Artur Dębski poseł PSL, wnioskodawca projektu ustawy o książce / Dziennik Gazeta Prawna
Od kilku miesięcy w parlamencie trwają intensywne prace nad uchwaleniem ustawy o książce. Projekt przewiduje wprowadzenie jednolitej ceny, która miałaby obowiązywać wszystkich sprzedawców przez rok od premiery. Ostatnie posiedzenie podkomisji nadzwyczajnej zostało jednak odroczone. Jaka jest szansa na uchwalenie tej ustawy jeszcze w tej kadencji?
Praktycznie nie widzę szans. Właśnie dowiedziałem się, że podczas tego posiedzenia Sejmu rzekomo nie ma możliwości zwołania posiedzenia podkomisji. W związku z tym komisja kultury, która miałaby oceniać prace podkomisji, może się zebrać dopiero podczas ostatniego posiedzenia Sejmu. Nawet gdyby Sejm przyjął wówczas ustawę, to jeszcze musiałaby trafić do Senatu. Inaczej by się stało, gdyby wtorkowe posiedzenie podkomisji nie zostało zerwane: mielibyśmy już przyjęty projekt ustawy w kształcie, jaki akceptowały biblioteki.
Te protestowały, że ustawa przewidywała maksymalnie 20-procentowy upust od ceny książek sprzedawanych bibliotekom, podczas gdy dziś wydawcy sprzedają im je nawet o połowę taniej.
Dlatego biblioteki miały być zupełnie wyłączone z ustawy. One i tak wymagają dofinansowania, więc jeśli jakieś wydawnictwo zechce sprzedać bibliotece książki dużo taniej, to nic nie powinno stać na przeszkodzie. Oprócz tego miałem zgłosić jeszcze kilka innych poprawek. Chciałem uszczelnić ustawę, tak by ograniczyć grono osób uprawnionych do kupowania książek po innej niż jednolita cenie. Pierwotnie projekt przyznawał takie prawo pracownikom wydawnictw czy podmiotów importujących albo dystrybuujących książki. Ale jeśli wielka księgarnia internetowa zatrudnia np. 5 tys. osób i każda z nich miałaby prawo do kupienia książki w niższej cenie, to zaraz pojawiłyby się one na internetowych aukcjach. Chciałem ograniczyć takie prawo tylko do autorów, by uniknąć szarych stref.
O przyjęcie ustawy zabiegali głównie wydawcy. Abstrahując od wątpliwości konstytucyjnych związanych z tym, w jaki sposób konieczność utrzymywania przez rok stałej ceny ogranicza swobodę prowadzenia działalności gospodarczej, nie było zgody co do skutków, jakie przyniosą nowe przepisy. Zwolennicy argumentowali, że ceny spadną, co przyczyni się do wzrostu czytelnictwa. Przeciwnicy prognozowali, że ceny wzrosną, na czym zyskają tylko autorzy i wydawcy. Jedni i drudzy mogli się powołać na różne skutki, jakie tego typu regulacje przyniosły w różnych krajach.
Byłaby duża szansa, że ceny by spadły. Takie są też solenne zapewnienia wydawców. Poza tym chciałem też zaproponować, by po roku zrobić audyt funkcjonowania przepisów. Wówczas można by ewentualnie korygować zapisy. Dlatego po wyborach, jeśli będę miał taką możliwość, ponownie będę chciał w imieniu klubu PSL taki projekt złożyć. Taka ustawa jest najbardziej potrzebna Polsce powiatowej. Wyrównałaby szanse dużych i małych księgarń, poszerzała dostępność do książki. Ustawa o książce miała być pierwszą z moich propozycji legislacyjnych zmierzających do poprawy sytuacji. Drugą ma być zwiększenie nakładów na biblioteki, a trzecią wprowadzenie preferencyjnych stawek czynszowych dla księgarni, których 80 proc. przychodów związane jest z handlem książką. Ale w tej sytuacji jedyne, co może się udać w tej kadencji, to podjęcie uchwały, że książka jest dobrem kultury.