Prognozowany w programie konwergencji spadek deficytu z 2,9 proc. PKB w 2017 r. do 1,3 proc. w 2019 r. pokazuje tylko przestrzeń do decyzji politycznych, które jeszcze nie zostały podjęte - mówi Leszek Skiba, podsekretarz stanu, główny rzecznik dyscypliny finansów publicznych, pełnomocnik rządu ds. wspierania reform na Ukrainie.
/>
Moody’s, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Fitch Ratings – wszyscy oni powątpiewają w plan utrzymania dyscypliny fiskalnej.
Obawy dotyczą głównie 2017 r., bo mamy zbieg różnych czynników: prace nad podwyższaniem kwoty wolnej, pełen wymiar programu „Rodzina 500 plus”, kwestię ustawowego obniżenia stawek VAT. Ministerstwo Finansów jest zdeterminowane, by znaleźć finansowanie, wchodzą nowe narzędzia, które mają nam pomóc. Mamy uchwaloną klauzulę obejścia prawa, lada dzień zostanie podpisana ustawa powołująca spółkę tworzącą centralny rejestr faktur, przygotowujemy projekt uszczelniający VAT. To wszystko zadziała w 2017 r., efekty będą też widoczne w kolejnych latach.
W tym roku rząd zdecydował się na ostrożny wariant: wprowadzić program „Rodzina 500 plus” i sfinansować go jednorazowymi dochodami z aukcji LTE i zysku NBP. Ale w przyszłym jest więcej niepewności.
Znaki zapytania u sceptyków będą się pojawiać do samego końca. Wiemy, że nie przekonamy wszystkich do momentu opublikowania sprawozdania z wykonania budżetu za 2017 r. Po drodze będziemy też pokazywać dane o wartości napływających podatków w trakcie 2017 r. Twarde liczby rozwieją wątpliwości.
Może warto poczekać z wprowadzeniem kolejnych zmian zwiększających wydatki do czasu, aż będzie pewność, że wpływy podatkowe rzeczywiście rosną?
Każda decyzja jest obarczona ryzykiem, czy to w sektorze prywatnym, czy publicznym. Ważne, by trafnie ocenić skalę ryzyka i podjąć odpowiednie działania. Robimy to z pełną odpowiedzialnością, żeby zminimalizować ryzyko porażki i wzrostu deficytu ponad zaplanowany poziom. „Rodzina 500 plus” jest istotnym programem z punktu widzenia polityki państwa. Ma wpływ na niwelowanie nierówności społecznych, a więc korzystny efekt społeczny. Wpływa też na dynamikę wzrostu PKB. Powodzenie tego programu jest mocnym bodźcem motywującym nas do pracy. Można sobie wyobrazić sytuację, w której program jest rozłożony w czasie, a my mamy kilka lat na uszczelnienie systemu podatkowego. Wtedy efekty mogłyby nie przyjść szybko.
Minister finansów w poprzednim rządzie oceniał, że efekt uszczelnienia podatków to najwyżej kilka miliardów złotych. Wy liczycie na znacznie więcej. Skąd ta różnica?
Stąd, że niektóre planowane przez nas rozwiązania – jak centralny rejestr faktur – wyraźnie ograniczą najbardziej szkodliwy proceder, jakim są karuzele VAT-owskie. Usprawnione zostanie tempo identyfikowania przestępców.
Dużo się ostatnio mówi o pomyśle podatku jednolitego. Czy to jest równorzędny wariant zmian, nad którym pracujecie?
To projekt, który wynika z przekonania, że przy zachowaniu neutralności dla budżetu można zrobić dużo dobrego dla podatników, upraszczając system podatkowy, łącząc kilka danin w jedną. Neutralność dla budżetu ma polegać na tym, że efekt niższych obciążeń dla najbiedniejszych ma być rekompensowany ich zwiększeniem dla najbogatszych. Wiąże się to z wprowadzeniem szerszej progresji.
Co z ryczałtowcami i opodatkowaniem jednoosobowej działalności gospodarczej?
Ten projekt zawiera dwa duże wyzwania. Pierwsze to przegląd wszystkich form opodatkowania – trzeba wybrać, które formy wprowadzimy do jednolitego podatku, a które pozostawimy bez zmian. Utrzymanie niektórych rozliczeń ryczałtowych ma sens. System podatkowy dziś jest przecież niejednorodny.
Co z umowami-zleceniami i umowami o dzieło? Wejdą do nowego systemu?
Racjonalne wydaje się ich włączenie. Ale są takie formy rozliczeń ryczałtowych, które należy pozostawić, by nie tworzyć komplikacji dla pewnych grup podatników. Drugie wyzwanie przy projekcie to system informatyczny. Dziś daniny pobierają zarówno urzędy skarbowe, jak i ZUS. Pytanie, kto miałby je pobierać w nowym systemie.
Kto? ZUS?
Z pewnością jeden poborca. To docelowe rozwiązanie. Kto? Nie ma jeszcze takiej decyzji.
Jakie powinny być w tym systemie minimalne i maksymalne stawki?
Przy niskim dochodzie minimalna stawka powinna wynosić zero. Ale jakim – za wcześnie by o tym mówić. Podobnie jak o maksymalnej stawce.
Czy to byłaby klasyczna kwota wolna, czyli zwolnienie pewnej kwoty dochodu dla wszystkich, czy raczej byłoby tak, że jak ktoś zarabia rocznie np. 8 tys. zł, to nie płaci, ale ktoś z dochodem 8,5 tys. zł płaci od tego jakąś minimalną stawkę, np. 2,5 proc.?
To jest jeszcze do ustalenia. Utrzymanie wysokiej kwoty wolnej może mieć negatywne efekty dla finansów publicznych, kwota wolna na poziomie 8 tys. zł to ubytek w dochodach rzędu 20 mld zł. A założenie jest takie, żeby system był neutralny dla budżetu.
Co z ulgami na dzieci i wspólnym opodatkowaniem małżonków?
Podstawowe ulgi powinny zostać. Nie chcemy tworzyć sytuacji, w której nowy podatek pogarszałby sytuację w obszarach kluczowych, jak polityka demograficzna. Powinna być też preferencja wspólnego opodatkowania małżonków.
Jak pan ocenia rozwiązanie poprzedników, czyli podatek jednolity z płynnie zmieniającą się stawką zależną od dochodu. Będziecie z niego czerpać?
Analizowaliśmy to. Problem z taką formą opodatkowania polega na tym, że w trakcie roku podatkowego nie wiadomo byłoby, według jakiej stawki płacić zaliczki. Jaki podatek ma zapłacić podatnik, wiadomo dopiero przy rozliczeniu rocznym. Taki mechanizm powodowałby napięcia płynnościowe w budżecie. Musimy mieć z góry określone stawki.
A ile stawek powinno być?
Jeszcze nie zdecydowaliśmy.
Progresja będzie większa niż dziś?
Problemem dwóch stawek, które mamy obecnie, jest to, że taki jeden wyraźny próg mocno motywuje, by go nie przekraczać czy próbować omijać. Wprowadzenie większej liczby stawek prowadzi do rozmycia tej granicy i minimalizuje chęć unikania przekraczania kolejnych progów. Dlatego im więcej sensownie wyznaczonych granic, tym większa skłonność do pogodzenia się podatników z progresją.
Istotą ma być połączenie dotychczasowych trzech strumieni pieniędzy w jeden. Co wówczas z finansowaniem emerytur? Zostają na starych zasadach? System zdefiniowanej składki zostanie?
Ten system powinien zostać utrzymany. Ta składka nadal będzie kalkulowana w oparciu o dochody i na podstawie odprowadzonej składki będą wyliczane emerytury. Wszystko zostanie po staremu.
A działalność gospodarcza, gdzie składka jest ryczałtowa i wynosi 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia, zostanie po staremu?
Każdy w podatku jednolitym będzie płacił według skali, ale jak będzie opodatkowana działalność gospodarcza, nie jest jeszcze zdecydowane.
Co zrobicie z tzw. trzydziestokrotnością?
Sprawa nie jest przesądzona, nie ma jeszcze decyzji w tej sprawie. Analiza dotycząca przygotowania nowego podatku obejmuje kwestie prawne i ten kontekst musi być uwzględniony.
Kiedy będziemy mieli nowy system?
Etap koncepcyjny może zostać zakończony w wakacje, ale trzeba to rozwiązanie skonsultować i zastanowić się nad jego skutkami oraz dostosować do niego państwowe systemy informatyczne. Głównie z tego ostatniego powodu wejście w życie nowego systemu od 1 stycznia 2017 r. jest mało prawdopodobne. Raczej stanie się to rok później.
Jeśli tak, to z powodu orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego kwota wolna musi wzrosnąć od 1 stycznia 2017 r. jeszcze w starym systemie.
Projekt wykonujący orzeczenie będzie musiał być ogłoszony najpóźniej 30 listopada. Na razie nie ma decyzji, o ile zostanie podniesiona. W Aktualizacji Programu Konwergencji przedstawiliśmy propozycję, by podnosić ją co roku o tysiąc złotych, co dałoby w przyszłym roku kwotę na poziomie około 4 tys. zł. To oznaczałoby koszt w granicach 4 mld zł, choć gdybyśmy wprowadzili swego rodzaju progresję, to ten koszt spadłby do 3 mld zł.
Jak miałaby wyglądać taka progresywność?
Nie wszyscy podatnicy z pierwszego przedziału skali podatkowej, i żaden z drugiego, nie byliby objęci podwyżką kwoty wolnej. Czyli dla części wzrosłaby do 4 tys. zł, ale ci zarabiający lepiej odliczaliby ją w obecnej wysokości.
Co z wiekiem emerytalnym, to kolejna duża pozycja wydatkowa.
Trwają wnikliwe prace nad opinią rządu do prezydenckiego projektu ustawy o obniżeniu wieku emerytalnego.
Komisja Europejska twierdzi, że powinniśmy zmniejszać deficyt o 0,5 pkt proc. PKB rocznie. Minister Paweł Szałamacha mówi, że to za szybkie tempo. Naprawdę?
Ważną kwestią jest docelowy akceptowalny poziom deficytu w Polsce. Ma on związek z poziomem długu publicznego. Z punktu widzenia polityki fiskalnej ważne jest, by mieć pewien bufor na wypadek zagrożenia, a wynika on z poziomu długu publicznego i jego relacji do PKB. Chodzi o margines swobody, który pozwoli w okresie spowolnienia czy recesji zwiększyć deficyt i stymulować fiskalnie gospodarkę bez ryzyka przekroczenia 60 proc. długu w relacji PKB. Z tego punktu widzenia poziom długu powinien być istotnie poniżej 50 proc. PKB.
To jaki powinien być deficyt sektora finansów publicznych?
Jak się porozmawia z inwestorami amerykańskimi, to w przeciwieństwie do europejskich nie mają oni takiego silnego przekonania, że osiągnięcie celu MTO, czyli 1 proc. deficytu strukturalnego, jest istotne. Ich zdaniem przy odpowiednio wysokim wzroście gospodarczym i różnicy między wzrostem nominalnego PKB a oprocentowaniem obligacji deficyt zawierający się w przedziale między 1 a 2 pkt proc. PKB pozwala na zachowanie stabilności finansów publicznych. Polski rząd powinien więc dążyć do osiągnięcia MTO w średnim okresie i ta determinacja jest uzasadniona.
Jak szybko zmniejszać deficyt?
Komisja wymaga zmniejszania go na poziomie 0,5 proc. PKB rocznie, co ma pewien negatywny efekt dla wzrostu gospodarczego. Zacieśnienie fiskalne ogranicza wzrost, a poluzowanie wspomaga go, przynajmniej przejściowo. Polska powinna dążyć do MTO, i dąży, ale tempo powinno być takie, by nie dawało Brukseli pretekstu do wprowadzania procedury nadmiernego deficytu dotyczącej tempa dochodzenia do MTO. Minimalne tempo zmniejszania deficytu, które pozwala uniknąć tej procedury, to 0,25 proc. PKB rocznie. I to tempo zostanie utrzymane, by Komisja nie miała wątpliwości. Zasadnicze pytanie to, czy przyspieszać to tempo zmniejszania deficytu kosztem wzrostu gospodarczego i realizacji innych istotnych programów rządu. Raczej nie, i taka jest wykładnia ministra Szałamachy.
Ale jeśli spojrzymy na APK, to planujecie w dwa lata zmniejszyć deficyt z 2,9 pkt proc. PKB do 1,3 pkt proc. PKB, powyżej tych 0,5 proc. PKB rocznie.
Tak, bo APK pokazuje pewną przestrzeń fiskalną do decyzji politycznych, które nie zostały podjęte. Nie wiemy, co z wiekiem emerytalnym, co z kwotą wolną, obniżką VAT i innymi decyzjami o charakterze średniookresowym, które mogą się pojawić później.
Czyli w APK za rok ścieżka schodzenia z deficytem będzie bardziej płaska?
Jeśli zapadną decyzje w sprawie wprowadzenia kwoty wolnej czy wieku emerytalnego, to tempo się spłaszczy. Gdybym miał się zakładać, ten wariant jest prawdopodobny.
Widać zmianę zachowania inwestorów z powodu decyzji agencji ratingowych?
Nie widać tego szczególnie, tym bardziej że zastrzeżenia agencji dotyczą głównie tzw. jakości instytucji. Silne fundamenty gospodarki są za to argumentem za utrzymaniem popytu na nasze papiery skarbowe. Ważniejszym czynnikiem z punktu widzenia inwestorów jest ryzyko globalnego spowolnienia gospodarki i odpływu kapitału z rynków wschodzących niż decyzje agencji ratingowych.