Akwarium na zupę rybną przerobić jest łatwo – wystarczy jedynie podgrzać i zagotować wodę. Droga powrotna – przerobienie zupy rybnej na akwarium – jest zdecydowanie trudniejsza. Takiej metafory użył Lech Wałęsa, opisując proces zamiany gospodarki rynkowej w socjalistyczną.

Zaczynam od tych słów, bo w środku niezbyt mroźnej zimy politycy serwują nam podgrzewający i gotujący spektakl. Zarówno rząd, jak i opozycja podtrzymują ten ogień, a premier Beata Szydło postanowiła do jednego politycznego garnka wrzucić projekt ustawy o podatku bankowym i połączyła tę kwestię z debatą o Trybunale Konstytucyjnym. Szefowa rządu stwierdziła, że stosunek do nowej daniny instytucji finansowych jest testem dla opozycji na to, czy chce służyć interesom Polaków, czy może jakichś zagranicznych lobby i grup interesów.
Łączenie patriotyzmu z podatkami wydaje się mi trochę naciągane. Miłość do ojczyzny to sprawa podstawowa. Od posłów i polityków w przypadku spraw tak ważnych, jak podatek bankowy oczekiwałbym przede wszystkim profesjonalizmu. W Polsce mamy problem z podatkami. Z narastającą dziurą VAT i CIT nie poradziła sobie poprzednia ekipa. Mam jednak wątpliwości, czy problemem był brak patriotycznego zapału, czy raczej wyzwania merytoryczne i braki legislacyjne.
Podatki bankowy i od sklepów wielkopowierzchniowych budzą wiele wątpliwości. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że z powodzeniem funkcjonują w wielu krajach. Pytanie tylko, czy i jak zagraniczne doświadczenia przeszczepiać na polski grunt. Wielkim zyskom banków towarzyszą duże wyzwania związane m.in. z pojawiającymi się upadłościami, koniecznością uruchamiania środków z BFG, krótkoterminowym zadłużeniem zagranicznym. Te wszystkie kwestie wymagają szczegółowej i spokojnej debaty merytorycznej. Czyli dokładnie tego, czego politycy nam dać nie chcą.
Łączenie z sobą wielu spraw, upolityczniane debaty o podatkach, zastopowanie emocjami merytorycznej dyskusji pozwala manipulować opinią publiczną. Warto jednak, żeby politycy uwiadomili sobie jedną zasadniczą sprawę. Wiarygodność na rynkach finansowych ma bardzo wymierną wartość. Jeżeli się ją straci, trzeba długo i kosztownie odbudowywać – płacąc m.in. rentowością obligacji i dostępem do rynków.
Tak, mamy sporo problemów w systemie bankowym, tak, usługi finansowe są drogie. Tak, brakuje nam inwestycji. Tak, trzeba nam więcej konkurencji. Tak, warto mieć instytucje finansowe blisko związane z Polską. To wszystko trudne, szczególarskie problemy. Łączenie ich, wprowadzanie uogólnień, zapominanie o szczegółach to gwarancja kłopotów i narażenie naszej wiarygodności. A to może oznaczać utratę jednego z najważniejszych osiągnięć polskiego systemu finansowego – jego stabilności i przewidywalności. Rozbujać finansową łódkę będzie łatwo. Zderzenie z rozgrzaną taflą politycznych emocji może być jednak bardzo bolesne i nawet jeżeli nie zamienimy naszego akwarium w zupę rybną, to może nas czekać niezły bigos.