Wykształceni specjaliści pomagają gospodarce, ale w Polsce nie mamy pomysłu na to, jak ich przyciągnąć i zatrzymać. Anish Saraf przyjechał z Indii w 2008 r. Najpierw badał rynek, wreszcie postanowił założyć u nas firmę.
/>
– Początki były trudne – wspomina przeprawy z urzędnikami, szczególnie w sprawie starań o obywatelstwo i pozwolenie na pracę oraz rejestrację firmy. Ale postawił na swoim i stworzył w Gdańsku Let’s Deliver, firmę specjalizującą się w skracaniu dostawy zakupów internetowych, kwiatów czy jedzenia. – Dziś zatrudniamy ok. 70 osób, głównie z Trójmiasta, bo działamy na razie lokalnie. Ale myślimy o ekspansji na Niemcy i Belgię, tak więc na pewno będziemy szukać ludzi do pracy nie tylko z Polski – dodaje.
To jeden z coraz liczniejszych przykładów nowego typu wysoko wykwalifikowanych imigrantów, którzy u nas zakładają firmy lub pracują w zawodach wymagających specjalnego przygotowania. Z najnowszego raportu Instytutu Spraw Publicznych „Przyciąganie do Polski wykwalifikowanych imigrantów” – wynika, że takich cudzoziemców jak Saraf możemy mieć coraz więcej.
Polska wyróżnia się na tle większości krajów członkowskich Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju: u nas odsetek przyjezdnych pracujących zgodnie z kwalifikacjami jest o 13,5 pkt. proc. wyższy niż Polaków i wynosi 47 proc. Co więcej, dzieje się tak, mimo że od czasu wybuchu kryzysu, czyli od 2008 r., zmalała liczba wysokiej kadry kierowniczej i doradczej z zagranicy przysyłanej do nas przez międzynarodowe korporacje. Równolegle jednak zaczęło rosnąć zainteresowanie Polską wśród ekspertów wolnych zawodów. Szczególnie z branży informatycznej. Oświadczeń o zamiarze powierzenia wykonywania pracy w sektorze ICT (informatycznym i telekomunikacyjnym) w I połowie 2014 r. było 1119. A w tym samym okresie 2013 r. było ich ponad sześć razy mniej: zaledwie 182.
Podobnie duże wzrosty notowane są w przypadku działalności profesjonalno-naukowej, gdzie skok rok do roku był aż 70-proc., do 1258.
Zaczynają się też pojawiać widoczne trendy migracji specjalistów z konkretnych państw. Przyjezdni z Japonii czy Korei Południowej stanowią kadrę kierowniczą, doradczą i ekspercką. Z Chin przyjeżdża najwięcej robotników wykwalifikowanych. Z Indii przybywa coraz więcej informatyków oraz doradców.
– Trudno podać konkretne liczby, bo dane są bardzo cząstkowe i można je zbierać z kilku różnych źródeł: niebieskich kart dla cudzoziemców o wysokich kwalifikacjach, z ZUS o rejestracji firm przez cudzoziemców, z urzędów pracy, gdzie przedsiębiorcy zgłaszają oświadczenia o zamiarze zatrudnienia obcokrajowców. Ale to nie jest cały rynek wysoko wykwalifikowanych cudzoziemców – tłumaczy Andriy Korniychuk, analityk z ISP, sam będący przykładem takiego imigranta, bo będąc absolwentem European Public Affairs na Uniwersytecie w Maastricht i studiów społecznych na Uniwersytecie w Lancaster, a pochodząc z Ukrainy, zdecydował się na pracę w Polsce.
Z oficjalnych danych można wnioskować tylko o części tego zjawiska. W 2014 r. wydano 469 zezwoleń na pracę dla informatyków, 333 w sektorze ochrony zdrowia, 207 zezwoleń dla nauczycieli, 141 zezwoleń dla artystów i osiem zezwoleń dla prawników. W ZUS w 2014 r. zarejestrowanych było w zeszłym roku 13 992 cudzoziemców prowadzących własną działalność gospodarczą, o 1,5 tys.więcej niż w 2012 r. – Czyli zainteresowanie naszym krajem już jest widoczne, a w wielu branżach tacy cudzoziemcy bardzo są potrzebni. Niestety rząd nie adresuje szerokich działań do tej grupy. Teoretycznie w polityce migracyjnej są wskazane wysoko wykwalifikowane osoby jako grupa, na której Polsce zależy, ale nie idą za tym konkrety – podkreśla Korniychuk i dodaje, że jedynym instrumentem, który uruchomiono, jest niebieska karta, która miała być w zamierzeniu Unii Europejskiej specjalną ścieżką dla migrantów z wysokimi umiejętnościami. – Tyle że w Polsce wydano dwie takie karty w 2012 r. i 16 w 2013 – podkreśla ekspert.
Dodaje, że właściwie z wyjątkiem Niemiec, gdzie niebieskie karty w 2013 r. otrzymało ponad 11 tys. obcokrajowców, to niespecjalnie sprawdzają się one w całej Unii. W 2013 r. w Holandii wydano trzy, w Szwecji – dwie, w Portugalii zaś – cztery. – Niestety w porównaniu z zezwoleniami na pobyt czasowy i pracę uzyskanie zezwolenia pobytowego, czyli najpopularniejsze sposoby legalizacji pobytu dla robotników, legalizacja na postawie niebieskiej karty została obwarowana wieloma dodatkowymi obowiązkami. I tak zamiast ułatwić specjalistom pracę w Polsce, to ją utrudnia.