Greccy biznesmeni załamują ręce. Zamknięte od 11 dni banki oraz ograniczenia w transakcjach bankowych spowodowały, że małe przedsiębiorstwa, które są podstawą greckiej gospodarki, znalazły się w bardzo trudnej sytuacji, bo nie mają dostępu do swoich pieniędzy. „Dostawcy jedzenia do naszej restauracji chcą od nas gotówki, a nie przelewów bankowych. Grożą, że jeśli nie dostaną gotówki, to nie sprzedadzą nam niczego. Czyli koniec końców, nie będziemy mieli dostaw towarów. Nie wiem, jak długo to potrwa” - mówi Penelopa, menadżerka jednej z restauracji w Atenach.
Biznesmeni mówią, że jeśli banki dalej będą zamknięte, a import towarów z Europy ograniczony, to skutki mogą być opłakane. „52 procent niezbędnych towarów, jedzenia czy lekarstw jest importowana. Dlatego problem będzie się zwiększał. Jeśli nadal nie będziemy mogli z góry zapłacić za importowane towary, to zaczną się braki” - podkreśla szef Greckiej Organizacji Handlu i Przedsiębiorczości Wasilis Korkidis. Jak relacjonuje z Aten specjalny wysłannik Polskiego Radia Wojciech Cegielski, kryzys w Grecji dotknął przede wszystkim małe przedsiębiorstwa, które nie mają kont w zagranicznych bankach. A takich firm jest w kraju najwięcej. Sytuacja jest jednak także odczuwalna w ekskluzywnych centrach handlowych w Atenach. W ostatnich dniach liczba odwiedzających spadła o 20 procent, a dochody sklepów zmniejszyły się o połowę. Greckie banki mają być zamknięte co najmniej do poniedziałku. W niedzielę na szczycie w Brukseli przywódcy krajów Unii Europejskiej mają zdecydować, czy Ateny dostaną kolejną transzę pożyczki, czy też zostaną wyrzucone ze strefy euro.