Kto jest hamulcowym gospodarki? Nieudolnie działające państwo czy nieskłonny do współpracy biznes? O to zapytaliśmy podczas debaty DGP poświęconej relacjom państwa i przedsiębiorców.
/>
/>
/>
/>
Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan, twierdzi, że szukanie winy pośrodku nie pozwala na wyciągnięcie konkretnych wniosków. – To bardzo niebezpieczne stwierdzenie, bo sugeruje, że wszystkie rozwiązania są równorzędne, i zwalnia nas z obowiązku dokonania racjonalnego wyboru – tłumaczy Mordasewicz. Dodaje, że sam jako inżynier lubi opierać się na liczbach. – W Polsce w latach 2005–2014 poziom inwestycji wynosił średnio 21 proc. PKB wobec 26 proc. średniej w regionie. W krajach, które rozwijały się szybko w długim okresie, np. w Finlandii, sięgał 30 proc. PKB – wylicza. W jego opinii, aby przyspieszyć modernizację gospodarki i dorównać najlepszym, powinniśmy zwiększyć inwestycje o połowę. To jednak nie będzie łatwe. – Bez poprawy warunków prowadzenia działalności gospodarczej w naszym kraju nie widzę na to szans – mówi Mordasewicz. Przytacza wyniki międzynarodowych rankingów, które pokazują, w których sektorach prowadzenia przedsiębiorczości mamy najwięcej do nadrobienia. – W indeksie Economic Freedom Heritage Foundation z 2015 r. zajęliśmy 42. miejsce. Byliśmy 26 miejsc za Niemcami. Specjalnie porównuję nas do tego kraju, bo to one są liderem naszego regionu i powinny stanowić benchmark. Z kolei w rankingu The Global Competitivness Index World Economic Forum 2014 Polska zajęła 43. miejsce na 144 państwa, ale pod względem obciążeń regulacyjnych była dopiero 117. Jak ktoś się pyta, czy regulacje utrudniają prowadzenie biznesu w naszym kraju, odpowiedź nasuwa się sama. W kategorii rozstrzygania sporów gospodarczych zajęliśmy odległe 118. miejsce. Jeżeli ten proces zabiera tak dużo czasu, to znaczy, że uczciwy przedsiębiorca czuje się w Polsce bezsilny, a nieuczciwy – bezkarny – tłumaczy Jeremi Mordasewicz. Podobny obraz wyłania się z rankingu Doing Business Banku Światowego, w którym Polska zajęła ostatnio 32. miejsce na 189 państw. Sytuacja nie jest jednak tak dobra, jeśli ocenę rozbijemy na poszczególne kategorie. W rozstrzyganiu sporów zajęliśmy 52. miejsce, w płaceniu podatków – 85., a w wydawaniu pozwoleń na budowę – 137. miejsce.
Skarbówka trafia pod zły adres
Pojawia się zatem pytanie, czy głównym grzechem naszego państwa nie jest nadmierna regulacja. Były wiceminister finansów Mirosław Barszcz przypomina, że dziś nie ma już przedsiębiorcy niemającego styczności z kontrolą skarbową, która w jego opinii nie zawsze adresuje swoje zadania tam, gdzie powinna. – Zawsze było tak, że urzędnikom łatwiej było przyjść do firmy, która ma siedzibę i prowadzi wszystko w sposób transparentny, niż uganiać się za osobami, które unikają płacenia podatków. Ciekaw jestem, czy kiedyś odbyła się kontrola np. w Wólce Kosowskiej pod Warszawą, przez którą każdego roku przechodzą miliardy złotych. Dużo przyjemniej jest przyjść do firmy, która jest zarejestrowana i namacalna. To jest główny problem administracji podatkowej – mówi Barszcz.
Jacek Uczkiewicz, wiceprezes Najwyżej Izby Kontroli, podkreśla z kolei, że swoje zadanie w tej materii mają także do spełnienia firmy. – Dialog i współpraca między państwem a gospodarką powinny istnieć na wszystkich płaszczyznach. Musi pojawić się wzajemne zrozumienie własnych potrzeb i obowiązków. Państwo musi wspierać i rozumieć prawo do godziwego zysku, a przedsiębiorca ma rozumieć obowiązki państwa i odrębność pieniądza publicznego od pieniądza prywatnego. To jest punkt wyjścia, ponieważ gdy będziemy mówili o państwie jako o wrogu ludu, to o porozumienie będzie trudno. W mediach często czytamy „nie daj się ograbić fiskusowi” albo „państwo znów sięga do twojej kieszeni” – mówi Uczkiewicz. Dodaje przy tym, że wymagania społeczeństwa co do jakości usług, do których świadczenia zobowiązane jest państwo, nieustannie rosną. – Bez zaangażowania przedsiębiorców nie uda się tych potrzeb zaspokoić, tym bardziej że rola państwa stopniowo się ogranicza. Państwo przestało być dysponentem wielu środków produkcji. Przedsiębiorstw państwowych jest bardzo mało – twierdzi wiceprezes NIK.
Z tą tezą nie zgadza się Jeremi Mordasewicz, który przypomina, że jako kraj mamy największy udział własności państwowej w gospodarce ze wszystkich państw OECD. – Sektor publiczny w Polsce zatrudnia 23 proc. pracujących wobec 14 proc. w Niemczech. Kiedy państwo jest jednocześnie regulatorem rynku i właścicielem przedsiębiorstw działających na tym rynku, nie ma mowy o uczciwej konkurencji – tłumaczy ekspert Konfederacji Lewiatan. Mordasewicz podkreśla jednocześnie, że oprócz dobrej konkurencji w Polsce istnieje pilna potrzeba inwestowania w najbardziej wydajne sektory gospodarki. A z tym bywa różnie. – Gdy słyszę, że ponad 100 mld zł w okresie transformacji wpakowaliśmy w państwowe górnictwo, budzi się we mnie bunt. Przecież to były pieniądze znalezione w kieszeniach podatników, a ściślej mówiąc, w sektorach o wyższej rentowności. Transferując środki do sektorów i przedsiębiorstw o niższej produktywności jak górnictwo czy rolnictwo, hamujemy wzrost całej gospodarki – wyjaśnia Mordasewicz.
Potrzeba prawa wysokiej jakości
Mirosław Barszcz zwraca uwagę, że pieniądze uciekają nie tylko poprzez źle ulokowane inwestycje. – Według wyliczeń Komisji Europejskiej luka VAT-owska kosztuje nasz budżet 46 mld zł rocznie. To więcej, niż wynoszą roczne wpływy z CIT-u – tłumaczy Barszcz. Zdaniem Piotra Krupy, prezesa Grupy Kruk, na obraz polskiej przedsiębiorczości negatywnie wpływa także niedoskonały wymiar sprawiedliwości. – W wymiarze sprawiedliwości mamy ciężką sytuację i nie mam tutaj na myśli kwestii personalnych. System prawa, który powstał przed laty, nie działa w taki sposób, jak powinien. Zatem nie dziwią mnie słabe wyniki w różnego rodzaju rankingach, które przytaczał Jeremi. System jest bardzo nieprzyjazny dla przedsiębiorców i można na to mnożyć przykłady – przekonuje Krupa. A jak prezes Kruka wyobraża sobie wzorowy układ? – Dobry system wyobrażam sobie jako dobre przedstawicielstwo dla przedsiębiorców, które byłoby traktowane jako partner. Co z tego, że takowe obecnie istnieje, skoro traktowane jest jako chłopiec do bicia – kwituje Krupa.
Kluczowe wydaje się zatem poszukiwanie jakiegokolwiek pola do współdziałania. – Pierwszy etap, na którym możemy współpracować, to stanowienie prawa. W różnego rodzaju rankingach widać, że duża zmienność i niska jakość prawa prowadzą do konfliktów między przedsiębiorcami i instytucjami państwowymi, podnoszą ryzyko i koszty działalności gospodarczej oraz zniechęcają do inwestowania. Jeśli w Polsce przedsiębiorca chciałby śledzić zmiany w prawie, musiałby poświęcić na to 3,5 godz. dziennie. W zeszłym roku w naszym kraju powstało sześć razy więcej stron przepisów niż w Czechach i siedem razy więcej niż na Słowacji – wylicza Jeremi Mordasewicz, przytaczając rekomendacje mogące udoskonalić system stanowienia prawa. – Jeżeli chcemy poprawić jego jakość, to od inicjatorów zmian musimy wymagać rzetelnych ocen skutków regulacji, monitorowania rezultatów wprowadzanych przepisów oraz rzetelnych konsultacji społecznych prowadzonych z organizacjami przedsiębiorców. Przy czym muszą to być organizacje reprezentatywne, a nie kilku gości, którzy się skrzyknęli, nazwali organizacją i dzięki używaniu ostrego języka brylują w mediach. Tacy „reprezentanci” przedsiębiorców nigdy nie przyznają, że w mikroprzedsiębiorstwach mamy ogromną szarą strefę, bo grozi to utratą sympatii – wskazuje ekspert Lewiatana.
Według Mirosława Barszcza rozwiązaniem problemu z niekorzystnymi zapisami prawnymi mogłoby być wprowadzenie ustawowego obowiązku dostosowania się do zasad legislacyjnych. – Bez tego nic się nie zmieni – przekonuje były wiceminister finansów.
Samorząd gospodarczy? Tak, ale nie w Polsce
Piotr Krupa zastanawia się, czy samorządy są wystarczająco mocno reprezentowane w procesie tworzenia prawa. – Może powinniśmy pochylić się nad pomysłem stworzenia samorządu gospodarczego w naszym kraju, który byłby mocnym partnerem rządu w kwestiach polityki gospodarczej, na wzór modelu niemieckiego? – pyta prezes Grupy Kruk. Zwolennikiem takiego pomysłu nie jest Jeremi Mordasewicz. – Przy niskim zaangażowaniu społecznym naszych przedsiębiorców i dużym udziale sektora publicznego w gospodarce samorząd gospodarczy by się nie sprawdził. Władzę nad nim przejęliby etatowi działacze i politycy. Ze względu na sprzeczności interesów przedsiębiorców, w zależności od wielkości i rodzaju prowadzonej działalności, jednolita reprezentacja wszystkich przedsiębiorców jest mitem. Przez 25 lat nie udało się nam, przedsiębiorcom, wypracować wspólnego stanowiska w żadnej ważnej sprawie: stawek VAT, planowania przestrzennego, przystąpienia do strefy euro, dotacji dla przedsiębiorstw, relacji z dostawcami i podwykonawcami czy pracy w niedzielę – argumentuje ekspert Lewiatana i podkreśla, że nie zna badań potwierdzających tezę, iż w państwach posiadających samorząd gospodarczy stworzono lepsze warunki do prowadzenia działalności gospodarczej. – Nie potrzeba samorządu, aby wskazać, że wdrażanie nieracjonalnych, utrudniających życie przepisów obniża autorytet państwa i poszanowanie prawa – przekonuje Mordasewicz.
Do słabego autorytetu państwa odnosi się także Mirosław Barszcz. – Uważam, że wysokie poparcie Polaków dla Unii Europejskiej wynika z niewiary we własne państwo. Polacy są przekonani, że zewnętrzne czynniki w Brukseli będą w stanie lepiej ułożyć system prawny i sposób jego funkcjonowania. I często rzeczywiście tak jest. Dla przykładu ustawa VAT-owska narzucona dyrektywami jest zdecydowanie lepsza niż nasza wewnętrzna – mówi były wiceminister finansów.