Rekordowa produkcja w państwach spoza kartelu OPEC i relatywnie niski wzrost gospodarczy na świecie obniżają ceny.
W czwartek kilkunastu producentów ropy zrzeszonych w Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) i państwa z nią współpracujące, z Rosją na czele, zdecydują o poziomie dostaw ropy naftowej w 2024 r.
– Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest pozostawienie obecnych limitów produkcji, żeby w ten sposób utrzymać cenę surowca na odpowiednio wysokim poziomie – mówi Dorota Sierakowska, analityczka zatrudniona w DM BOŚ.
OPEC i współpracujące z organizacją państwa, łącznie określane jako OPEC+, zaczęły wprowadzać limity produkcji pod koniec 2022 r., żeby powstrzymać w ten sposób spadek notowań surowca. Nie tylko udało się utrzymać zamierzony efekt, ale nawet doprowadzić do wzrostu cen do ponad 90 dol. za baryłkę we wrześniu tego roku. Jednak od dwóch miesięcy cena ropy spada. W listopadzie spadła poniżej 80 dol. To podobny poziom jak przed rokiem, choć część producentów istotnie ograniczyła w tym czasie dostawy na rynek.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy OPEC+ zmniejszył wydobycie o ok. 5 mln baryłek dziennie, co odpowiada ok. 5 proc. globalnej produkcji. Największy w tym udział ma Arabia Saudyjska, która jeszcze przed rokiem produkowała 11 mln baryłek dziennie. Największy eksporter surowca na świecie zdecydował, że poza wspólnymi ustaleniami ograniczy wydobycie o 1 mln baryłek dziennie. Obecnie Arabia Saudyjska produkuje ok. 9 mln baryłek i ten poziom zobowiązała się utrzymać do końca roku. Ekonomiści szacują, że kraj potrzebuje cen ropy na poziomie 75–80 dol., żeby zrównoważyć swój budżet. W zeszłym roku, kiedy cena ropy naftowej dochodziła do 120 dol., Arabia Saudyjska miała 27 mld dol. nadwyżki w budżecie po kilku latach deficytu z rzędu.
– Arabia Saudyjska ma największy wpływ na ceny ropy, bo jest najbardziej elastycznym jej producentem i w krótkim czasie może zarówno znacząco zwiększyć, jak i zmniejszyć wydobycie – ocenia Sierakowska.
Część analityków spekuluje, że OPEC+ może się zdecydować na jeszcze głębsze cięcia w produkcji, ale ten scenariusz wydaje się mało prawdopodobny, bo grozi utratą udziałów w rynku. Na przykład na rzecz Stanów Zjednoczonych. W USA wydobycie ropy jest obecnie najwyższe w historii.
– To zdumiewające, jak w krótkim czasie produkcja wzrosła do rekordowych poziomów – ocenił John Kilduff, partner w funduszu Again Capital, cytowany przez agencję Bloomberg.
Przed rokiem USA produkowały niecałe 12 mln baryłek ropy dziennie, a w październiku 2023 r. już ponad 13,2 mln. Według Międzynarodowej Agencji Energii USA podniosły efektywność wydobycia ze złóż łupkowych, co przekłada się na wzrost produkcji mimo spadającej liczby platform wiertniczych.
USA nie są jedynym państwem spoza OPEC+, które zwiększyło w tym roku produkcję. We wrześniu rekordowo wysokie było wydobycie ropy w Brazylii. Według rządowych danych produkcja, przede wszystkim z morskich złóż, wyniosła 3,67 mln baryłek dziennie, o 10 proc. więcej niż przed rokiem. Rosnąca produkcja w pozostałych państwach jest jednym z powodów, dla których wysiłki OPEC+, żeby podnieść cenę surowca, przynoszą ograniczony efekt.
– Cena ropy może się jeszcze obniżyć w okolice 70 dol., ale spadek do jeszcze niższych poziomów wydaje się mało prawdopodobny – uważa Dorota Sierakowska. Zwraca uwagę, że kiedy cena surowca robi się zbyt niska, spada produkcja np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie decyzje o poziomie wydobycia zapadają w oparciu o warunki na rynku, a nie są efektem postanowień rządu jak w Arabii Saudyjskiej.
Ewentualny wzrost cen ropy, przynajmniej na początku roku, będzie hamowany przez niesprzyjające warunki makroekonomiczne. W III kw. na szczycie gospodarczej koniunktury znalazły się Stany Zjednoczone. Pod koniec 2023 r. i na początku przyszłego roku tempo wzrostu gospodarczego ma być niższe. Także prognozy dla Chin wskazują, że po ok. 5-proc. wzroście PKB w tym roku w przyszłym wzrost gospodarczy zwolni do 4,2–4,5 proc. Na dwie największe globalne gospodarki przypada ok. 35 proc. światowego zużycia ropy. ©℗