Ponieważ większość głównych banków centralnych łagodzi politykę pieniężną, to niewykluczone, że i my będziemy musieli tak zrobić. Jednak niższe stopy procentowe wcale nie są gwarantowane.
/>
– Nie mam wrażenia, że przybliża się moment podwyżki stóp. Nie widzę także zwiększających się perspektyw na ich obniżkę w najbliższym czasie – tak o możliwościach zaostrzenia bądź złagodzenia polityki pieniężnej w Polsce mówił wczoraj po zakończeniu posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej Marek Belka, prezes Narodowego Banku Polskiego.
Zgodnie z oczekiwaniami RPP nie zmieniła stóp. Referencyjna, od której zależy poziom stóp rynkowych (w tym trzy- i sześciomiesięcznego WIBOR, będących zwykle podstawą wyznaczania oprocentowania kredytów hipotecznych czy inwestycyjnych dla firm), od marca ubiegłego roku pozostaje na poziomie 1,5 proc. Stopa lombardowa wynosi 2,5 proc. (jej czterokrotność wyznacza maksymalny poziom oprocentowania w kredytach konsumpcyjnych). Niewykluczone jednak, że w najbliższych miesiącach sytuacja się zmieni. Powód? Działania najważniejszych banków centralnych na świecie. Wprawdzie w Stanach Zjednoczonych doszło w grudniu do długo oczekiwanej podwyżki stóp, ale w innych krajach kierunek jest przeciwny.
W Japonii od ubiegłego tygodnia główna stopa procentowa jest ujemna. W strefie euro jest tak już od dłuższego czasu, a na początku grudnia stopa depozytowa została dodatkowo obniżona. Na tym nie koniec; Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, zapowiedział, że w marcu możliwe jest dalsze poluzowanie (może polegać nie tylko na obniżkach stóp, ale też na zwiększeniu skali prowadzonego od 2015 r. programu skupu obligacji państw strefy euro, czyli dodruku pieniądza). O łagodzeniu, a nie zaostrzeniu, mówił ostatnio również Thomas Jordan, prezes Szwajcarskiego Banku Narodowego (SNB). Według niego frank jest nadal znacząco przewartościowany względem euro. Szczególne znaczenie ma krok, jaki wykona teraz EBC. – Jeśli zrobi to, czego spodziewa się rynek, czyli obniży stopy o kolejne 0,1 pkt proc., to dla nas wiele się nie zmieni. Ale gdyby decyzja była bardziej radykalna, skutkowałoby to zapewne osłabieniem euro, również wobec złotego. To mogłoby skłonić naszą RPP do obniżki stóp – uważa Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego. Zaznacza jednak, że najbardziej prawdopodobne jest to, że do połowy przyszłego roku stopy w Polsce nie będą zmieniane.
– Tak naprawdę wpływ czynników międzynarodowych miał większe znaczenie jeszcze kilka miesięcy temu. Teraz dla decyzji RPP ważniejsze jest to, co dzieje się w kraju – mówi Monika Kurtek z Banku Pocztowego. Jej zdaniem kluczowe będzie to, jak potraktowana zostanie nowa projekcja inflacji i PKB, którą NBP przygotuje na marcowe posiedzenie RPP. Zdaniem ekonomistki projekcja pokaże, że deflacja nie skończy się w pierwszym kwartale, jak sądzono jeszcze niedawno. Ze spadkiem cen możemy mieć do czynienia jeszcze na początku drugiego półrocza. – Głęboko się myliłem, gdy mówiłem, że deflacja wkrótce się skończy – przyznał Marek Belka. – Nie przewidzieliśmy kolejnego załamania cen ropy naftowej i innych surowców – dodał.
„W ocenie Rady w najbliższych miesiącach dynamika CPI (cen towarów i usług konsumpcyjnych – red.) pozostanie ujemna ze względu na bardzo niski poziom cen surowców na rynkach światowych. Jednocześnie oczekiwane jest stopniowe przyspieszenie inflacji bazowej, czemu sprzyjać będzie stabilny wzrost gospodarczy, następujący w warunkach poprawy koniunktury w strefie euro i dobrej sytuacji na krajowym rynku pracy” – czytamy w komunikacie po wczorajszym posiedzeniu rady.
Zdaniem Moniki Kurtek deflacja może skłonić RPP do „gołębiego” zachowania, czyli do obniżek stóp. – Cięcie stóp byłoby jednak kolejnym uderzeniem w sektor bankowy – zaznacza. Stabilność banków ma znaczenie, bo od niej zależy skłonność do udzielania kredytów, która zdaniem wielu ekspertów po wprowadzeniu podatku od instytucji finansowych się zmniejszy, co może spowolnić np. wzrost inwestycji. Nie zgadza się z tym Andrzej Kaźmierczak, członek RPP. – Inwestycje są u nas finansowanie głównie ze środków własnych firm. A firmy mają dużo wolnych środków. Obawy o negatywny wpływ podatku bankowego są trochę przedwczesne – mówi.
Według prezesa Belki marcowa projekcja inflacji i PKB ma już uwzględniać szacunki efektów wprowadzenia podatku bankowego. Monika Kurtek zwraca uwagę, że niewiadomą jest zachowanie nowych członków rady (ośmiu z dziesięciu członków zmienia się w styczniu i lutym). – Przed powołaniem oczekiwania na obniżki stóp mocno wzrosły. Ale później okazało się, że nowi członkowie nie są wcale nastawieni tak bardzo „gołębio” – podkreśla ekonomistka.
Wybrani, ale niezaprzysiężeni
„W skład Rady Polityki Pieniężnej wchodzą prezes Narodowego Banku Polskiego jako przewodniczący oraz osoby wyróżniające się wiedzą z zakresu finansów powoływane na 6 lat, w równej liczbie przez Prezydenta Rzeczypospolitej, Sejm i Senat” – mówi konstytucja. Zakończone wczoraj posiedzenie RPP było o tyle wyjątkowe, że tak określonej rady... nie ma.
Członkami są już osoby wybrane przez Senat: Marek Chrzanowski, Eugeniusz Gatnar i Jerzy Kropiwnicki. W obradach nie mogły natomiast uczestniczyć osoby wybrane w ubiegłym tygodniu przez Sejm: Grażyna Ancyparowicz i Eryk Łon. Powód? Posłowie dokonali wyboru na koniec posiedzenia późnym wieczorem i nowi członkowie rady nie zostali zaprzysiężeni. Kolejne posiedzenie parlamentu odbędzie się w przyszłym tygodniu i wtedy nastąpi złożenie przysięgi przez członków RPP. Być może na nim Sejm wybierze także swojego trzeciego reprezentanta w radzie. Zostanie nim prawdopodobnie Henryk Wnorowski, zgłoszony przez PiS. Wnorowski jest związany z Uniwersytetem w Białymstoku. Był prezesem lokalnego Polmosu. Jego konkurent to Mateusz Szczurek, minister finansów w rządzie Ewy Kopacz.
Z kolei w połowie lutego kończy się kadencja dwóch członków RPP wyznaczonych na początku 2010 r. przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego: Andrzeja Kaźmierczaka i Adama Glapińskiego. Na razie nie wiadomo, kogo w ich miejsce wskaże Andrzej Duda. W połowie roku prezydent powinien również zaproponować kandydata na stanowisko prezesa NBP, bowiem wtedy kończy się kadencja Marka Belki.