We wczorajszym wydaniu DGP Pan Paweł Szałamacha zabrał głos m.in. w sprawie banków. To głos bardzo istotny, bo wychodzący od osoby typowanej na ministra, a nawet wicepremiera przyszłego rządu. Odpowiadając na ten głos, chciałbym zaapelować, aby dyskusję na tak ważny temat oprzeć na twardych faktach.
Według P. Szałamachy istniejące w naszym kraju rozwiązania prawne i podatkowe stawiają banki w uprzywilejowanej pozycji. A jakie są fakty? Takie, że banki podlegają nie tylko bardzo rygorystycznym przepisom prawnym, ale także restrykcyjnym regulacjom nadzorczym. W ostatnim czasie mocno uderzyła w nie m.in. drastyczna (największa w UE) obniżka opłaty interchange oraz koszty restrukturyzacji niebankowych instytucji finansowych (SKOK-ów). Oprócz tego banki muszą także ponieść ogromne koszty wdrożenia regulacji unijnych w obszarze kapitałowo-płynnościowym (a w przypadku banków spółdzielczych budowy systemu ochrony instytucjonalnej) oraz tworzenia systemu gwarantowania depozytów i funduszu uporządkowanej likwidacji i restrukturyzacji. Szacuje się więc, że oprócz tradycyjnie płaconych podatków banki w okresie zaledwie kilku lat poniosą koszt budowy buforów kapitałowych w sumie w wysokości 23 mld zł, koszt 14 mld zł składki na BFG, a oprócz tego 9 mld zł tzw. domiaru kapitałowego, ustalonego przez KNF z powodu kredytów walutowych. Sektor bankowy jest więc jedną z najbardziej regulowanych i obciążonych daninami działalności gospodarczych. Z tego wynika, że chyba jednak banki nie rządzą.
Jednocześnie P. Szałamacha twierdzi, że chciałby, aby banki bardziej obsługiwały gospodarkę. Jakie są fakty? 53,4 proc.! O tyle, według danych NBP, polskie banki zwiększyły akcję kredytową od początku kryzysu w 2008 r. W żadnym innym kraju unijnym kredyty nie wzrosły tak bardzo. W strefie euro natomiast spadły. Nie można więc kwestionować tego, że polskie banki obsługują gospodarkę, skoro robią to najsilniej w Unii Europejskiej, i to w tak trudnym okresie jak kryzys. P. Szałamacha podnosi również, że w przypadku banków „CIT w obecnej formule jest nieskuteczny”. Fakt jest jednak taki, że sektor bankowy w Polsce płaci najwyższą kwotę podatku CIT ze wszystkich gałęzi gospodarki. Tylko w 2014 r. było to prawie 4 mld zł, a w okresie ostatnich 15 lat kwota ta przekroczyła aż 40 mld. zł. Jeśli największy w Polsce CIT jest nieskuteczny, to co jest skuteczne?
Fakty są również takie, że w innych krajach podatek bankowy został wprowadzony jako swoista rekompensata wobec podatników za koszty ratowania banków w czasie kryzysu lub w celu ograniczenia rozmiarów sektora bankowego w stosunku do gospodarki. W Polsce państwo nie musiało dokładać do banków ani grosza. Co więcej w niektórych krajach podatek bankowy nie zasila bezpośrednio budżetu, a jest odkładany na fundusz restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji banków (tzw. resolution). Z tego punktu widzenia należy więc przyjąć, że banki w Polsce płacą ten podatek przynajmniej od kilku lat, odkąd odprowadzają kolejne dodatkowe środki na fundusz stabilizacyjny w BFG.
P. Szałamacha lekceważy również skutki takiego podatku na akcję kredytową i ceny usług. Jest dużo badań empirycznych na ten temat (między innymi analizy Bundesbanku i MFW). Pokazują, że podatek bankowy prowadzi do mniejszej akcji kredytowej i wyższych cen usług bankowych. Można przy tym domniemywać, że na tym się nie skończy, bo zwykle tylko największe instytucje finansowe są w stanie znieść tak wysokie obciążenia. Dążenie do tak wymuszonej optymalizacji kosztowej doprowadzi więc w sektorze bankowym do kolejnej fali fuzji i przejęć, do zwolnień pracowników bankowych, do mniejszej konkurencji.

Polski sektor bankowy jest zbyt mały w stosunku do rosnących potrzeb naszej gospodarki

W Polsce, gdzie według wszystkich analiz zarówno udział kredytu w PKB, jak i ubankowienie społeczeństwa są niewystarczające, kolejny podatek bankowy byłby jeszcze bardziej destrukcyjny niż w innych krajach. I to nie tylko dla sektora bankowego, ale także dla gospodarki, a tym samym dla społeczeństwa. Podobnie jak to się stało na Węgrzech, gdzie w ciągu zaledwie dwóch lat po wprowadzeniu podatku bankowego opłaty i prowizje bankowe poszybowały w górę o prawie 70 proc., w ostatecznym rozrachunku największą cenę zapłacą bowiem zwykli ludzie. I to zazwyczaj ubożsi, bo oni nie zmienią sobie konta ruchem palca w smartfonie, ale także ci, którzy najbardziej potrzebują kredytów, czyli młodzi planujący zakup mieszkania i założenie rodziny. A to jest sprzeczne z deklarowaną polityką prorodzinną.
Presja na banki z udziałem Skarbu Państwa, aby przejmowały klientów zrażonych wysokimi cenami, nie da tu kompletnie nic, bo one też będą musiały ponosić wszystkie koszty wdrażania podatków i innych obciążeń, a za doprowadzenie banku do kryzysu i narażenie depozytów na niebezpieczeństwo władze banku uzyskałyby wilczy bilet.
Seria wyborów jest już za nami, porozmawiajmy więc spokojnie i odpowiedzialnie o wpływie już wdrożonych krajowych i międzynarodowych regulacji na stabilność banków i ich zdolność do finansowania rozwoju polskiej gospodarki. Porozmawiajmy o tym, że polski sektor bankowy jest zbyt mały w stosunku do rosnących potrzeb naszej gospodarki i w stosunku do rosnących aspiracji życiowych naszych obywateli. Porozmawiajmy o niedoborze wewnątrzkrajowych oszczędności, szczególnie długoterminowych. Porozmawiajmy wreszcie o tym, jak możemy, przy tak ograniczonych zasobach, realizować strategię wspólnego wzrastania i budowania silnej pozycji polskich firm i polskich rodzin.