Cztery unijne kraje miały w listopadzie wyższy wzrost cen w skali roku niż Polska. Miesięczna zmiana u nas była największa.
Polska zajmowała w listopadzie piąte miejsce w Unii Europejskiej pod względem wysokości rocznej inflacji – wynika z opublikowanych we wtorek danych Eurostatu, unijnego biura statystycznego. Ceny były u nas o 6,3 proc. wyższe niż rok wcześniej. Dynamika była podobna jak w poprzednim miesiącu. Dane Eurostatu nieznacznie różnią się od informacji podawanych przez Główny Urząd Statystyczny z uwagi na różnice w wagach poszczególnych towarów i usług w tzw. koszyku inflacyjnym.
W październiku byliśmy jeszcze na siódmym miejscu w unijnym „rankingu wdrożenia”. W ubiegłym miesiącu za nami znalazły się Chorwacja, gdzie w ciągu miesiąca inflacja spowolniła z 6,7 proc. do 5,5 proc., oraz Słowenia, gdzie nastąpił spadek z 6,6 proc. do 4,5 proc. W Unii Europejskiej inflacja w listopadzie wynosiła 3,1 proc., najmniej od lipca 2021 r. W strefie euro było to 2,4 proc., najmniej od sierpnia 2021 r. Cel Europejskiego Banku Centralnego to wzrost cen na poziomie 2 proc.
Zmniejszanie się dynamiki cen zwiększa oczekiwania na obniżki stóp procentowych. Przed ubiegłotygodniowym posiedzeniem rady prezesów EBC inwestorzy spodziewali się, że bank strefy euro rozpocznie łagodzenie polityki pieniężnej w marcu 2024 r., a w sumie w przyszłym roku może ściąć stopy nawet o 1,5 pkt proc. EBC obniżył prognozy inflacji na przyszły rok, ale prezes Christine Lagarde starała się ograniczyć apetyt rynku na obniżki.
Hamowanie inflacji to powszechny trend, nie tylko w Europie. Ale w poszczególnych krajach zdarzają się skokowe zmiany wskaźnika spowodowane przez zmiany podatkowe. Gdy inflacja mocno przyśpieszała w reakcji na popandemiczne odbicie koniunktury w efekcie zwyżek cen żywności i energii wywołanych rosyjską agresją na Ukrainę, rządy starały się ograniczać jej dolegliwość, uruchamiając różnego rodzaju programy osłonowe oraz zmiany w podatkach. Jak u nas, gdzie do dziś obowiązuje wprowadzona interwencyjnie zerowa stawka VAT na żywność. Ingerencja rządów początkowo pomagała, ale później efekty statystyczne działają w odwrotnym kierunku.
Polska jest jednym z najbardziej jaskrawych przykładów. Eurostat oblicza wskaźnik wzrostu cen przy założeniu stałych stawek podatkowych. Gdyby nie rządowa „tarcza” wprowadzona na początku 2022 r., inflacja (mowa o tzw. zharmonizowanym wskaźniku pozwalającym na porównywanie danych pomiędzy poszczególnymi krajami UE) jesienią ub.r. zbliżyłaby się do 20 proc. Faktycznie była o ok. 3 pkt proc. niższa. Ale z początkiem br. sytuacja się odwróciła – teraz oficjalny wskaźnik jest o ponad 1 pkt proc. wyższy niż przy założeniu stałych stawek podatkowych.
W podobnej sytuacji jak my są obecnie Irlandia, Słowenia i Niderlandy. Największa różnica dotyczy Belgii. Oficjalny wskaźnik mówi o spadku cen (deflacji) na poziomie 0,8 proc. Gdyby nie zmiany podatkowe, deflacja sięgałaby 3,1 proc.
Zmiana cen w ciągu ostatnich 12 miesięcy w czterech unijnych krajach była wyższa niż u nas, ale porównanie danych miesięcznych wypada dla nas znacznie gorzej – w listopadzie żaden z unijnych krajów nie zanotował tak dużej miesięcznej inflacji jak Polska. Najbliżej naszego wyniku na poziomie 0,6 proc. były Austria, Bułgaria, Słowacja i Szwecja – tam jednak ceny wzrosły tylko o 0,2 proc. Mocniej niż u nas – o 0,7 proc. – rosły ceny płacone przez konsumentów w Norwegii (12-miesięczna inflacja wynosiła tam w listopadzie 4,5 proc.). ©℗