Branża energetyki offshore zmaga się z dużymi problemami na całym świecie, ale w Polsce, zdaniem ekspertów, wszystko wskazuje na terminową realizację planowanych inwestycji.

Wycofanie się duńskiej spółki Ørsted z budowy na Atlantyku farm wiatrowych o łącznej mocy ponad 2 GW, które miały dostarczać prąd do odbiorców w New Jersey, to tylko ostatnia komplikacja w całej serii, jaka dotknęła tzw. offshore w Europie i Ameryce. Koszty porzucenia duńskiej inwestycji na Atlantyku są szacowane na ponad 5,5 mld dol., a kurs akcji Ørsted załamał się do poziomu najniższego od sześciu lat. Inni inwestorzy, m.in. niemiecki Siemens, byli zmuszeni w tym roku do daleko idących przesunięć w harmonogramach swoich projektów. A przedstawiciele największych spółek energetycznych i paliwowych mówią o kłopotach całej branży, które wymagają nowego otwarcia w zakresie regulacji, pozwoleń i systemu finansowania morskiej energetyki wiatrowej.

Problemy systemowe

Warunki finansowe realizacji inwestycji określa się zazwyczaj na podstawie aukcji między firmami ubiegającymi się o daną koncesję. Ale od czasu ich przeprowadzenia inwestorzy doświadczają wzrostu kosztów związanego m.in. z inflacją oraz zakłóceniami w globalnych łańcuchach dostaw. Rentowność wielu inwestycji jest zagrożona. Trudna sytuacja odbija się również na zainteresowaniu kolejnymi aukcjami. – Wszystko to spowodowało, że w zeszłym roku w Europie nie zapadła ani jedna finalna decyzja o zgodzie na inwestycję – mówi Maciej Burny, prezes firmy doradczej Enerxperience.

Europejskie koncerny są jednocześnie narażone na coraz bardziej agresywną konkurencję ze strony producentów chińskich. Europa już się mierzy z zalewem tanich komponentów do farm wiatrowych z Państwa Środka. Dostęp do rynku UE jest dla Chin wciąż ograniczony, jednak, jak wskazuje Burny, wygrywają one przetargi na wielu rynkach, którymi interesuje się europejska branża, np. na Bałkanach.

Terminy niezagrożone

W Polsce przygotowania do budowy pierwszych morskich elektrowni wiatrowych postępują jednak bez większych zakłóceń. Najbardziej zaawansowany pod tym względem jest współtworzony przez Orlen projekt Baltic Power, który uzyskał już finalną decyzję inwestycyjną – ma komplet pozwoleń na budowę. Zabezpieczono też wszystkie komponenty oraz finansowanie. Płocki koncern zapewnia, że w partnerstwie z kanadyjską spółką Northland Power doprowadzi do przyłączenia do polskiego systemu mocy 1,2 GW już w 2026 r. Równolegle są rozwijane kolejne projekty, opiewające na ponad 5 GW. „Nie widzimy obecnie zagrożenia dla ich realizacji” – przekazał nam Orlen.

Grupa PGE, która wspólnie z Ørstedem ma zrealizować na polskim Bałtyku farmy o łącznej mocy ok. 3,5 GW, zakontraktowała już wszystkie kluczowe komponenty dla części morskiej swojego projektu, Baltica 2. Zgodnie z obowiązującym harmonogramem elektrownia ma zostać oddana do eksploatacji do końca 2027 r. Na razie wszystko wskazuje na to, że termin zostanie dotrzymany. – Jest odnotowywany wzrost kosztów komponentów na wielu rynkach (europejskim, azjatyckim, amerykańskim). Te globalne wyzwania wywierają wpływ na łańcuchy dostaw materiałów i usług niezbędnych do inwestycji w offshore wind, nie wpływają jednak na plany PGE dotyczące realizacji inwestycji w morskie farmy wiatrowe – podkreśla PGE.

Również Beata Głuszcz z polskiej filii Ørsted podkreśla, że przygotowania przebiegają zgodnie z planem mimo trudnej sytuacji dla globalnej branży offshore, a harmonogramu udało się dotrzymać nawet w czasie „bezprecedensowych wyzwań ekonomicznych wynikających z wojny w Ukrainie”. Spółka dodaje, że w ramach analizy wszystkich projektów w jej portfolio projekty offshore w Europie „zostały ocenione jako charakteryzujące się dużym potencjałem”, a UE, na tle Ameryki, dysponuje bardziej rozwiniętym łańcuchem dostaw i mechanizmami wsparcia inwestycji wiatrowych.

Opóźnienie uruchomienia mniejszej elektrowni wiatrowej na polskim Bałtyku, ze względu na warunki makroekonomiczne, ogłosiło w tym roku niemieckie RWE. Zamiast w 2026 r., jak pierwotnie planowano, projektowana farma o mocy 350 MW ma zostać ukończona do końca dekady. Polska filia koncernu zapewnia jednak, że traktuje Polskę jak jeden ze strategicznych rynków w Europie i nie zamierza rezygnować z rozwoju morskiej energetyki wiatrowej w polskiej części Morza Bałtyckiego.

Istnieją bezpieczniki

Zdaniem Macieja Burnego relatywnie dobre rokowania polskiego offshore to zasługa dobrze zaprojektowanych przez rząd mechanizmów ustalania ceny w kontrakcie różnicowym. – Wysłuchano zawczasu obaw i uwag zgłaszanych przez deweloperów i zagwarantowano m.in. indeksację wylicytowanych w aukcji cen do inflacji. To rozwiązanie, do którego wprowadzenia Unia dopiero się przymierza – zauważa.

Spokojna o losy polskich elektrowni wiatrowych na morzu jest też Monika Morawiecka z międzynarodowego think tanku Regulatory Assistance Project i była prezeska PGE Baltica. – Dla zaangażowanych w Polsce firm europejskich, takich jak Ørsted, Bałtyk jest regionem strategicznie priorytetowym – uważa. Była szefowa spółki odpowiedzialnej za projekty offshore PGE wysoko ocenia krajowy system wsparcia tego typu inwestycji. Indeksacja do inflacji będzie oznaczać wprawdzie – jak mówi – wzrost przyszłych kosztów energii, ale jeśli się weźmie pod uwagę oczekiwania dotyczące rozwoju gospodarczego i wzrostu płac realnych, nie muszą one być dotkliwe. – Martwiłabym się, dopiero gdybyśmy mieli perspektywę osiągnięcia przez inwestorów offshore nieproporcjonalnych zysków, ale dziś nic na takie ryzyko nie wskazuje. Zresztą w polskim systemie finansowania istnieją bezpieczniki, które pozwalają na rewizję wysokości wsparcia w uzasadnionych przypadkach – dodaje. ©℗

ikona lupy />
Potrzeby rynku / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe