Bo że tak się stanie, to w zasadzie pewne – tak uważają Jon Danielsson oraz Andreas Uthemann z London School of Economics.
Zwłaszcza pierwszy z tego duetu badaczy jest postacią, z której zdaniem warto się liczyć. Uważni czytelnicy tej kolumny powinni go kojarzyć jako jednego z ciekawszych współczesnych ekonomistów oraz myślicieli, który w sposób fachowy oraz suwerenny opisuje wpływ nowych technologii na życie społeczne czy gospodarcze.
Zdaniem Danielssona i Uthemanna destabilizacja gospodarki przez rozwój sztucznej inteligencji (AI) będzie się odbywać kilkoma kanałami. Pierwszy z nich to sytuacja, w której AI zostanie celowo użyta w niecny sposób, np. w finansach. Głównie do tego, by obejść istniejące reguły oraz bezpieczniki i przynieść używającemu jeszcze większe zyski. Będą tak robić nie tylko przestępcy. Także po stronie w pełni legalnych aktorów życia gospodarczego pojawi się pokusa, by dzięki AI namierzać i wykorzystywać luki w systemie. Bez oglądania się na społeczne konsekwencje takich działań. A wszystko to w poczuciu bezkarności i przeświadczenia (przynajmniej na początku), że wina zostanie zepchnięta na samowolne działania maszyny.
Drugim obszarem, na którym pojawią się systemowe problemy, będą konsekwencje masowego korzystania przez użytkowników z narzędzi sztucznej inteligencji. Chodzi o scenariusz, gdy konsumenci zaczną np. na potęgę używać finansowego doradztwa coraz bardziej przekonujących „wirtualnych asystentów”. Już dziś badacze AI zwracają uwagę na tzw. halucynacje chatbotów. To znaczy na fakt, że sztuczna inteligencja tak bardzo chce dostarczyć konsumentowi zadowalającą go odpowiedź, iż nagina fakty, by spełnić pokładane w niej nadzieje. Tak została wyszkolona, więc chce „dowieźć” efekty. Dopóki rzecz dotyczy spraw mało wrażliwych, problemu nie ma. Co najwyżej skończy się spreparowaniem jakiegoś fake newsa albo zabawną wpadką. Ale gdy AI na całego wejdzie na rynek finansowy – a to przecież już się dzieje – to skutki mogą być tragiczne. Pardon, będą tragiczne.
Ale nie chodzi tylko o samą informację. Bo modele AI nie tylko opisują rzeczywistość. One także zaczynają ją tworzyć. Mieliśmy już przypadki, gdy chatboty proszone o zbudowanie mechanizmu maksymalizującego zysk w jakiejś dziedzinie, zaczynały same z siebie inicjować takie trendy rynkowe, które umożliwiały dmuchanie baniek spekulacyjnych i zarabianie na nich. Jak dotąd dzieje się to na niewielką skalę. Ale jeśli zacznie się na całego? Jeżeli jeden algorytm pójdzie na wojnę z innym? Jak zawzięte mogą się okazać maszyny na drodze do realizacji swoich celów? To pytania, które już dziś trzeba sobie stawiać.
I wreszcie ryzyko czwarte. Danielsson i Uthemann nazywają je pułapką „przyspieszonej monopolizacji”. W ekonomii istnieje wiele dowodów (praktycznych i teoretycznych) na to, że kapitalizm puszczony na żywioł w nieuchronny sposób ewoluuje w kierunku porządkowania rynku wokół jednego lub kilku najsilniejszych graczy. To prawo dżungli cyklicznie produkuje takich graczy, jak kiedyś JP Morgan albo GM, a dziś Google, Amazon i Facebook. Ten typ tak ma. Zdaniem Danielssona i Uthemanna wejście do gry nowoczesnych algorytmów AI ten proces przyspieszy oraz zwielokrotni jego skalę. Ze szkodą dla konkurencji i interesu mniejszych graczy.
Przyznacie, że nie brzmi to zbyt optymistycznie. I o tym trzeba pamiętać, czytając kolejne technooptymistyczne doniesienia o tym, jakie to wspaniałe korzyści przyniesie nam wszystkim trwający właśnie świt sztucznej inteligencji. ©Ⓟ
Badacze zwracają uwagę na halucynacje chatbotów: sztuczna inteligencja nagina fakty, by spełnić pokładane w niej nadzieje