Umowa handlowa TTIP pomiędzy UE a USA jest największym dwustronnym porozumieniem negocjowanym do tej pory przez Komisję Europejską. Jeśli weszłaby w życie, miałaby to ogromny wpływ na sektor rolny w całej Unii Europejskiej. Uczestnicy debaty o wpływie TTIP na sektor rolniczy zorganizowanej podczas międzynarodowego seminarium Global Investment Impacts 2016 - dwustronne umowy inwestycyjne a globalne Południe 21-22 stycznia w Warszawie, nie mają złudzeń: wpływ negatywny.
Obecnie w UE obowiązuje wielofunkcyjny model rolnictwa, obejmujący nie tylko produkcję rolną, opartą na małych średnich gospodarstwach rodzinnych, ale też zapewniający bezpieczeństwo żywnościowe i przyczyniający się do zrównoważonego rozwoju wszystkich obszarów wiejskich w Europie. „Takie rolnictwo musi pełnić liczne funkcje: rozwiązywać problemy obywateli dotyczące żywności (dostępność, cena, różnorodność, jakość i bezpieczeństwo), chronić środowisko i pozwolić rolnikom żyć z ich pracy. Społeczności rolne i krajobrazy wiejskie wymagają szczególnej ochrony, gdyż stanowią cenny element dziedzictwa europejskiego” można przeczytać na stronie Komisji Europejskiej.
Tymczasem w USA rolnictwo to wyłącznie produkcja i wielki biznes.
- Nie można zapominać, że zakładany przez entuzjastów TTIP minimalny w gruncie rzeczy wzrost PKB miałby tylko w 20 proc. być konsekwencją usunięcia ceł. Aż 80 proc. tego wzrostu miałoby się wiązać z usunięciem tzw. barier pozataryfowych. Warto sobie uświadomić czym są w rolnictwie owe „bariery pozataryfowe”, które tak przeszkadzają amerykańskim negocjatorom. Chodzi nie tylko o przepisy prawa pracy, zasady BHP, ale przede wszystkim o obowiązujące w rolnictwie europejskim zasady – mówił Glyn Moody, niezależny publicysta, zajmujący się tematyką porozumień handlowych, inwigilacji oraz praw cyfrowych. – Europejska kultura rolnicza jest zagrożona przez umowę z USA. Wypracowaliśmy jej normy, a teraz korporacje amerykańskie mówią nam, że to szkodliwe dla handlu – dodał Moody.
Na potwierdzenie przywołał badania zrobione przez Departament Rolnictwa USA, z których wynika, że na TTIP zyska wyłącznie amerykańska gospodarka. Eksport z UE do USA spadnie, a co gorsza nastąpi też zmniejszenie handlu wewnątrzunijnego. - Czy UE chce dla TTIP poświęcić małe i średnie gospodarstwa rodzinne? Zaburzymy wewnętrzny rynek unijny, a do tego przehandlujemy demokrację, bo TTIP odbierze nam wiele elementów procesu demokratycznego - dodał Moody.
Brytyjski publicysta zwracał uwagę, że małe i średnie gospodarstwa nie będą w stanie wytrzymać konkurencji z wielkimi farmami amerykańskimi, a produkty spełniające wymogi unijne zostaną zastąpione tańszymi, naszpikowanymi pestycydami, których normy w USA przekraczają normy unijne nawet 500 razy!
Na problem niedostosowania obowiązujących w amerykańskim rolnictwie norm do unijnych zwracała też uwagę Dorota Metera, prezeska zarządu Bioekspert, jednostki certyfikującej w rolnictwie ekologicznym. - Pamiętajmy, że w USA nie ma nakazu znakowania pasz wyprodukowanych z użyciem GMO, bo konsument nie musi wiedzieć co je. Nie ma też informacji o hormonach wzrostu podawanych zwierzętom dla zwiększenia produkcji mięsa i mleka ( w UE zabronione od 2000 roku). Do mycia zabitych kurcząt używana jest nie czysta woda, ale chlor, który wnika w mięso. Na rynek dopuszczane jest też bez specjalnego oznakowania mięso od klonowanych zwierząt – wylicza Metera.
I na tym nie koniec. Ekspertka dodaje też stosowanie neonikotynoidów (środki ochrony roślin – przyp. red.), które w UE są zabronione od kilku lat, gdyż przyczyniają się do ginięcia pszczół, czy podawanie antybiotyków w paszach zabronione w UE, a w USA nieuregulowane.
Obowiązująca w UE zasada przezorności w dopuszczaniu na rynek towaru, przez USA jest nie do zaakceptowania. Trudno sobie więc wyobrazić, że przy okazji dostosowywania standardów Amerykanie zechcą w tej sprawie ustąpić. Podobnie jak w przypadku znakowania żywności znakami jakości. O pojęciu dobrostanu zwierząt właściwie nawet się nie mówi.
- TTIP wbrew temu, co się nam chce wmówić, nie jest dobry dla biznesu. No chyba, że jest to wielki ponadnarodowy biznes. Przedstawiciele polskich stowarzyszeń sektorowych mówią, że negocjowana umowa jest dla nich groźna. Mają też poczucie, że nie są też w żadnym stopniu reprezentowani przez stowarzyszenia lobbingowe. Liczy się tylko wielki biznes – podsumowała debatę Maria Świetlik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności, organizatora seminarium.