Obniżenie stóp procentowych oraz zmniejszenie poziomu rezerw obowiązkowych w bankach, co miało uspokoić sytuację na szanghajskiej giełdzie, przyniosło jedynie połowiczne efekty. Po rozchwianej sesji, w czasie której były zarówno spore wzrosty i podobne spadki, Shanghai Composite – główny indeks chińskiej giełdy – zamknął się wczoraj na poziomie o 1,27 proc. niższym niż na otwarciu. To wprawdzie znacznie mniejszy spadek niż te z poprzednich dwóch dni, ale trudno mówić o jakimś optymizmie wśród inwestorów. A jeszcze trudniej – o wierze w skuteczność podejmowanych przez władze działań.
Obniżenie stóp procentowych oraz zmniejszenie poziomu rezerw obowiązkowych w bankach, co miało uspokoić sytuację na szanghajskiej giełdzie, przyniosło jedynie połowiczne efekty. Po rozchwianej sesji, w czasie której były zarówno spore wzrosty i podobne spadki, Shanghai Composite – główny indeks chińskiej giełdy – zamknął się wczoraj na poziomie o 1,27 proc. niższym niż na otwarciu. To wprawdzie znacznie mniejszy spadek niż te z poprzednich dwóch dni, ale trudno mówić o jakimś optymizmie wśród inwestorów. A jeszcze trudniej – o wierze w skuteczność podejmowanych przez władze działań.
/>
Faktem jest, że wtorkowa decyzja o obniżce stóp procentowych – po raz piąty od listopada – obliczona jest raczej na pobudzenie gospodarki jako całości, ale to, że po tak głębokich spadkach nie wywołała ona choćby małego odbicia, było rozczarowaniem. Najlepiej świadczy o tym to, że europejskie giełdy też zaczęły dzień od spadków.
Tymczasem pojawiają się spekulacje, że ofiarą sytuacji na giełdzie i większego, niż się spodziewano, spowolnienia chińskiej gospodarki zostanie premier Li Keqiang. – Nie ma wątpliwości, że pozycja premiera stała się w efekcie obecnego kryzysu bardziej niepewna. Jeśli sytuacja się pogorszy i prezydent Xi Jinping będzie potrzebował kozła ofiarnego, Li świetnie będzie się do tej roli nadawał – uważa Willy Lam, ekspert z Chińskiego Uniwersytetu w Hongkongu.
Przy czym nie jest tak, że Li Keqiang będzie przypadkową ofiarą. To on wraz z wicepremierem Ma Kaiem był autorem przyjętych na początku lipca pomysłów na uspokojenie sytuacji. Te środki to półroczny zakaz sprzedaży papierów przez posiadaczy dużych pakietów czy zakupy akcji przez państwowe instytucje. Te działania przyniosły efekt tylko przez kilka tygodni – po krótkim rajdzie, który skłonił jeszcze więcej Chińczyków do wejścia na giełdę – notowania spadły jeszcze mocniej. I są na poziomie z grudnia 2014 r.
Dla władz problemem jeszcze ważniejszym niż giełda jest spowolnienie gospodarcze, a za to też Li Keqiang odpowiada (a konkretnie za to, by przejście do bardziej zrównoważonego tempa wzrostu odbyło się bezboleśnie). Oficjalnie planem na ten rok jest przyrost PKB o blisko 7 proc., ale coraz bardziej wątpliwe jest, czy uda się to osiągnąć. Poza tym pojawiają się podejrzenia, że podawane przez Pekin dane nie są prawdziwe. Londyńska firma konsultingowa Fathom, która przeanalizowała oficjalne informacje na temat zużycia energii czy ruchu pociągów w Chinach, szacuje, że rzeczywisty wzrost gospodarczy w tym kraju to nie 7, lecz 3,1 proc. PKB. Na dodatek Li Keqiang już przed wybuchem kryzysu był uważany przez analityków za najsłabszego chińskiego premiera od kilku dekad – po części ze względu na Xi Jinpinga, który dla odmiany jest najbardziej wpływowym prezydentem od lat.
Mimo trudnej sytuacji Chin polski rząd zgodził się we wtorek na podpisanie umowy, która umożliwi przystąpienie naszego kraju do Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB w założeniu ma stanowić alternatywę dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Banku Światowego). Podpisanie umowy w tej sprawie powinno nastąpić do 31 grudnia 2015. Rząd ocenia, że udział AIIB (który ma wynosić 831,8 mln dol., niecały 1 proc. kapitału banku) ułatwi polskiemu biznesowi ekspansję w Azji.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama