Sezon walnych zgromadzeń w największych spółkach kontrolowanych przez państwo trwa. Akcjonariusze wymienili już organy nadzoru w Enei, PGE, GPW, PKO BP i Orlenie. Koalicja 15 października przejęła kontrolę nad radą nadzorczą Tauronu.

Analiza życiorysów i dokonań zawodowych osób, które weszły do organów nadzoru ze wskazania Skarbu Państwa, pokazuje, że w porównaniu z decyzjami podejmowanymi w kwestiach personalnych przez rząd Zjednoczonej Prawicy postęp jest znaczący. Wśród nominowanych dominują fachowcy z wieloletnim doświadczeniem w biznesie na różnych jego poziomach czy prawnicy z dorobkiem, z reguły powiązani z branżami, które przyszło im nadzorować. Ale jest też kilka potknięć.

Najwięcej wad wydaje się mieć rada nadzorcza Orlenu, największego krajowego przedsiębiorstwa. Po konsolidacji państwowych aktywów w sektorze paliwowym w jednej firmie Orlen zyskał bezprecedensową kontrolę nad krajowym rynkiem ropy i gazu, a po realizacji ambitnego planu rozwoju w energetyce, także w tym obszarze, może znaczyć bardzo dużo. Dlatego też wybór osób do nadzoru i zarządzania tą firmą nie powinien budzić żadnych wątpliwości. Tymczasem do RN spółki trafił Ireneusz Sitarski. Dla tych, których pamięć sięga lat 90. i pierwszej dekady XXI w., to nie jest postać anonimowa. Sitarski był m.in. wiceministrem nadzorującym program Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. Program NFI okazał się wylęgarnią gospodarczych afer, w której dochodziło do wielu budzących wątpliwości transakcji, a ich efektem było uwłaszczenie się osób zarządzających funduszami na państwowym majątku. Procesy te odbywały się przy biernym udziale Skarbu Państwa, jako znaczącego akcjonariusza NFI. Odpowiedzialność spoczywa także na byłym wiceministrze, a jego działalnością interesowała się prokuratura. Jeśli pan Sitarski jest odpowiednim kandydatem do nadzoru nad Orlenem, to proponuję do rady nadzorczej PZU powołać pana Grzegorza Wieczerzaka, jednego z głównych graczy w środowisku NFI.

Innego rodzaju kontrowersje budzi powołanie do nadzoru największej polskiej spółki Mikołaja Pietrzaka, prawnika specjalizującego się w prawie karnym i wielkiego krytyka poprzedniej władzy. Jego dokonania zawodowe są imponujące, ale słabo korespondują z kodeksem spółek handlowych czy szerzej prawem gospodarczym. Mikołaj Pietrzak jest także dziekanem Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. Pewne kontrowersje w środowisku prawniczym wzbudziła jego nominacja na społecznego doradcę ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Ze względu na sprawowaną funkcję w samorządzie adwokackim Mikołaj Pietrzak powinien być osobą od rządu maksymalnie niezależną, tymczasem przyjmując posadę w radzie nadzorczej Orlenu, swoje związki z władzą zacieśnia.

W Orlenie Skarb Państwa zdecydował się na błyskawiczne przejęcie władzy także nad zarządem. Kto z menedżerów nie złożył wcześniej rezygnacji lub nie został odwołany przez „starą” radę jak prezes Daniel Obajtek, temu podziękował za pracę „nowy” nadzór, bezpośrednio po WZA. Rada musiała ze swojego grona wskazać osoby, które będą firmą przejściowo zarządzać. Z życiorysów trzech wybranych kandydatów wynika, że żadnego doświadczenia w zarządzaniu firmą taką jak Orlen nie ma pan Tomasz Sójka, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że będzie na stanowisku tylko trzy miesiące. Wydaje się, że choćby wśród osób powołanych przez Skarb Państwa do innych rad nadzorczych – PGE czy Enei – bez trudu wskazać można takie, które mają odpowiednie kwalifikacje do kierowania tak skomplikowaną firmą jak Orlen.

Pozytywny aspekt wyborów do rady Orlenu – akcjonariusze zgodzili się, żeby do organu nadzoru dostał się Jan Woźniak, zgłoszony przez NN OFE. Tym samym znalazła się w nim przynajmniej jedna osoba wskazana przez udziałowców mniejszościowych spółki, bez wątpliwości spełniająca kryteria niezależności. Zjednoczona Prawica instytucję niezależnego członka nadzoru zdeprecjonowała wieloma wątpliwymi wyborami. W Orlenie na przykład status niezależnego członka miała Janina Goss, radczyni prawna i przyjaciółka prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego.

Jawnym złamaniem obietnic wyborczych rządzącej koalicji był wybór przez walne zgromadzenie Giełdy Papierów Wartościowych na stanowisko prezesa Tomasza Bardziłowskiego. Menedżerami w kontrolowanych przez państwo spółkach miały być osoby wybrane w transparentnych konkursach. Jeśli na stanowisko prezesa GPW jakiś konkurs się odbył, to został on przed opinią publiczną doskonale ukryty i poznaliśmy jedynie jego wynik końcowy. Kompetencje nowego prezesa i jego wieloletnie doświadczenie w branży sprawiają, że miałby on duże szanse na wygranie takiego konkursu. To też, pod względem merytorycznym, wydaje się, że to zmiana na lepsze w porównaniu z wyborami dokonywanymi przez poprzednią władzę. Ale zdaje się, że miało być trochę inaczej, prawda? ©℗