Dalszy spadek cen metali wykorzystywanych do produkcji samochodów elektrycznych może przyspieszyć rozwój elektromobilności. Polska ma szansę na tym skorzystać.
W 2023 r. mocno spadły ceny metali wykorzystywanych do produkcji baterii do samochodów elektrycznych, których udział w kosztach to ok. 40 proc. Cena litu na światowych rynkach jest dziś około pięciokrotnie niższa niż rok temu, tanieją także kobalt i nikiel. To w dużej mierze efekt niższej od zakładanej wcześniej sprzedaży aut z napędem akumulatorowym, co było spowodowane m.in. globalnym spowolnieniem gospodarczym i ograniczeniem rządowych dotacji do zakupu elektryków, m.in. w Niemczech i Chinach. Zwiększyła się także podaż „białego złota”, którego głównym dostawcą jest Australia.
Rok wcześniej ceny zarówno metali, jak i baterii, szybowały w górę. Mimo że produkcja litu była o 180 proc. wyższa niż w 2017 r., nie dorównała popytowi. Aż 60 proc. zapotrzebowania pochodziło z produkcji baterii do samochodów elektrycznych (w 2017 r. było to 15 proc.) – podaje Międzynarodowa Agencja Energetyczna.
– Spadek cen kluczowych surowców to bardzo istotny czynnik wpływający na ceny samochodów elektrycznych, jednak skutki rynkowe tego zjawiska nie będą widoczne od razu – mówi DGP Jan Wiśniewski, dyrektor Centrum Badań i Analiz w Polskim Stowarzyszeniu Paliw Alternatywnych (PSPA). Dodaje, że jeśli trend spadków cen na rynku surowców utrzyma się w kolejnych miesiącach, wpłynie to pozytywnie na prędkość wyrównywania się kosztów nabycia aut elektrycznych i spalinowych. – To w decydujący sposób wpłynie na wzrost zainteresowania kierowców elektromobilnością – twierdzi. Podkreśla przy tym, że już nawet obecnie niektóre modele elektryczne segmentu premium są oferowane w atrakcyjniejszych cenach niż porównywalne modele spalinowe.
Agencja Reutera przytacza badanie Benchmark Mineral Intelligence, z którego wynika, że w latach 2024–2027 będą występować spore nadwyżki litu. Później zacznie występować deficyt, który w 2030 r. ma wynieść nawet 400 tys. t litu (LCE – ekwiwalentu węglanu litu). Kraje i koncerny szukają więc nowych źródeł pozyskania metali rzadkich. Norwegia, jako pierwsze państwo na świecie, chce umożliwić komercyjne wydobycie głębinowe rzadkich materiałów, m.in. litu, skandu czy kobaltu, z dna oceanu. W styczniu norweski parlament zagłosował za nowymi przepisami.
– Potrzebujemy minerałów, aby odnieść sukces w zielonej transformacji – oświadczył w czerwcu Terje Aasland, norweski minister ds. ropy naftowej i energii. – Minerały z dna morskiego mogą się stać źródłem dostępu do niezbędnych metali, a żaden inny kraj nie jest lepiej przygotowany do objęcia przywództwa w zarządzaniu takimi zasobami w sposób zrównoważony i odpowiedzialny – dodał.
Wywołało to falę krytyki ze strony środowisk ekologicznych i niektórych polityków. Wskazywano, że wydobycie głębinowe może wpłynąć na morską bioróżnorodność i przyspieszyć zmiany klimatu. Zwolennicy pomysłu wskazują jednak, że nowe przepisy umożliwią na razie eksplorację i badanie dna morskiego, natomiast zgoda na wydobycie minerałów prawdopodobnie nie nastąpi przed 2030 r. Wtedy też wzrośnie popyt na pojazdy elektryczne. Według Goldman Sachs Research w 2035 r. będą one stanowić 50 proc. nowo sprzedanych samochodów na świecie i 100 proc. w Europie.
Także Polska, która obecnie produkuje najwięcej baterii litowo-jonowych w Europie, może mieć swój udział w transformacji. – Wiodąca pozycja naszego kraju w tym obszarze jest jednak zagrożona w związku z barierami systemowymi i niewystarczającymi zachętami, co skutkuje lokowaniem wielu inwestycji sektora bateryjnego w innych państwach. W rezultacie, na podstawie prognoz, pod względem mocy produkcyjnych do 2025 r. wyprzedzą nas Niemcy, Szwecja oraz Węgry – mówi Jan Wiśniewski. Dodaje, że pomogłoby m.in. usprawnienie procesu wydawania zezwoleń i ocen oddziaływania na środowisko, wzrost kwalifikacji absolwentów szkół w dziedzinie nowej mobilności oraz wsparcie zamkniętego cyklu produkcji baterii, m.in. dzięki recyklingowi akumulatorów.
W końcu 2023 r. w Polsce było zarejestrowanych ponad 98 tys. samochodów osobowych z napędem elektrycznym, czyli o 54 proc. więcej niż w styczniu – wynika z danych „Licznika Elektromobilności”. Według Jana Wiśniewskiego, na wzrost popularności elektromobilności pozytywnie wpłynęłoby m.in. podwyższenie budżetu programu „Mój elektryk” oraz wprowadzenie regulacji znoszących największe bariery rozbudowy infrastruktury ładowania. ©℗