Magazyny na Starym Kontynencie są zapełnione w 90 proc.
Ceny gazu ziemnego na holenderskiej giełdzie TTF wyraźnie wzrosły już po raz drugi w ciągu tygodnia. Przyczyna? Przede wszystkim ryzyko strajków w australijskich terminalach LNG. Choć kraj ten dostarcza skroplony gaz ziemny w głównej mierze odbiorcom azjatyckim, przede wszystkim Chinom, to odbija się to czkawką na rynku europejskim. Efektem jest obecny wzrost cen. Eksperci uspokajają jednak, że zawirowania te nie są groźne z perspektywy nadchodzącego sezonu grzewczego.
Rozmowy pomiędzy związkami zawodowymi w firmie Woodside Energy Group (to jeden z operatorów australijskich terminali LNG) a władzami spółki nie przyniosły na razie rezultatów, a według komentatorów wciąż jest daleko do zawarcia porozumienia. Pracownicy domagają się podwyższenia płac i zwiększenia norm bezpieczeństwa w miejscu pracy. Akcja protestacyjna nie jest też wykluczona w obiektach obsługiwanych przez Chevron; terminal Gorgon na zachodzie kraju już wstrzymał sprzedaż na rynku spotowym.
Branża patrzy z niepokojem na rozwój sytuacji, ponieważ w razie paraliżu eksportu LNG z Australii zachwiana będzie równowaga na globalnym rynku gazu. Cena jednej megawatogodziny na giełdzie TTF wynosiła pod koniec lipca ok. 25 euro, obecny wynik prawie 40 euro jest najwyższy od połowy czerwca. Australijski gaz skroplony stanowi ok. 10 proc. globalnego rynku, jednak do Europy trafia zaledwie jego śladowa ilość; głównymi odbiorcami tego surowca są przede wszystkim Chiny i Japonia.
„Cięcie dostaw w Australii może oznaczać, że kupujący z Azji będą sprowadzać gaz od innych dostawców, jak Stany Zjednoczone i Katar” – komentuje firma konsultingowa ICIS. Obecnie kraje te są głównymi dostawcami do Europy. Mogą one jednak sprzedawać swój towar tam, gdzie dostaną za niego lepszą cenę.
Nie były to jedyne problemy na rynku. Wcześniej spadł eksport z teksańskiego terminala Corpus Christi i luizjańskiego Sabine Pass (skąd surowiec trafia m.in. do polskiego gazoportu w Świnoujściu). Miało to związek z pracami konserwacyjnymi i poziom wysyłki wraca tam już do normy.
Odbiorcami surowca z Australii są głównie Chiny i Japonia
Oprócz spadku podaży rośnie również popyt. W samych Niemczech, które potrzebują najwięcej błękitnego paliwa w Europie, tylko w poniedziałek, 14 sierpnia, zużycie wyniosło 1,2 TWh. To w dalszym ciągu mniej niż w tym samym okresie 2021 r. (1,4 TWh), ale wyraźnie więcej niż w 2022 r. (1 TWh).
Jak groźna jest obecna sytuacja na dwa miesiące przed sezonem grzewczym? Saul Kavonic, australijski ekspert ds. energii, uspokaja, że całkowite wyłączenie produkcji w krajowych terminalach jest mało prawdopodobne. „Zarówno w interesie związków zawodowych, jak i władz firm leży publiczne utrzymywanie twardego stanowiska, nawet jeśli nieoficjalnie idą na kompromisy. Proces negocjacji może trwać kilka tygodni, a jego częścią są publiczne sparingi retoryczne i akcja protestacyjna na niższym szczeblu” – ocenia.
Obawy rozwiewają też eksperci amerykańskiej Rezerwy Federalnej – banku centralnego USA. W ich analizie czytamy, że Europa jest w stanie przetrwać następną zimę bez większych zakłóceń, chociaż może przydarzyć się niekorzystny scenariusz, np. mroźniejsza pogoda. „Ryzyka te można jednak ograniczyć, na przykład zabezpieczając długoterminowe kontrakty, kontynuując budowę infrastruktury importowej i magazynowej oraz obniżając zużycie błękitnego paliwa poprzez inwestycje w efektywność energetyczną” – czytamy.
Według danych Gas Storage Poland, operatora magazynów gazu, stan wypełnienia polskich obiektów 15 sierpnia wynosił 93 proc. W Niemczech jest to 92 proc., w Hiszpanii 99 proc. Średnia europejska wynosi obecnie 90 proc. Cel ten został spełniony znacznie wcześniej, niż w swoich zaleceniach przewidywała Komisja Europejska. Bruksela kazała osiągnąć taki poziom do początku listopada.
Unia Europejska była w ubiegłym roku największym na świecie importerem LNG, co było pokłosiem rosyjskiej inwazji na Ukrainę i porzucenia dostaw rurociągami ze wschodu. Wcześniej Rosja zaspokajała ok. 40 proc. unijnego zapotrzebowania na gaz. ©℗