Dochody wzrosną o 16,9 mld zł, a wydatki o 17 mld zł w porównaniu z planem przygotowanym przez PO. To niemal dokładnie tyle, ile mają kosztować wypłaty po 500 zł na dziecko.
Dodatkowe środki mają zapewnić nowe podatki – bankowy i od supermarketów – które mają dać 7,5 mld zł. MF założyło wpływy, choć w przypadku podatku od handlu detalicznego nie ma jeszcze projektu ustawy, według naszych informacji w PiS trwają jeszcze rozmowy na ten temat. Natomiast ustawą o podatku bankowym Sejm zajmie się na rozpoczynającym się dziś posiedzeniu.
Kolejnym źródłem dodatkowych pieniędzy mają być prawdopodobnie dochody z aukcji LTE, które pierwotnie miały zasilić państwową kasę w tym roku. Ich brak był jednym z powodów nowelizacji budżetu. Dochód z aukcji szacowany jest na ok. 9 mld zł.
Dzięki tej układance udało się skonstruować budżet niemal bez powiększania deficytu (ma być o prawie 100 mln zł wyższy w porównaniu z planami PO) i bez wpisywania dużych kwot z poprawy ściągalności podatków. Ekonomiści wcześniej wskazywali, że to może być najsłabszy punkt projektu i źródło największych wątpliwości co do utrzymania w ryzach finansów publicznych w przyszłym roku. Tymczasem MF podtrzymało prognozę deficytu finansów na poziomie 2,8 proc. PKB.
– Dochody z takich pozycji jak poprawa ściągalności podatków powinny być planowane z wyjątkową ostrożnością, bo ich realizacja w dużym stopniu zależy od zewnętrznych czynników. To dobrze, że plany poprawy ściągalności już w przyszłym roku są konserwatywne – ocenia Piotr Kalisz, ekonomista banku Citi Handlowy. Słabe punkty projektu? Kalisz zwraca uwagę, że finansowanie najważniejszego programu rządu opiera się w dużym stopniu na jednorazowych dochodach z aukcji LTE. – Co oznacza, że bez dodatkowych źródeł w kolejnych latach lub redukcji wydatków trudno będzie sfinansować program Rodzina 500 plus – ocenia.
Podobnego zdania jest Michał Rot, ekonomista PKO BP. – Tak naprawdę dopiero budżet na 2017 r. ujawni stan finansów państwa. Na razie mamy wiele niewiadomych, np. nie wiemy, jak zadziała stymulowanie fiskalne na gospodarkę poprzez program dodatków. Nie wiemy, w jakim tempie będzie następowało zmniejszanie luki w VAT – uważa Michał Rot
Eksperci zwracają uwagę, że nowy projekt podtrzymuje prognozy makroekonomiczne poprzedników: czyli zakłada gospodarczy wzrost na poziomie 3,8 proc. PKB i inflację średnioroczną w wysokości 1,7 proc. Już rząd PO-PSL był krytykowany za zbyt duży optymizm tych prognoz, zwłaszcza inflacji. To na niej opierają się założenia wpływów z VAT. Większość ekonomistów jest zdania, że ceny wzrosną, ale nie aż w takiej skali, i obstawiają raczej poziom zbliżony do 1 proc.
– Od czasu gdy rząd Ewy Kopacz pracował nad budżetem, inflacja zaskoczyła nas negatywnie, to znaczy deflacja trwa dłużej, niż zakładano. Ta prognoza może być jeszcze trudniejsza do zrealizowania – twierdzi Piotr Kalisz.
Michał Rot jednak tych założeń nie przekreśla. Jak mówi, spadki cen to efekt podażowy (głównie zasługa niskich cen ropy) i co prawda nie widać jakiejś popytowej presji w gospodarce, ale nie oznacza to, że nie wystąpi ona w przyszłym roku. Dodatki na dzieci mogą przecież pobudzić konsumpcję, dodatkowo sytuacja na rynku pracy jest dobra, co może przekładać się na wzrost płac. Proinflacyjnie mogą też zadziałać podatki sektorowe, o ile banki i supermarkety przerzucą je na klientów.