Rozpoczęły się zmiany personalne w miedziowym koncernie. Wczoraj Skarb Państwa wymienił jego radę nadzorczą, a w przyszłym tygodniu taki sam los spotka zapewne także zarząd firmy
/>
Na wniosek Skarbu Państwa walne zgromadzenie KGHM odwołało sześciu członków rady nadzorczej: Tomasza Cyrana, Bogusława Fiedora, Andrzeja Kidybę, Marcina Morynia, Jacka Poświatę oraz Barbarę Wertelecką-Kwater. W ich miejsce powołano nowych członków: czterech z rekomendacji MSP i dwóch z rekomendacji PZU Złota Jesień (też pozostającego pod pośrednią kontrolą resortu).
Bezpośrednio Skarb Państwa rekomendował do rady Radosława Barszcza (od końca lat 90. związany z tym ministerstwem), Michała Czarnika (prawnik z kancelarii Czarnik i Wspólnicy), Cezarega Godziuka (pełnomocnik zarządu TF SKOK – obecnie Aplitt – w Gdańsku) oraz Miłosza Stanisławskiego (prodziekan w uczelni Vistula, warszawski radny Targówka z ramienia PiS). OFE PZU Złota Jesień rekomendowało do rady miedziowej spółki Jarosława Witkowskiego (profesor Uniwersytetu Wrocławskiego) oraz Dominika Hunka (adwokat z kancelarii prawniczej Lis i Partnerzy, który zasiada już w radzie nadzorczej PLL LOT). W radzie pozostali trzej przedstawiciele załogi firmy.
Nowa rada zbierze się prawdopodobnie w przyszłym tygodniu. Jednym z jej pierwszych posunięć będzie zapewne wymiana zarządu. Według nieoficjalnych informacji szanse na ocalenie stanowiska ma tylko jeden z pięciu członków obecnego zarządu – wiceprezes Jarosław Romanowski, odpowiedzialny za inwestycje zagraniczne koncernu. Na nowego prezesa KGHM typowany jest od dłuższego czasu Krzysztof Skóra, który kierował już miedziowym gigantem w okresie poprzednich rządów PiS.
Wczorajsza wymiana rady nadzorczej to pierwszy akord w zakończeniu epoki Herberta Wirtha w KGHM. Objął on stanowisko w lipcu 2009 r. Żaden z jego poprzedników w minionym 25-leciu nie mógł się pochwalić równie długim stażem. Jak jest oceniane sześć i pół roku jego rządów w koncernie?
Przez resort skarbu raczej negatywnie. Minister skarbu Dawid Jackiewicz zapowiadał w ubiegłym tygodniu, że pierwszym zadaniem nowej rady będzie dokonanie audytu w spółce dotyczącego inwestycji zagranicznych. Wątpliwości ministra budziła przede wszystkim sztandarowa inwestycja spółki w chilijską kopalnię Sierra Gorda. Jej uruchomienie kosztowało koncern 4 mld dol.
Analitycy są w swoich ocenach znacznie bardziej wstrzemięźliwi. – Bez większych dramatów, bez szczególnych sukcesów – tak do prezesury Wirtha odnosi się Zbigniew Porczyk, analityk Trigon DM. Dodaje, że kompetencje zarządcze w takich spółkach w praktyce sprowadzają się do strony kosztowej i ewentualnych akwizycji. Jego zdaniem w tym pierwszym obszarze zarząd pod kierunkiem Herberta Wirtha nie może się niczym specjalnym pochwalić. – Słaba koniunktura zaczęła się już pięć lat temu. To powinno skłaniać zarząd do większej aktywności, jeśli chodzi o restrukturyzację kosztów. Tak się jednak nie działo – twierdzi Porczyk.
Podobnie niejednoznaczna jest ocena, jeśli chodzi o akwizycje. – Zakup kopalni Sierra Gorda to był słuszny kierunek, chociażby ze względu na rosnące koszty wydobycia w kraju, konieczność sięgania do coraz głębszych pokładów – twierdzi analityk. Podkreśla jednak, że KGHM przy okazji tej inwestycji rzucił się na głęboką wodę. – Koncern nie miał doświadczenia ani kompetencji przy projektach tej skali. To było trochę ryzykowne działanie – zwraca uwagę. I zaznacza, że obecnych kłopotów Sierra Gorda nie należy demonizować. – Poślizgi przy takich inwestycjach też nie są czymś nadzwyczajnym, podobnie jak przekroczenie budżetu, chociaż w tym przypadku było ono rzeczywiście dość znaczne – konkluduje.
– Na pewno kierunek przyjęty przez Heberta Wirtha był słuszny – twierdzi inny analityk, który nie chce wypowiadać się pod nazwiskiem. Podkreśla, że na pełną ocenę podjętych przez ustępujący zarząd działań przyjdzie czas za kilka lat. – Takie inwestycje jak Sierra Gorda czy też podejmowane przez zarząd KGHM działania na rzecz unowocześnienia koncernu przynoszą efekty w znacznie dłuższej perspektywie aniżeli rok, dwa czy nawet pięć – twierdzi.
KGHM przejmował chilijską kopalnię niejako „na górce” – miedź była wówczas niemal dwukrotnie droższa niż obecnie, a więc i oceny aktywów wydobywczych były znacznie wyższe. – Ale trzeba zadać pytanie, czy gdyby te 10 mld zł pozostało w spółce, to czy dziś można by dokonywać inwestycji po korzystniejszych cenach. Obawiam się, że raczej Skarb Państwa odebrałby sobie te pieniądze w postaci dywidendy – twierdzi nasz rozmówca.
Zaznacza, że dziś KGHM mógłby rozejrzeć się za inwestycyjnymi okazjami – wiele mniejszych firm może sprzedawać swoje aktywa wydobywcze. – Czy nowy zarząd i obecne kierownictwo resortu skarbu zdecydują się na wyłożenie kilku miliardów złotych, by z tych okazji skorzystać? Wątpię – twierdzi analityk.