Rynek apteczny w Polsce jest rozdrobniony. Propozycje legislacyjne zmierzające do wspierania aptek indywidualnych kosztem dobrze funkcjonujących firm to działanie pozbawione racjonalności
/>
Związek Pracodawców Aptecznych PharmaNET przygotował raport „Sieci apteczne w Polsce”. Przekonuje w nim, że twierdzenia, jakoby najwięksi gracze na rynku mogli w którymś momencie zacząć szantażować rząd, to scenariusz rodem z filmu science fiction.
– Na temat sieci aptecznych w Polsce od lat krąży wiele mitów i półprawd. Stąd pomysł raportu. Chcemy rozmowy o kształcie polskiego rynku farmaceutycznego na podstawie faktów i liczb, a nie mitów – tłumaczy Marcin Piskorski, prezes organizacji.
Z liczb zaś wynika, że nie można mówić o dominacji na rynku aptek kilku podmiotów. Większość sieci zaś to nie zagraniczny kapitał, lecz polski. PharmaNET wskazuje, że dzielenie aptek na lepsze i gorsze przez pryzmat ich struktury właścicielskiej to nonsens. Zdaniem związku podział powinien opierać się na jakości usług.
Tendencja do usieciowienia rynku trwa w Polsce od ponad 10 lat. Zdaniem PharmaNET wynika głównie z pogorszenia ekonomicznych warunków prowadzenia apteki przy jednoczesnym wzroście wymagań klientów. Na te ostatnie zaś lepiej mają odpowiadać znający się na biznesie przedsiębiorcy.
Relikt przeszłości
Przedstawiciel jednej z sieci mówi nam, że działania na rzecz lokalnych farmaceutów można porównać do działań na rzecz FSO na warszawskim Żeraniu sprzed kilkunastu lat.
– Pomaganie producentowi poloneza, gdy klienci mają już dostęp do fordów czy mazd, byłoby głupotą – twierdzi.
Z tym porównaniem nie zgadza się poseł PO Rajmund Miller, z zawodu lekarz. Przekonuje, że wspieranie lokalnych farmaceutów jest w interesie państwa. – Teraz grupy kapitałowe są na etapie eliminowania z rynku lokalnych aptek. Gdy już to uczynią, wykupione zostaną mniejsze sieci – przewiduje Miller.
Jego zdaniem ostatecznie doprowadzi to do pozostania zaledwie kilku podmiotów na rynku. I bez znaczenia jest to, że obecnie funkcjonuje 330 sieci.
PharmaNET powołuje się także na raport Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wynika z niego, że nie można mówić o monopolizacji rynku aptecznego w skali kraju. Zagrożenia są co najwyżej lokalne. „A w skali lokalnej najsilniejszą pozycję zajmują lokalni przedsiębiorcy, nie zaś duże sieci” – podkreśla związek w swoim opracowaniu.
Ponadto przedsiębiorcy wskazują, że podział jest sztuczny, gdyż apteki indywidualne coraz częściej tworzą grupy zakupowe – czyli tworzy się powiązania funkcjonalne i operacyjne bez powiązań kapitałowych. Największe takie grupy liczą nawet po kilkaset aptek i uzyskują porównywalne warunki handlowe i cenowe jak apteki sieciowe.
– W ciągu ostatnich lat sieci apteczne stały się istotnym elementem polskiego rynku i motorem wielu zmian: zmieniły standard apteki, obsługi pacjenta i klienta, doprowadziły do presji na obniżkę cen leków nierefundowanych – wylicza Marcin Piskorski.
Jak dodaje, to powód, dla którego Polacy polubili sieciówki. A zarazem przyczyna, dla której niektórzy tak bardzo ich nie cierpią.
Wyciąć mniejszych
– Argumentacja sieci aptecznych mnie nie przekonuje. Ich nadrzędnym założeniem jest nastawienie na zysk, co przy sprzedaży leków nie powinno mieć miejsca – uważa jednak Rajmund Miller.
Poseł podkreśla także, że większość aptek w Polsce, także tych sieciowych, prowadzi biznes na granicy opłacalności. Najwięksi gracze na rynku liczą na to, że uda się z niego wyciąć tych mniejszych. Wtedy zaś – zdaniem parlamentarzysty – będą mogli podnieść ceny.
– Kolejnym krokiem będzie przekonywanie Polaków, że czuwać nad prawidłowością prac placówki nie musi wcale magister farmacji. Wystarczy miła uśmiechnięta pani, znająca się na – jak to nazywają sieci – rozpoznawaniu potrzeb pacjentów – ostrzega poseł PO.
W ostatnich tygodniach Naczelna Izba Aptekarska przekazała ministrowi zdrowia projekt nowelizacji ustawy – Prawo farmaceutyczne. Przewiduje on między innymi uzależnienie pozwolenia na tworzenie nowych placówek od czynników demograficznych i geograficznych (jedna apteka na określoną liczbę mieszkańców).
Innymi słowy, na jednej ulicy nie rywalizowałoby ze sobą kilka aptek. W pierwszej fazie funkcjonowania nowych przepisów mogłoby to doprowadzić do zmniejszenia ich liczby. Celem byłoby jednak to, aby dostęp do nich mieli wszyscy obywatele (obecnie dostęp do leków w mniejszych gminach bywa utrudniony) oraz aby jakość usług farmaceutycznych była możliwie najwyższa.