP wynik tej konfrontacji jest negatywny. Spółka przyznała, że w latach 2022 i 2023 ok. 7 proc. przychodów pochodziło ze sprzedaży towarów tzw. agentom zakupowym, przez których trafiały one do Rosji. Jednocześnie LPP zadeklarowała, że na towarach dostarczanych do agentów nie zarabia. Sprzedaż bez marży, która w LPP przekracza 50 proc. towarów o łącznej wartości ok. 2,4 mld zł, oznacza, że spółka nie podała pełnych kosztów wycofania się z Rosji. Do 600 mln zł strat związanych ze sprzedażą rosyjskich aktywów wypada bowiem doliczyć utracone zyski ze sprzedaży towarów bez marży. Odzieżowa spółka pokazała prognozę, z której wynika, że w 2024 r. dostawy do agentów spadną do 3 proc., a w kolejnym roku ustaną.

LPP zdecydowanie zaprzeczyła najcięższemu zarzutowi, temu o utrzymywaniu kontroli nad rosyjskimi aktywami. Z opisów transakcji zawartych w raportach spółki wynika, że kwestia ta była dość szczegółowo badana. Ale też LPP wciąż nie podała nazwy nabywcy sieci sklepów, utrzymując jedynie, że to chińskie konsorcjum. Firma ujawniła tylko, że w transakcji brała udział Anna Pilyugina, była prezes rosyjskiej spółki LPP. Nazwisko to wyciągnął na światło dzienne raport Hindenburga. Bez odpowiedzi pozostały zarzuty, że dwie firmy, wymienione przez LPP jako „agenci zakupowi”, zostały utworzone przez osoby powiązane z odzieżową spółką. LPP nie odniosła się także do oskarżeń o modyfikacje kodów kreskowych dołączanych do odzieży sprzedawanej w rosyjskich sklepach, żeby w ten sposób ukryć jej pochodzenie. Firma jednoznacznie stwierdziła, że z Rosji wycofała się definitywnie i nieodwracalnie.

Na poniedziałkowej konferencji prasowej poświęconej zarzutom Hindenburga prezes Marek Piechocki zadeklarował, że spółka rozważy skup własnych akcji. To pomogło we wzroście notowań o 20,5 proc. We wtorek wahania kursu już nie były takie duże, a dwie godziny przed zakończeniem sesji jedna akcja kosztowała ok. 13,4 tys. zł. Nim wybuchła afera związana z dostawami do Rosji, cena wynosiła 17,8 tys. zł. Najlepszym sposobem na odbudowanie zaufania inwestorów i przeniesienie kursu na wyższy poziom jest wypełnienie innej deklaracji z poniedziałkowej konferencji – o powołaniu niezależnego biegłego rewidenta, który zbada kwestię sprzedaży rosyjskich aktywów przez LPP. ©℗