Tempo wzrostu cen spowolniło u nas do mniej niż 4 proc. Duże spadki w styczniu zanotowały również inne kraje.
Polska nie była w styczniu jedynym krajem z gwałtowną obniżką inflacji. U nas, jak wskazują wstępne dane Głównego Urzędu Statystycznego, tempo wzrostu cen wyhamowało do 3,9 proc. w skali roku z 6,2 proc. w grudniu, osiągając najniższy poziom od marca 2021 r. Ale na Węgrzech był spadek z 5,5 proc. do 3,8 proc., na Słowacji z 5,9 proc. do 3,8 proc., a w Czechach w ciągu jednego miesiąca roczne tempo wzrostu cen płaconych przez konsumentów obniżyło się z 6,9 proc. do 2,3 proc.
Wszędzie znaczenie miał statystyczny efekt bazy: w 12-miesięcznych wskaźnikach ubiegłoroczny styczeń z wysokim wzrostem cen został zastąpiony przez wyraźnie niższy wzrost w tym roku. To przeniosło się na wskaźnik roczny. W Czechach tym razem w styczniu ceny wzrosły średnio o 1,5 proc., ale rok wcześniej wzrost – miesięczny, nieliczony w skali roku – wyniósł 6 proc. U nas w styczniu ub.r. ceny podskoczyły przeciętnie o 2,5 proc. Tym razem – tylko o 0,4 proc.
Znaczące podwyżki sprzed roku miały związek z wygasaniem różnego rodzaju rozwiązań, które miały chronić obywateli przed skutkami „putinflacji”, np. czasowych obniżek podatków. Tak było również w Polsce. U nas z początkiem ubiegłego roku wrócił wyższy VAT na prąd, gaz i ciepło (oraz na paliwa, z tym że ceny tych ostatnich wtedy nie rosły z uwagi na działania Orlenu – dominującego gracza na naszym rynku).
Analitycy uwzględniali „efekt bazy” w swoich prognozach. Mimo to dane okazały się niższe od prognoz.
„Dane mają charakter wstępny i prezentowane są w zawężonym zakresie. Obliczone są na strukturze wydatków gospodarstw domowych z 2022 r.” – zaznaczył w swojej informacji GUS. – Dane na pewno zostaną zmienione przy przeliczeniu zmian cen z uwzględnieniem wag w nowym koszyku. Finalne dane mogą się różnić od wstępnych o 0,2–0,4 proc. Gdyby była korekta w górę, mogłoby się okazać, że finalnie zaskoczenia nie było. Oczywiście jeśli w dół – mielibyśmy jeszcze większą niespodziankę – mówi Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.
Według wstępnych danych ceny żywności i napojów bezalkoholowych były w styczniu o 4,9 proc. wyższe niż rok wcześniej. To wzrost najniższy od października 2021 r.
Zdaniem specjalistów w najbliższych miesiącach tempo wzrostu cen będzie jeszcze hamować. W marcu lub kwietniu inflacja może się znaleźć w celu Narodowego Banku Polskiego, czyli na poziomie 2,5 proc. Spośród krajów Unii Europejskiej tylko Rumunia, Estonia i Austria (danych dla Szwecji jeszcze nie ma) notowały w styczniu inflację przekraczającą 4 proc.
Ale to nie oznacza, że problem zniknął. U nas z powrotem zacznie dawać o sobie znać już wiosną, kiedy wygaśnie czasowa obniżka VAT na żywność z 5 proc. do zera. Drugi raz inflacja zostanie podbita w lipcu, gdy skończy się mrożenie cen prądu i gazu. Na tym jednak nie koniec. „Rozpęd inflacji bazowej w ostatnich miesiącach ustabilizował się w okolicy 5–6 proc. Nie trzeba dodawać, że wartość ta jest znacznie powyżej akceptowalnego pułapu z punktu widzenia celu inflacyjnego NBP” – komentowali w piątek ekonomiści mBanku. Podobne wyliczenia, wskazujące przedział 5,1–5,4 proc., przedstawili analitycy Banku Handlowego.
„Rozpęd” mówi o tym, jaki byłby wskaźnik roczny, gdyby miesięczne wzrosty cen były takie, jak w ostatnim czasie. Inflacja bazowa pokazuje, jak kształtują się ceny, na które wpływ ma głównie popyt, a nie gwałtowne zmiany podaży, jak w przypadku żywności czy paliw.
Perspektywa przyśpieszenia inflacji to dla Rady Polityki Pieniężnej argument przeciwko obniżkom stóp procentowych. Główna stopa w Polsce od października ub.r. wynosi 5,75 proc.
Nie wszędzie jednak dane o inflacji przyniosły pozytywne zaskoczenie. Tempo wzrostu cen w Stanach Zjednoczonych spowolniło do 3,1 proc. z 3,4 proc. miesiąc wcześniej, ale tam oczekiwano wyhamowania do mniej niż 3 proc. Gorsze od prognoz dane odsuwają w czasie pierwszą obniżkę stóp w USA, co miało wpływ na globalne rynki akcji i obligacji. Rentowność 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych pierwszy raz w tym roku przekroczyła 4,3 proc. Dochodowość podobnych papierów polskiego rządu to niecałe 5,5 proc. ©℗