Pięć pierwszych sesji przyniosło spadek WIG-u o 3,3 proc. To nie musi oznaczać, że 2024 r. skończy się na minusie, jak sugerowałaby jedna z teorii popularnych wśród inwestorów.
Poprzedni rok był dla posiadaczy akcji generalnie udany – większość giełdowych indeksów poszła w górę, notując najwyższe wartości w historii lub przynajmniej wieloletnie maksima. Tak było na przykład na czołowych rynkach w Europie – we Frankfurcie, w Paryżu czy Mediolanie, a wyznaczający globalne trendy amerykański S&P 500 zyskał ponad 20 proc., zbliżając się do rekordów z przełomu lat 2021 i 2022. Dobra koniunktura nie ominęła też warszawskiej GPW. WIG wzrósł o 36,5 proc., notując najlepszy roczny wynik od 2009 r.
Jednak początek stycznia wskazuje, że kolejne miesiące już tak udane nie będą, bo kursy akcji na całym świecie spadają. Amerykanie, dokładnie badający wszelkie statystyczne dotyczące ekonomii, w szczególności związane z bardzo ważnym dla tamtejszej gospodarki rynkiem akcji, uważają, że start nowego roku jest niezwykle istotny, bo zachowanie kursów na pięciu pierwszych sesjach stycznia bardzo często podpowiada, jaki będzie bilans notowań w całym roku. Z danych historycznych wynika, że począwszy od lat 50. XX w., roczna zmiana indeksu S&P500 miała ten sam znak, co wynik indeksu na pięciu pierwszych sesjach stycznia w 69 proc. przypadków. Start nowego roku był dobrą prognozą wyniku całorocznego w ośmiu z pośród ostatnich 12 lat. Zasada ta działa lepiej w latach, w których w USA są wybory prezydenckie, a więc dotyczy także 2024 r. Skuteczność prostej prognostycznej metody rośnie wtedy do 83 proc. – zadziałała ona prawidłowo w 14 z ostatnich 16 przypadków. Piąta sesja 2024 r. na Wall Street zakończy się dopiero po zamknięciu tego wydania, ale straty z czterech poprzednich notowań odrobić się zapewne nie uda.
Na GPW pierwsze pięć sesji stycznia przyniosło spadek WIG o ok. 2 proc., co jest najsłabszym wynikiem na starcie nowego roku od 2016 r. Wówczas WIG spadł o 6,9 proc., ale na koniec grudnia bilans 12 miesięcy był 11,4 proc. na plusie. To nie przypadek, że wskazówka wynikająca z kursów na początku roku nie zadziałała, bo na GPW działa ona słabej niż na Wall Street, w szczególności, jeśli zapowiada spadki. Począwszy od 1995 r., pierwszych pełnych 12 miesięcy, kiedy na GPW codziennie odbywały się sesje, 10 razy zdarzyło się spadkowe otwarcie roku, które jednak tylko cztery razy przełożyło się na ujemny wynik WIG w perspektywie całych 12 miesięcy. Być może jednak tym razem wskazówka jest prawidłowa i akcji lepiej unikać w 2024 r., skoro w poprzednim roku ich kursy tak mocno wzrosły?
– Od wybuchu pandemii na rynkach finansowych można zauważyć prawidłowość, zgodnie z którą, po bardzo udanym roku dla danych aktywów, w kolejnym wypadają one bardzo źle, co sugerowałoby, że kursy akcji będą spadać. Na razie jednak więcej przemawia za tym, że akcje przełamią tę zasadę i utrzymają się w trendzie wzrostowym także w 2024 r. – uważa Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI.
O tym, w którym kierunku zmieniają się notowania akcji w perspektywie liczonej w miesiącach czy kwartałach, najczęściej decydują zyski spółki. Jeśli wyniki finansowe firm poprawiają się, to inwestorzy chętniej kupują akcje, niż je sprzedają. A zyski notowanych na giełdach przedsiębiorstw, czy to w Europie, czy Ameryce, są najwyższe w historii lub pozostają blisko historycznych maksimów, jak np. w Polsce. Dzieje się tak, choć tempo wzrostu gospodarczego na świecie jest niskie, a szczególnie duże kłopoty ma Europa.
– Prognozy na 2024 r. wskazują, że na rynku amerykańskim zyski notowanych spółek wzrosną o kilka procent. Tamtejsza gospodarka również nieco obniża obecnie tempo wzrostu, ale sygnałów recesji, jeszcze niedawno często pojawiającej się w prognozach, nie ma – mówi Niedzielewski.
I zwraca uwagę na jeden z nieoczywistych czynników, również mający wpływ na rekordowe zyski największych amerykańskich korporacji, wchodzących w skład indeksu S&P 500. Wyniki poprawiły firmom podwyżki stóp procentowych, które w teorii mają ograniczać ekonomiczną aktywność, a dla przedsiębiorstw niefinansowych oznaczają rosnące koszty finansowe. Okazuje się, że największe amerykańskie firmy swoje potrzeby pożyczkowe zaspokoiły na rynku obligacji, emitując dług w poprzednich latach, kiedy stopy były rekordowo niskie. Obecnie natomiast mają szansę lokować swoje nadwyżki finansowe na rynku pieniężnym, dostając ok. 5 proc. w skali roku. ©℗