Międzynarodowy Fundusz Walutowy obniżył o 3,5 mld dol. pułap przyznanej naszemu krajowi tak zwanej elastycznej linii kredytowej. Zrobił to na wniosek polskich władz zgłoszony pod koniec zeszłego roku.
O obniżenie limitu wnioskowały Ministerstwo Finansów i Narodowy Bank Polski. Zgodnie z zawartym porozumieniem nasz kraj będzie miał prawo do skorzystania z linii kredytowej z limitem 13 mld SDR – specjalnych jednostek rozliczeniowych MFW – których równowartość to obecnie 17,9 mld dol.
W ten sposób Polska drugi rok z rzędu obniża limit FCL (Flexible Credit Line – Elastycznej Linii Kredytowej). W styczniu ubiegłego roku zmniejszono go do 15,5 mld SDR (co wówczas stanowiło równowartość 21,4 mld dol.) z 22 mld SDR (około 33 mld dol.), które przyznano Polsce zgodnie z umową z 2014 r.
Wniosek naszych władz nie powinien jednak zaskakiwać. Przedstawiciele banku centralnego i resortu finansów już wcześniej sygnalizowali, że nie ma potrzeby utrzymywania wysokiego FCL, skoro sytuacja na rynkach nieco się uspokoiła, zagrożenie kryzysem walutowym się oddaliło, a kurs złotego – choć się waha – jest pod kontrolą.
Andrzej Raczko, członek zarządu NBP, mówił w jednym z wywiadów udzielonych DGP przed kilkoma miesiącami, że ustąpienie zjawisk kryzysowych powinno powodować w ogóle stopniowe zamykanie tej linii, choć strategia wyjścia powinna jednak być dostosowana do ewentualnej reakcji rynków finansowych. Wniosek o zmniejszenie FCL został zgłoszony w grudniu 2015 r. z inicjatywy nowego ministra finansów Pawła Szałamachy.
Obniżenie limitu ma swoje skutki finansowe. Polska płaci MFW za gotowość udzielenia finansowania. Według nowych warunków koszt dostępu do FCL zmniejszy się w porównaniu do roku 2015 o blisko 42 mln zł.
MF i NBP nie zdecydowały się na zupełne zamknięcie linii, bo i sytuacja na rynkach – choć stabilniejsza niż na początku kryzysu finansowego, kiedy fundusz przyznawał Polsce prawo do linii – nadal jest niepewna. Rezygnacja z FCL byłaby zbyt niebezpieczna ze względu na spore prawdopodobieństwo wahań na rynkach finansowych wynikających z obaw o kondycję gospodarek wschodzących – zwłaszcza chińskiej. To strach przed chińskim spowolnieniem doprowadził do silnej przeceny na rynkach akcji i spadku kursów walut emerging markets (w tym złotego) na początku roku. Oprócz tego poważnym regionalnym czynnikiem ryzyka jest konflikt zbrojny na Ukrainie.
MFW zgodził się na obniżenie limitu przy okazji corocznego przeglądu wypełniania przez Polskę kryteriów kwalifikujących do dostępu do elastycznej Linii Kredytowej. To standardowa procedura, którą fundusz przeprowadza rok po przedłużeniu umowy (zawierana jest ona co dwa lata). Fundusz nadal o polskiej gospodarce ma dobre zdanie, w jego ocenie ma ona mocne fundamenty, polityka makroekonomiczna jest skuteczna, co daje nadzieję na kontynuowanie wzrostu gospodarczego. Decyzja MFW oznacza również, że nie widzi on zagrożeń dla stabilności gospodarczej wynikających ze zmiany rządu w Polsce.
Polska podpisała pierwszą umowę z MFW w sprawie elastycznej linii w 2009 r., w apogeum kryzysu finansowego. Umowa była wówczas potwierdzeniem, że w ocenie MFW nasza gospodarka jest odporna na kryzys, a Polska prowadzi odpowiedzialną politykę i jest liderem regionu pod tym względem. FCL była pewnego rodzaju premią od funduszu i jednocześnie mocną polisą ubezpieczeniową – w połączeniu z rezerwami NBP zabezpieczała pozycję walutową Polski, a do tego stanowiła ostatnią linię obrony w przypadku problemów z finansowaniem potrzeb pożyczkowych na wypadek gwałtownego odpływu kapitału zagranicznego. To właśnie dostęp do FCL był czynnikiem, który w 2009 r. uspokoił sytuację na rynku złotego (w pierwszych dwóch miesiącach roku złoty gwałtownie się osłabiał do euro i innych walut). Eksperci są zdania, że dostęp do FCL był też jednym z powodów spadku rentowności polskich obligacji skarbowych, obserwowanego od kilku lat. Inwestorzy mieli bowiem świadomość, że polski rząd nie będzie zdeterminowany, by oferować wysokie kupony obligacji, skoro dysponuje zabezpieczeniem w postaci elastycznej linii kredytowej.
O tym, jak istotny to instrument, świadczy to, że na świecie korzystają z niego – oprócz Polski – jeszcze tylko dwa kraje: Meksyk i Kolumbia.