W kolejce na decyzję prezydenta co do podpisania, zawetowania czy skierowania do kontroli konstytucyjności przez Trybunał Konstytucyjny oczekuje ustawa o zmianie ustawy o gwarantowanych przez Skarb Państwa ubezpieczeniach eksportowych oraz niektórych innych ustaw. Wbrew tytułowi i zasadom legislacji największe kontrowersje wzbudzają nie przepisy o gwarantowaniu przez Skarb Państwa ubezpieczeń eksportowych, ale zmiany, które przepisy tej ustawy wprowadzają w… prawie farmaceutycznym. Zmiany, których żadną miarą nie można wiązać z eksportem leków. Zmiany, które wprost dotkną nie tylko polskich przedsiębiorców – choć dotkną ich na pewno – ale przede wszystkim konsumentów; i to tych najsłabszych, najczęściej korzystających z aptek – emerytów, rencistów i wielodzietne rodziny. Zmiana ta polega na faktycznym uniemożliwieniu rozporządzenia przez właścicieli sieci aptek ich prawem do tych sieci. Przeniesienie takiego prawa do całej sieci aptek będzie bowiem powodować, zgodnie z nowymi przepisami, wygaśnięcie zezwoleń na ich prowadzenie.

Rynek apteczny wszędzie jest rynkiem regulowanym. W Polsce, do 2017 r., regulacje te były raczej umiarkowane. Liczba placówek rosła, gęstość aptek w Polsce w 2019 r. była większa o niemal 50 proc. od silnie uregulowanego „od zawsze” rynku niemieckiego (w Polsce – 32 apteki na 100 tys. mieszkańców; w Niemczech – 23). Powodowało to, że dostęp do aptek był u nas dokładnie taki sam jak we Francji (również 32 apteki na 100 tys. mieszkańców). W dużej mierze było to efektem inwestycji dokonywanych przez polskich przedsiębiorców, tworzących coraz większe, regionalne sieci aptek. Zmiana z 2017 r. zwana Apteką dla aptekarza (AdA) zatrzymała ten trend.

Od tego momentu stale zmniejsza się liczba działających w Polsce placówek – w 2018 r. było ich 14 807, na koniec 2022 r. – 13 282. Biorąc pod uwagę to, że okres pandemii spowodował wzrost popytu na leki, a wyniki (dostępne wszak w repozytorium dokumentów finansowych Krajowego Rejestru Sądowego) podmiotów prowadzących apteki stale rosną, coś musi być w tym dziwnego. I jest.

Ustawa „Apteka dla aptekarza” kieruje się korporacyjnym interesem – ochrony dobrobytu aptekarzy. Przez ograniczenie możliwości tworzenia sieci aptecznych i inwestowania przez osoby trzecie w uruchamianie aptek Polska zaczęła się zbliżać do czysto „korporacyjnego” modelu – „apteki dla aptekarza”, a nie „apteki dla pacjenta”. To system, który funkcjonuje w innych państwach europejskich – np. w Niemczech. Funkcjonował także we Włoszech. Co ciekawe, Włochy odeszły od niego mniej więcej w tym samym czasie, w którym u nas rozpoczęto jego wprowadzanie. W 2017 r. ustawowo wprowadzono tam możliwość inwestowania w działalność apteczną przez podmioty inne niż farmaceuci. Od tego czasu liczba aptek wzrosła od ok. 18,5 tys. do ponad 20 tys., zwiększając dostępność dla konsumentów i konkurencję na tym rynku. Dobitnie pokazuje to różnica pomiędzy średnim rocznym przychodem apteki we Włoszech, wynoszącym ok. 1,2 mln euro, a średnim przychodem apteki w Niemczech – 3,3 mln euro. We Włoszech z 20 tys. aptek jedna przypadała w 2021 r. na niemal 3 tys. mieszkańców. Tymczasem w Niemczech liczba mieszkańców przypadających na jedną aptekę to ponad 4,3 tys. Oznacza to, że przy liczbie mieszkańców tylko o 46 proc. większej niż we Włoszech na jedną aptekę niemieccy konsumenci zostawiają w aptekach rocznie niemal trzy razy więcej pieniędzy. Biorąc więc pod uwagę liczbę pacjentów na jedną placówkę, statystyczny klient niemieckiej apteki płaci w niej rocznie rachunki dwa razy większe aniżeli klient apteki włoskiej. Przy czym PKB per capita w Niemczech jest tylko 40 proc. większe od tego samego wskaźnika we Włoszech. Ta różnica jest właśnie kosztem uregulowania niemieckiego rynku w interesie aptekarzy, a nie pacjentów.

„Apteka dla aptekarza 2.0”, czyli ustawa o zmianie ustawy o gwarantowanych przez Skarb Państwa ubezpieczeniach eksportowych oraz niektórych innych ustaw, ma na celu domknięcie systemu. Pierwsza AdA z 2017 r. blokowała rozwój tworzonych przez polskich przedsiębiorców sieci. Druga wprowadza rzeczywiste wywłaszczenie ich właścicieli przez uniemożliwienie ich zbycia. Od czasów rzymskich jako treść prawa własności wymieniało się swoistą triadę: „ius utendi, disponendi et abutendi” – prawo użycia, zbycia i „nadużycia”. O ile to ostatnie może ulegać w Polsce pewnemu ograniczeniu, o tyle dotychczas konstytucja i ustawy w pełni chroniły prawo używania i zbywania. Czekająca na podpis prezydenta ustawa wywłaszcza dzisiejszych „ostatecznych beneficjentów” podmiotów prowadzących sieci apteczne z prawa do zbycia zbudowanego przez nich przedsiębiorstwa. Tymczasem – za wyjątkiem bodajże dwóch – wszystkie sieci apteczne stworzone i działające w Polsce są sieciami stworzonymi i posiadanymi przez polskich przedsiębiorców. Ich własnym wysiłkiem, wyrzeczeniami i pracą.

Ci przedsiębiorcy nie pójdą do trybunałów europejskich czy arbitraży międzynarodowych „kopać się z koniem”, czyli walczyć ze Skarbem Państwa o odszkodowanie za wywłaszczenie ich z wytworzonej przez nich wartości. Nie tylko ze względu na to, że koszt takich postępowań jest zaporowy. Także dlatego, że żyją i prowadzą swoją działalność w Polsce i bać się będą, że wystąpienie przeciwko okradającemu ich państwu spowoduje kolejne szykany wobec nich. Są słabi.

Nie wystąpią też przeciwko państwu konsumenci. Dla nich skutki nowych regulacji będą narastać przez lata. Dzisiaj dobrze brzmi hasło, że działalność farmaceuty „to powołanie, a nie działanie dla zysku”. Tymczasem efektem realizowania tego hasła jest zysk niewielu kosztem wielu. Ten koszt rozkłada się na wielu, i to tych najsłabszych: wielodzietne rodziny i ludzi schorowanych lub starych.

Gdy w 2005 r. powstawał rząd Kazimierza Marcinkiewicza, objąłem w nim stanowisko ministra. Jednym z głównych, kierujących mną w tej decyzji czynników była niezgoda na obserwowaną przed 2005 r. skłonność państwa polskiego do stawania po stronie silnych przeciw słabym. Po tzw. aferze Rywina wydawało się, że powstaje przestrzeń na pełnienie przez państwo polskie funkcji, dla której istnieje każde państwo – ochrony słabszych przed silnymi. Projekt „Apteka dla aptekarza” i sposób jego przeprowadzenia w wersji „2.0” sprawia, że ta moja nadzieja ostatecznie umiera. ©℗

*Autor w latach 2005–2006 był ministrem Skarbu Państwa. Jego klientem jest jedna z sieci aptecznych obejmująca ok. 0,6 proc. ogólnej liczby aptek działających w Polsce