Niestabilna sytuacja na rynku energii i paliw uderza w małych producentów mających duże zużycie oraz w wielki biznes chemiczny.

Branże energochłonne nie mogą się doczekać nowego rządowego programu pomocowego. Poprzedni był według przedsiębiorców zbyt skomplikowany i spóźniony. Firmy były w stanie sięgnąć tylko po mniej niż połowę przewidzianych na ten cel środków.

Według zapowiedzi ministra rozwoju i technologii Waldemara Budy z maja program wsparcia dla sektora energochłonnego miał wejść w życie do wakacji. Na ich półmetku projekt rządowej uchwały został wpisany do rządowego wykazu prac legislacyjnych i programowych, ale nie wiadomo, co dalej. O rządową pomoc miałyby móc ubiegać się firmy, dla których koszty energii elektrycznej i gazu ziemnego stanowiły co najmniej 3 proc. wartości produkcji w 2021 r. Wnioski będą składane za trzy oddzielne okresy: pierwsze półrocze, III kw. i IV kw. 2023 r. Budżet programu podzielony jest proporcjonalnie – w pierwszym okresie wynosi on 2,495 mld zł, a w kolejnych dwóch po 1,245 mld zł.

W poprzedniej edycji rozdzielone zostało zaledwie 2,49 mld zł z przewidzianych na ten cel 5,08 mld zł. Chętni byli na nieco więcej, ale operator programu, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, odrzucił część wniosków. Przedstawiciele branży skarżyli się na słabe wsparcie merytoryczne ze strony państwa dla firm, które musiały przygotować skomplikowany wniosek, i na to, że aby skorzystać z pomocy, trzeba było spełniać jednocześnie wiele kryteriów. W dodatku pomoc przyszła też zbyt późno – w Niemczech analogiczne wsparcie ruszyło w lipcu 2022 r., polskie firmy musiały czekać na wypłaty do marca 2023 r., w rezultacie część z nich zbankrutowała z powodu szalejącego kryzysu energetycznego. Problemem była również przewidziana wysokość wsparcia. Program umożliwiał pozyskanie środków na poziomie nie większym niż 40 proc. kosztów kwalifikowanych, czyli kwoty, jaką firmy musiały zapłacić za prąd i gaz powyżej 150 proc. średnich cen z 2021 r. Teraz państwo ma zwracać 80 proc., co ma przełożyć się na większe wykorzystanie budżetu. Sama pula ma też zostać zwiększona do 5,5 mld zł.

Zdarzały się też wpadki. Pod koniec czerwca NFOŚiGW wezwał Grupę Azoty do zwrotu 52,3 mln zł wraz z odsetkami, ponieważ okazało się, że wsparcie zostało udzielone bezprawnie. Chodziło o interpretację kodu Polskiej Klasyfikacji Działalności – Azoty argumentują, że prowadzona przez nie „produkcja podstawowych chemikaliów, nawozów i związków azotowych, tworzyw sztucznych i kauczuku syntetycznego w formach podstawowych” kwalifikowała się do wsparcia, fundusz był odmiennego zdania. Chemiczny gigant zapowiedział, że będzie walczyć o pieniądze „wszelkimi dostępnymi środkami”.

Wsparcie dla branż energochłonnych ma wynieść prawie 5,5 mld zł

Henryk Kaliś, prezes Izby Energetyki Przemysłowej i Odbiorców Energii, przypomina, że odbiorcy przemysłowi w Polsce są jedyną grupą, która nie korzysta z ograniczeń cen energii elektrycznej i gazu. – Nie kupili oni energii w kontraktach terminowych, bo była ona za droga; działalność produkcyjna byłaby wówczas nierentowna. Większość dużych firm kupuje energię na rynkach krótkoterminowych, jak rynek dnia następnego, rynek bilansujący, ewentualnie zawierają kontrakty miesięczne czy kwartalne – mówi DGP. Dodaje, że w związku z tym firmy są narażone na poważne ryzyko wynikające z wahań cen paliw. – Obecnie ceny energii pozwalają na rentowne prowadzenie działalności, ale w każdej chwili może się to zmienić – ostrzega.

Jak z tym problemem poradzono sobie za Odrą? Rząd federalny przyjął przepisy, które gwarantują niemieckim firmom, że cena energii pozostanie na poziomie 60 euro/MWh do 80 proc. wolumenu zużywanego w skali roku.

Drastyczny wzrost cen dał się w ubiegłym roku we znaki firmom. W sierpniu, gdy gaz był najdroższy, Anwil poinformował o wstrzymaniu produkcji nawozów azotowych, podobna sytuacja miała miejsce w Grupie Azoty. Doszło do tego, że producent piwa Carlsberg, mający zakłady w Szczecinie i Sierpcu, stanął przed zagrożeniem zatrzymania produkcji w związku z brakiem dostaw z branży chemicznej spożywczego dwutlenku węgla. Z tego samego powodu Polska Federacja Producentów Żywności ostrzegała przed możliwymi zakłóceniami produkcji.

O ile kryzys energetyczny oszczędził największych graczy, o tyle mniejsi nie mieli szczęścia. Firma Cerrad, jeden z głównych producentów płytek ceramicznych w kraju, musiała zatrzymać trzy z siedmiu linii produkcyjnych i podjąć decyzję o zwolnieniach grupowych. Na 1 tys. pracowników pracę straciło 350. Innym przykładem jest Fabryka Porcelany Krzysztof, producent porcelany użytkowej z Wałbrzycha – firma z 200-letnią tradycją i ugruntowaną pozycją na rynku ogłosiła bankructwo po otrzymaniu rachunków za gaz. ©℗