W piątek ma dojść w Polsce do setek blokad. W kolejnych dniach niewykluczone są też protesty przed najważniejszymi urzędami

Protestują rolnicy m.in. we Francji, w Belgii, we Włoszech, w Hiszpanii, Niemczech, Grecji, Rumunii, Portugalii i w Holandii. Powody: forsowana przez Komisję Europejską polityka Zielonego Ładu, wzrost kosztów produkcji i niekontrolowany import towarów żywnościowych do ich krajów. W strajku ostrzegawczym, który miał miejsce 24 stycznia, doszło do blokady 152 miejsc w Polsce. 9 lutego, zdaniem organizatorów, skala ma być dużo większa.

– Codziennie zgłaszane są kolejne blokady dróg. We wtorek opublikujemy pierwszą wersję mapy, na której zostaną one zaznaczone. Myślę, że znajdzie się na niej ponad 100 miejsc. Ostatecznie spodziewamy się dużo większej skali niż 24 stycznia – mówi Adrian Wawrzyniak, rzecznik prasowy NSZZ RI „Solidarność”, i dodaje, że tylko w regionie dolnośląskim zostało zgłoszonych już 20 blokad i ciągle docierają informacje o nowych. W pozostałych województwach jest to od pięciu, jak ma to miejsce w podkarpackim, do kilkunastu, jak w mazowieckim. – Telefony się urywają. Zainteresowanie strajkiem ze strony rolników jest dużo większe niż w styczniu, kiedy większość sprawdzała, czy w związku z udziałem w proteście nie spotkają ich jakieś represje. Tak się nie stało, dlatego rolnicy zbierają siły – mówi koordynator strajku w województwie pomorskim i zaznacza, że w styczniu w strajku miało pierwotnie wziąć udział 25 ciągników. Ostatecznie przyjechało 75.

Jak wynika z rozmów DGP z przedstawicielami organizatorów protestów w poszczególnych województwach, są szykowane też oddolne inicjatywy samych rolników. – To oznacza, że skala blokad może być nawet dwa razy większa, niż będzie wynikało z mapy stworzonej przez organizatorów strajku – zauważa koordynator z województwa mazowieckiego.

Jak dowiedział się DGP, protest zacznie się od blokady dróg. W kolejnych dniach strajk, który ma potrwać przez 30 dni, może jednak zmienić formę. Jego koordynatorzy zaznaczają, że decyzje w tym zakresie będą zapadały na bieżąco i będą uzależnione również od tego, jaka będzie reakcja władz.

Niewykluczone jest więc, że ciągniki rolnicze wjadą do największych miast, akcje protestacyjne będą prowadzone przed najważniejszymi urzędami państwowymi w kraju. – Otrzymałem informacje, że planowany jest wjazd 1 tys. ciągników do Poznania – potwierdza sygnały Adrian Wawrzyniak.

O co walczą polscy rolnicy? O ile na zachodzie Europy najważniejszą przyczyną strajku jest przede wszystkim polityka Zielonego Ładu, która według rolników przełoży się na opłacalność produkcji, o tyle w Polsce, podobnie jak innych krajach Europy Wschodniej, głównym powodem jest niekontrolowany import surowców z Ukrainy.

– Bezcłowy import z Ukrainy jest wręcz najważniejszy dla polskiego rolnictwa. Z jego powodu ceny zboża, ale też innych surowców rolnych w skupie bardzo spadły. Naszym postulatem jest więc zaprzestanie niekontrolowanego importu, wyrównanie strat, jakie z tego powodu ponieśli rolnicy, do tego opracowanie strategii mającej na celu podniesienie opłacalności produkcji w kraju oraz niewprowadzenie polityki Zielonego Ładu – mówi nam Adrian Wawrzyniak.

Marcin Gryn, członek zarządu Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych, zaznacza, że absurdalny był już pomysł wyłączenia z obowiązku ugorowania 4 proc. gruntów rolnych w nowej perspektywie wspólnej polityki rolnej. – Najnowszy mówi o obsianiu tego areału roślinami strączkowymi, ale bez ochrony chemicznej. Problem w tym, że nie przetrwają one bez niej nawet dwóch tygodni. Doprowadzi to tylko do rozwoju chwastów i szkodników, których nie będzie można się pozbyć przez rok, do zbiorów. Potem natomiast ich wyplenienie będzie wymagało użycia większej ilości chemii. Szczególnie że istnieje zagrożenie, że szkodniki i chwasty rozsieją się na inne uprawy i sąsiednie pola – zaznacza, podkreślając, że nie ma również uzasadnienia stosowanie azotów dopiero od marca, czyli po zakończeniu zimy. – Należy to robić, jak zaczyna się wegetacja, która jest możliwa już pod koniec stycznia. Poza tym użycie azotów ma sens, gdy w glebie jest woda. Tymczasem na wiosnę z reguły jest jej niedobór w gruncie, co będzie powodowało konieczność większego nawadniania pól. A to oznacza koszty i większe zużycie wody – tłumaczy Marcin Gryn.

Zdaniem ekspertów tym razem protesty rolników mogą być odczuwalne dla konsumentów ze względu na utrudnienia w transporcie. Blokady dróg mogą się przełożyć na terminowość dostaw do sklepów i de facto spowodować niedobór niektórych towarów na półkach.

W dodatku rolnicy mówią nawet o wstrzymaniu dostaw niektórych surowców. Mowa przede wszystkim o tych, które mogą bez szkody dla ich jakości magazynować. Dotyczy to więc zbóż oraz niektórych owoców i warzyw. – Na pewno taka polityka nie obejmie mleka czy owoców i warzyw miękkich, które trzeba na bieżąco sprzedawać, bo inaczej się zepsują – mówi rolnik z Mazowsza. Już słychać natomiast, że najbardziej zagrożone są dostawy ziemniaków, a niedobory mogą się przełożyć na wzrost cen w sklepach.

Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, przekonuje, że branża ma doświadczenie w kryzysowych sytuacjach i udało jej się zachować ciągłość zaopatrzenia nawet w czasie pandemii, kiedy były pozrywane łańcuchy dostaw.

– Robimy zapasy towarów, które można dłużej przechowywać. Mamy nadzieję, że i tym razem nie zabraknie produktów w sklepach – słyszymy od pracownika jednej z ogólnopolskich sieci. ©℗