Najciekawszą cechą kryzysu, który zmusił naród do mocnego zaciskania pasa, jest to, że nie powoduje on spadku popularności prezydenta Putina. Dwa lata po aneksji Krymu, wprowadzeniu sankcji i równoległym spadku cen ropy, niezdywersyfikowana rosyjska gospodarka wciąż nie poradziła sobie z kłopotami.
/>
Recesja, rosnąca inflacja i słaby rubel to tylko niektóre efekty braku inwestycji w modernizację państwa w czasach, gdy zarabiało ono krocie na drogiej ropie i gazie. Mimo to tezy o nadchodzącym bankructwie Rosji są mocno przesadzone.
Ropa naftowa zaczęła tanieć w połowie 2014 r. Do tej pory z poziomu oscylującego wokół 100 dol. za baryłkę cena spadła do nieco ponad 40 dol., przejściowo osiągając nawet 26 dol., czyli wartość niewidzianą od pierwszej połowy poprzedniej dekady. Złożyło się na to kilka przyczyn – wzrost wydobycia na Bliskim Wschodzie, wolniejszy niż się spodziewano wzrost popytu na surowce energetyczne w Chinach, amerykańska ropa z łupków. W Rosji popularna jest też teza, że zbicie cen ropy zostało uzgodnione przez Amerykanów i Saudyjczyków podczas wizyty prezydenta Baracka Obamy w Rijadzie dwa tygodnie po aneksji Krymu przez Rosję. Amerykanie tego nie potwierdzają.
Niezależnie od źródeł spadku cen ropy, w 2014 r. rosyjski budżet nie odczuwał go jeszcze boleśnie, ponieważ spadek dochodów ze sprzedaży czarnego złota wyrażony w dolarach był rekompensowany równoczesnym spadkiem wartości rubla. Dolar wyrażony w rosyjskiej walucie jest dziś ponaddwukrotnie droższy niż na początku 2014 r. Jednak już między 2014 a 2015 r. dochody naftogazowe zmalały o 21,1 proc., zaś ogólne wpływy do budżetu spadły o 6 proc. Okres od stycznia do marca tego roku był siódmym z rzędu kwartałem recesji w Rosji. Jej szczyt przypadł na drugi kwartał ubiegłego roku, w przeddzień krótkotrwałego odbicia cen ropy.
Straty zostały częściowo pokryte dzięki przyrostowi dochodów z VAT i CIT. Równolegle rząd wprowadził cięcia budżetowe, które miały na celu uniknięcie wzrostu deficytu. W sumie w 2015 r. wydatki miały zostać ograniczone o 5 proc. Aby uniknąć negatywnych skutków społecznych, jednocześnie uruchomiono plan antykryzysowy dla najbardziej narażonych branż i grup ludności. Plan przewidywał wsparcie sektora finansowego (1,3 bln rubli, czyli 69 mld zł według kursu z końca roku), strategicznych przedsiębiorstw państwowych (365 mld rubli, 19 mld zł) i programów socjalnych (296 mld rubli, 16 mld zł).
Ze względu na program osłon dla najbiedniejszych wydatki socjalne wzrosły w 2015 r. o 14,4 proc. Mimo to, według danych socjologicznych, dwie trzecie Rosjan odczuło w ostatnich dwóch latach pogorszenie sytuacji materialnej. Według raportu Banku Światowego „Dołgij put k wosstanowleniju ekonomiki” (Długa droga do odbudowy gospodarki) poziom ubóstwa w Rosji wzrósł z 10,8 proc. w 2013 r. do 14,2 proc. w 2016 r. To największy skok od krachu 1998/1999 i nieporównywalny z efektami kryzysu gospodarczego z 2008 r.
Według oficjalnych danych w lutym 2016 r. Rosjanie po raz pierwszy od ośmiu lat wydali na żywność ponad połowę dochodów. Uznaje się, że im biedniejsze społeczeństwo, tym większą część domowego budżetu wydaje na jedzenie. W efekcie nie udało się uniknąć protestów społecznych, także na prowincji, dotychczas niechętnie wychodzącej na ulice. Na razie nie są to protesty wymierzone w prezydenta czy władze centralne, ale raczej w lokalnych gubernatorów lub dyrektorów przedsiębiorstw. Niemniej Moskwę musi niepokoić to, że w 2015 r. doszło do 409 protestów, czyli było ich o 40 proc. więcej niż w 2014 r. i o 75 proc., niż wynosiła średnia z lat wcześniejszych.
Jest jedna branża, której nie groziły cięcia budżetowe. Wydatki na obronność wzrosły w 2015 r. o 18,8 proc. Na początku roku część tych środków została wydana na wojnę przeciwko Ukrainie. Gwałtowne starcia w Zagłębiu Donieckim trwały do połowy lutego, przede wszystkim chodziło wówczas o zdobycie węzła komunikacyjnego w Debalcewie, przyłączonego ostatecznie do samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. Jesienią zaś rozpoczęła się interwencja w Syrii. Podczas obu wojen rosyjska armia ćwiczyła odrębne rodzaje wojsk. Na Ukrainie trenowano przede wszystkim współpracę piechoty, wojsk pancernych i artylerii. W Syrii przyszedł czas na lotnictwo i marynarkę, w tym odpalanie pocisków średniego zasięgu z pokładu okrętów podwodnych. Do tego dochodzą regularne manewry wojskowe z udziałem setek, a czasem tysięcy żołnierzy. Wszystko to kosztuje. Ale pieniądze na armię muszą się znaleźć.
Od tego roku ze względu na trudną do przewidzenia sytuację globalną zaprzestano przyjmowania trzyletnich budżetów. Na ten rok zaplanowano 3-proc. deficyt (a jeśli nie liczyć dochodów z ropy i gazu, 10,7-proc.). Część dziury budżetowej ma zostać załatana środkami z pochodzącego z dochodów z ropy i gazu funduszu rezerwowego, który ma zostać zmniejszony o ponad połowę. Środki odłożone na czarną godzinę w latach naftowej prosperity i niski dług publiczny sprawiają, że Rosji bankructwo na razie nie grozi. Mimo to i w tym roku nie udało się uniknąć cięć, które dotknęły zwłaszcza wydatków na gospodarkę komunalną (39 proc.), szkolnictwo (8,4 proc.) i ochronę zdrowia (7,8 proc.). Wydatki na armię znów mają wzrosnąć, tym razem o 2 proc.
Najpewniej budżet resortu obrony nie zostałby zmniejszony nawet wtedy, gdyby spadek cen ropy wciąż postępował, a władze rosyjskie przeszły do planu B. Rząd już w styczniu postanowił przygotować scenariusz kolejnych cięć, tym razem 10-procentowych. Na razie nie będzie on zrealizowany, ponieważ ceny ropy odbiły się od dna i oscylują wokół 40 dol. za baryłkę. Taka kwota jest zbliżona do poziomu opłacalności wydobycia ropy z amerykańskich łupków, więc część ekonomistów sądzi, że może się utrzymać przez dłuższy czas.
Sankcje nałożone na Rosję w marcu 2014 r. przez państwa Zachodu (UE, USA, a także Australię, Japonię, Norwegię, Szwajcarię i Ukrainę) nie miały decydującego znaczenia w wywołaniu problemów gospodarczych w kraju. Jednak znaczenie sankcji i kontrsankcji, które utrudniły wymianę handlową i pogorszyły klimat inwestycyjny, widać w statystykach. Rosyjskie embargo dotyczy wielu zachodnich produktów żywnościowych. Zachodnie sankcje – niektórych towarów i technologii podwójnego przeznaczenia (czyli takich, które mogą być wykorzystane zarówno w sektorze cywilnym, jak i wojskowym) oraz używanych w poszukiwaniach i wydobyciu surowców na dużych głębokościach, szelfie arktycznym i z łupków.
Sankcje częściowo wpłynęły na spadek wolumenu eksportu rosyjskich towarów z 527 mld dol. w 2013 r. do 338 mld dol. w 2015 r. i importu z 315 mld do 197 mld dol. w analogicznym okresie. Zdaniem ekspertów Banku Światowego jeszcze bardziej jednak odbiły się na bezpośrednich inwestycjach zagranicznych. W 2014 r. te ostatnie zmniejszyły się o dwie trzecie, a źródłem 56 proc. z nich był powrót rosyjskiego kapitału z rajów podatkowych, przede wszystkim z Cypru, Bahamów i Brytyjskich Wysp Dziewiczych. Także w tej kwestii w 2015 r. wystąpiły pierwsze oznaki odbicia. Wskaźniki te mogą zacząć wracać do normy, jeśli w połowie roku sankcje UE nie zostaną przedłużone. A można założyć, że tak właśnie się stanie, jeśli nie dojdzie do dramatycznego zaostrzenia sytuacji na linii rozgraniczającej wojujące strony na Ukrainie.
Charakterystyczną cechą rosyjskich problemów jest to, że nie odbijają się one na popularności władz. Hurrapatriotyczna retoryka, wywołana najpierw przyłączeniem Krymu, a potem także interwencją w Syrii, podbijana dodatkowo telewizyjną propagandą, działa bez zarzutu. Według danych renomowanego Centrum Lewady w listopadzie 2013 r., gdy rozpoczynała się ukraińska rewolucja godności, działania Władimira Putina pochwalało 61 proc. Rosjan. Ten wskaźnik poszybował w górę i tuż po aneksji Krymu wyniósł już 86 proc. Obecnie, choć zachwyt hasłem „Krym nasz” minął, poparcie dla prezydenta utrzymuje się na poziomie przekraczającym 80 proc.
Co więcej, niezależnie od odczuwalnego pogorszenia sytuacji materialnej większość, bo 51 proc. mieszkańców kraju sądzi, że sprawy idą w dobrą stronę. Przeciwnego zdania jest 30 proc. ankietowanych. Wśród największych trosk Rosjanie wymieniają wzrost cen (77 proc.), ubożenie ludności (49 proc.) i wzrost bezrobocia (43 proc.). Na zachodnie sankcje reagują oburzeniem (35 proc.), obojętnością (34 proc.) i niezrozumieniem (25 proc.), ale na pewno nie strachem, który wymienił tylko co 14. ankietowany.
Tylko jednej branży nie grożą cięcia. Wydatki na obronność rosną
NATO wraca do rozmów z Rosją
Po inwazji na Gruzję wystarczyło kilka miesięcy, by Zachód wrócił do normalnych rozmów z Rosją. Tym razem na pierwsze po zamrożeniu stosunków z Sojuszem posiedzenie Rady NATO-Rosja – na razie na szczeblu ambasadorów – odbędzie się dzisiaj po niespełna dwuletniej przerwie wywołanej agresją Rosji przeciw Ukrainy. Poprzednie miało miejsce w czerwcu 2014 r., już po aneksji Krymu. Brytyjski „Observer” sam fakt dzisiejszego spotkania ocenił jako dyplomatyczne zwycięstwo Rosji.
Zazwyczaj przed każdą kolejną turą rozmów o Ukrainie dochodziło do wzrostu liczby incydentów na linii rozgraniczającej wojska rządowe od sił separatystów. Tym razem doszło do serii incydentów nad Morzem Bałtyckim. W ubiegłym tygodniu rosyjskie samoloty dwudziestokrotnie przeleciały nad niszczycielem USS „Donald Cook”. W niedzielę Rosjanie przechwycili amerykański samolot RC-135. Oba incydenty miały miejsce na obszarze międzynarodowym. W ten sposób Rosjanie pokazują siłę przed spotkaniem w Brukseli.
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg bronił się wczoraj przed zarzutem, że Sojusz przeszedł do porządku dziennego nad aneksją Krymu i udziałem w rozpętaniu wojny w Zagłębiu Donieckim. – Fakt, że zwołujemy Radę NATO-Rosja, nie oznacza, że wracamy do normalnych stosunków – przekonywał i dodawał, że przedstawiciele organizacji zamierzają poruszyć temat powtarzających się coraz częściej incydentów z udziałem rosyjskich żołnierzy.
Rosjanie odbijają piłeczkę. – Nie widzę możliwości poprawy relacji z NATO, jeśli będzie ono wciąż podążać ścieżką zwiększania napięcia – mówił stały przedstawiciel Rosji przy Sojuszu Aleksandr Gruszko. Wielu złudzeń nie ma też rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow. – Rosyjsko-natowskie relacje przeżywają zwiększony deficyt wzajemnego zaufania. Odnotowujemy nieprzyjazne działania aliansu w kontekście zwiększania potencjału w pobliżu naszych granic – komentował.